Rodzice są pełni obaw i wątpliwości. Drżą nad swoimi dziećmi i starają się zapewnić im wszystko, co najlepsze. Wszystko, co robią, to z myślą o nich. Dla nich. Zajęcia dodatkowe, zagraniczne wyjazdy, markowe ubrania. Często zapominają, iż maluchy tak naprawdę potrzebują czegoś innego. Dzieciństwa.
Jak z żurnala
Zmęczona pracą i obowiązkami, zabrałam dzieci na osiedlowy plac zabaw. Usiadłam na ławce, wzięłam głęboki oddech i przyglądałam się, jak się wygłupiają. Telefon schowałam na samo dno torebki, by nie kusił. Chciałam odpocząć i w pełni podelektować się widokiem swoich dzieci. Dzieci, które dorastają w zastraszającym tempie. Dzieci, które, zanim się obejrzę, dojrzeją i wyfruną z gniazda. Póki mogę, korzystam z tego, co dało mi życie.
Chłonę każdą cząstką siebie i pozwalam chłonąć też dzieciom. Powietrze, słońce i deszcz.
Wszystko, czego potrzebują. Kiedy biegają po placu zabaw, tarzają się w piasku i wygłupiają na trawie, widzę, iż są szczęśliwe.
Moją uwagę zwrócił chłopiec, który chyba dopiero co pojawił się na placu zabaw. Stał z boku i przyglądał się innym dzieciom. Wyglądał na bardzo grzecznego, ułożonego. Beżowe spodenki, koszulka w tym samym odcieniu. Czapka z daszkiem o ton ciemniejsza. Nie przypominał takiego "typowego" dziecka z podwórka. Wyglądał jak z żurnala. Prezentował się naprawdę fajnie, miło się na niego patrzyło, ale tylko przez chwilę.
Jedna różnica, ale ogromna
Gdy przyjrzałam mu się bliżej, zauważyłam, iż na jego twarzy nie pojawia się uśmiech. Nie ma tej dziecięcej iskierki, odrobiny szaleństwa. Przypominał bardziej posąg, który stoi i się przygląda. Moi chłopcy, którzy przebiegali tuż obok niego, krzyknęli: "Bawisz się z nami w ganianego?". Ten aż poskoczył z radości. Z taką nadzieją w oczach spojrzał na mamę, która przecząco pokiwała głową.
"Dziwna sytuacja" – pomyślałam. Chłopiec skierował się w stronę piaskownicy, już chciał do niej wskoczyć, gdy usłyszał: "Uważaj, bo się pobrudzisz". Zrobił krok w tył i stanął zmieszany. Kobieta zauważyła, iż chłopiec posmutniał. Podbiegła do niego i zaproponowała, iż pobuja go na huśtawce. Chcąc nie chcąc, zgodził się, no bo jakby nie patrzeć, nie miał innego wyjścia. Przecież takie bezczynne stanie na placu zabaw nie ma żadnego sensu.
To przykre
Po kilku minutach chłopiec zszedł z huśtawki, matka złapała go za rękę i skierowali się w stronę parku. Było mi go żal, tak najzwyczajniej w świecie. Widać było, iż chłopiec potrzebuje kontaktu z rówieśnikami. Chce się bawić, wygłupiać i brudzić tak jak oni. A nie stać jak słup soli i uważać, by się nie pobrudzić. By markowe ubrania (na takie wyglądały) przypadkiem nie ucierpiały. By było idealnie, perfekcyjnie i jak od linijki.
Przypuszczam, iż byli dość zamożni. Kilka razy w roku zagraniczne wakacje, najlepsze przedszkole, dodatkowe zajęcia, drogie ciuchy. Chłopiec wyglądał na zadbanego, dopieszczonego w każdym kawałku. Ale czy o to w dzieciństwie chodzi?