Bycie mamą to ciężka praca. Taka na dwa, a czasami i trzy etaty. To zmiany poranne,
popołudniowe i wieczorne. To nadgodziny, nowe projekty, niekończące się wyzwania.
Jeśli cały dzień spędzasz z małym dzieckiem w domu, to doskonale wiesz, iż wszystko
kręci się wokół niego. A gdy maluchów jest dwójka lub trójka, sprawa zaczyna się jeszcze bardziej komplikować.
Jak nie ja, to kto?
Jesteśmy przekonane, iż ze wszystkim damy radę. Że sprostamy każdemu zadaniu, każdemu wyzwaniu. Przecież opieka nad dzieckiem nie jest (chyba) czymś tak wymagającym i absorbującym. Zostajemy w domu, mąż/partner wraca do pracy. Nie trzeba długo czekać. Już po kilku tygodniach "siedzenia" w domu, zaczynamy odczuwać
zmęczenie.
Noszenie na rękach, przytulanie, karmienie, przewijanie. Każdy dzień wygląda tak samo. Nieprzespane noce nie ułatwiają zadania. Potem maluch zaczyna raczkować, chodzić. Wszędzie go pełno.
Matka musi mieć oczy dookoła głowy. Nie może w spokoju, samotności skorzystać z toalety. Zawsze ma przy swoim boku towarzysza. Malutkiego słodziaka, który nieźle potrafi dać w kość. Kiedy opiekujemy się dwójką czy trójką dzieci, wszystko zaczyna się jeszcze bardziej komplikować. O wypiciu ciepłej herbaty możemy pomarzyć, a zjedzenie obiadu w spokoju to coś nieosiągalnego.
I zamiast poprosić o pomoc, wciąż powtarzamy w myślach: "Dam radę. Muszę. Poradzę sobie". Aż w końcu padamy z przemęczenia.
Wraca on
Absolutnie nie ujmuję pracy mężczyzn. Wiem, iż też nie mają lekko. Praca, nadgodziny, wyzwania – to wszystko potrafi dać nieźle w kość. Jednak przypuszczam (i chyba się nie mylę), iż mają trochę spokojniej, łatwiej niż my. Bo nie zapominajmy, iż oprócz opieki nad dzieckiem czeka na nas dom i wszystko, co jest z nim związane.
Sprzątanie, pranie, prasowanie, gotowanie. A zakupy z maluchem, to kolejne wyzwanie, z którym przychodzi się nam zmierzyć. "Mamo, a kupisz mi to?" – powtarzane po raz setny potrafi wyprowadzić z równowagi.
Niestety, nie każdy mężczyzna to, co robimy w domu, traktuje poważnie. Wielu z nich wydaje się, iż my to mamy fajnie. Przecież jesteśmy na urlopie macierzyńskim. Jednak tylko my wiemy, iż ten czas z urlopem nie ma nic wspólnego.
I najgorsze w tym wszystkim jest to, iż ten nasz mąż/partner wraca, siada i jest. Często czeka, aż podamy mu obiad, zapytamy, jak minął dzień i wysłuchamy, jak to miał ciężko.
Być może jeszcze wesprzemy ciepłym słowem. Pożałujemy.
To jedno pytanie
Beth Ann Tieche, mama trójki dzieci, opublikowała w mediach społecznościowych
filmik, w którym wspomina o jednym pytaniu, które mężczyzna powinien zadać nam po tym, jak wróci z pracy do domu. I to jedno pytanie może wywrócić nasze życie do góry nogami (w tym pozytywnym tego słowa znaczeniu).
"W czym mógłbym ci teraz pomóc?" – to tych słów po całym dniu spędzonym w domu
z dzieckiem tak bardzo potrzebujemy.
Nasze potrzeby się zmieniają. Każdego dnia coś innego może mieć dla nas znaczenie. W poniedziałek możemy potrzebować pomocy w zrobieniu zakupów. We wtorek chwila samotności jest na wagę złota.
"Czasami bardzo pomogło mi zabranie najstarszego dziecka do parku, żebym spokojnie mogła nakarmić piersią bliźnięta. Czasami potrzebowałam chwili samotności, by w spokoju zrobić obiad" – mówi Beth Ann Tieche.
I nie chodzi tutaj o jakieś wielkie rzeczy, wyzwania, którym trudno sprostać. Ale o coś przyziemnego. Zakupy, wyrzucenie śmieci, zabranie dzieci na spacer.
To nie wstyd
Naprawdę. Proszenie o pomoc i wsparcie nie jest czymś, czego powinnyśmy się wstydzić. Mamy prawo być zmęczone, niewyspane, zdenerwowane. Mamy prawo oczekiwać od ojca dziecka pomocy. jeżeli nie umiesz komunikować swoich potrzeb, poproś, by codziennie po pracy zadawał ci to jedno pytanie: "W czym mogę ci dzisiaj pomóc?".