O zmianie podejścia do szelek bezpieczeństwa, potocznie nazywanych smyczami dla dzieci lub choćby uprzężą, Chloe, występująca na TikToku jako The Simple Mum, opowiedziała w filmie opublikowanym na tej platformie.
Widzimy na nim kobietę prowadzącą wózek i drepczącą obok dziewczynkę. W szelkach przymocowanych do wózka, a jakże!
"Czy oceniałam rodziców, którzy wkładali dzieciom szelki bezpieczeństwa? No pewnie, przecież to ludzie, a nie psy!
Czy zdawałam sobie sprawę, jak przerażający jest świat, zanim zostałam mamą? W życiu! A teraz mam gdzieś, jak bezsensownie to wygląda. Zrobię wszystko dla bezpieczeństwa swoich dzieci", mówi influencerka.
Dziecko na smyczy? Tak!
I chociaż prowadzenie dzieci "na smyczy" wzbudza silne kontrowersje, w komentarzach pod filmem Chloe znajdujemy tylko głosy poparcia dla tego rozwiązania:
"Gdyby moja mama nie przypinała mi szelek, byłabym już martwa. Byłam mistrzynią ucieczek bez żadnego poczucia niebezpieczeństwa".
"Zawsze mówiłam, iż moja mała córeczka będzie nosić szelki bezpieczeństwa, kiedy nauczy się chodzić. Szczególnie w ruchliwych miejscach. Dzieci są porywane w mgnieniu oka".
"Ja i moi kuzyni wszyscy chodziliśmy w uprzężach. Nie ma w tym zupełnie nic złego".
"Mój syn chodził w szelkach i te spojrzenia, które mi rzucano! Nie ufam nikomu, kto znajduje się w pobliżu mojego syna, wolę wystawiać się na oceniające spojrzenia i wracać z nim bezpiecznie do domu każdego wieczora".
"Mój synek nosił uprząż, kiedy był w fazie uciekania. Nie robiłam tego dla jego wygody, tylko dlatego, iż bardzo bałam się innych ludzi".
"Ja to w ogóle mam psią smycz doczepioną do szelek, bo jest dłuższa".
Szczególnie trafnym podsumowaniem filmu Chloe jest komentarz: "Wydaje mi się, iż morał z tego jest taki, żeby nie oceniać ludzi, jeżeli nie mamy żadnego doświadczenia" oraz utrzymany w podobnym tonie: "Zawsze chichoczę, jak oglądam filmiki z cyklu 'czego nie będę robić, kiedy urodzi się moje dziecko', bo po prostu WIEM, iż będzie dokładnie odwrotnie".
Jak to jest z tymi szelkami bezpieczeństwa?
O tym, iż szelki bezpieczeństwa nie są nowym wynalazkiem, dobitnie świadczy okładka magazynu "Woman's Home Companion" z 1939 roku. Widzimy na niej ilustrację rumianego dziecka w szelkach.
W Polsce tego rodzaju rozwiązanie nie cieszy się popularnością. W sieci nie brakuje słów krytyki, takich jak te opublikowane przez Dorotę Zawadzką, znaną szerzej jako Superniania, która na swoim Facebooku pisała: "(...) jestem na nie! Na smyczy prowadza się psy. Dzieci za rękę (...)". W dalszej części swojego posta wspomina, iż taka praktyka upokarza dziecko, ogranicza możliwość zaspokajania naturalnej ciekawości i odbiera możliwość rozwijania kontroli własnego ciała.
Nieco bardziej wyrozumiały wydaje się dr Benjamin Spock, guru rodzicielskich poradników. W wydaniu książki "Dziecko. Pielęgnacja i wychowanie" z 1973 roku pisał [tłumaczenie własne z ang. – przyp. red.]: "Trzymanie sprawnego chodzącego dziecka w wózku może uchronić je przed kłopotami, ale ogranicza jego ekspresję i rozwój. Niektórzy rodzice uważają, iż w tym wieku bardzo praktyczne podczas zakupów i spacerów są szelki bezpieczeństwa. Nie należy ich jednak używać do trzymania dziecka w jednym miejscu przez dłuższy czas".
Co ciekawe, fragment ten został zmieniony 20 lat później na: "Niektórzy rodzice czują, iż zostaną oskarżeni o traktowanie swojego malucha jak psa, jeżeli przebywają w miejscu publicznym z dzieckiem w szelkach i trzymają smycz przyczepioną do takiej uprzęży. Wydaje mi się, iż rodzic, który ma szczególnie aktywne dziecko, zwłaszcza jeżeli w rodzinie jest też młodsze dziecko, może używać takiej uprzęży jako bardzo skutecznego zabezpieczenia podczas zakupów w supermarketach lub innych miejscach, gdzie małe dzieci mogą łatwo uszkodzić siebie lub towar", pisał lekarz.
Inni eksperci podzielają jednak zdanie Zawadzkiej. W artykule opublikowanym w serwisie Fatherly amerykański psychiatra dziecięcy Howard Pratt mówi: – Dobre rodzicielstwo może rozwiązać znacznie więcej problemów niż jakakolwiek smycz.
Przeciwnikiem smyczy bezpieczeństwa jest też cytowany w tym samym tekście dr Neal Horen, badacz z Centrum Rozwoju Dziecka i Człowieka na Uniwersytecie Georgetown (USA), który przestrzega: – Dzieci mogą interpretować trzymanie dziecka na smyczy lub uprzęży jako formę agresji. Dla dziecka szarpanie za smycz, gdy oddali się za daleko, przypomina uderzenie. Nie wspominając już o tym, iż jeżeli przypadkowo za mocno pociągniesz smycz, twoje dziecko może stracić równowagę i doznać obrażeń. A jeżeli smycz zostanie owinięta wokół szyi, może wystąpić ryzyko uduszenia.