Współczesny świat nienawidzi rodziców i dzieci
Żyjemy w czasach, w których tempo życia, przemęczenie i przebodźcowanie sprawiają, iż coraz trudniej o cierpliwość, życzliwość i empatię. Widać to niestety także w tym, jak w przestrzeni publicznej traktowane są rodziny z dziećmi.
Wiele razy pisałam o tym, jak negatywnie potrafi zareagować otoczenie na obecność najmłodszych – czy to w restauracji, czy w pociągu, czy podczas wizyty w sklepie. Wystarczy płacz malucha lub głośniejsze zachowanie kilkulatka, by pojawiły się spojrzenia pełne dezaprobaty, przewracanie oczami, a czasem i złośliwy komentarz.
Dlatego tak mocno poruszył mnie wpis Dawida Pałki – przedsiębiorcy i inwestora, który w mediach społecznościowych dzieli się biznesową wiedzą. Tym razem mężczyzna opowiedział o swoim doświadczeniu z podróży z dziećmi.
Opisał scenę, którą wielu rodziców zna aż za dobrze: "Wystraszone dziecko płacze na pokładzie samolotu, a zblazowani pasażerowie przewracają oczami. Ktoś wzdycha, ktoś inny rzuca cichy komentarz pod nosem.
Znacie takie sytuacje? Ja jedynie z filmów, bo w prawdziwym życiu nigdy mi się to nie zdarzyło. [...] A jednak... Nigdy nie spotkałem się z niechęcią, krytyką czy pogardą innych pasażerów. Wręcz przeciwnie – uśmiechy, życzliwe spojrzenia, pomocne dłonie.
[...] Bo szacunek do drugiego człowieka widać najlepiej nie wtedy, kiedy wszystko idzie gładko – tylko wtedy, gdy ktoś obok ma trudniej. A dzieci nie są problemem, są częścią przyszłego rozwiązania problemów tego świata".
Potrzebujemy więcej życzliwości
Słowa z instagramowego wpisu to też pewnego rodzaju świadectwo osoby, która podróżuje bardzo często – z racji obowiązków zawodowych – a więc takich sytuacji z udziałem dzieci mogła widzieć naprawdę wiele.
I choć influencer sam ze swoimi dziećmi spotykał się z życzliwością, wielu rodziców doświadcza zupełnie innego traktowania.
Dlaczego tak jest? W dużej mierze winny jest styl życia, w którym funkcjonujemy. Pęd, stres, nadmiar bodźców i brak czasu powodują, iż łatwiej nam zirytować się drobiazgiem niż zatrzymać i spojrzeć na sytuację oczami drugiej osoby.
Płaczące dziecko w autobusie czy głośna zabawa w poczekalni stają się dla wielu ludzi "zakłóceniem spokoju", a nie naturalnym elementem życia. Dzieci w przestrzeni publicznej przecież były od zawsze, a dopiero na przestrzeni ostatnich kilku-kilkunastu lat aż tak bardzo przeszkadzają społeczeństwu.
Tymczasem dzieci – z ich emocjami, czasem trudnymi do opanowania – są częścią naszej wspólnej codzienności. Ich obecność w przestrzeni publicznej nie jest czymś, co trzeba znosić z trudem. One zwykle poprzez bycie w przestrzeni publicznej uczą się życia w społeczeństwie i nie zastąpi tego doświadczenia żadna nauka teoretyczna.
Powinniśmy je po prostu akceptować, bo są częścią tego społeczeństwa, choć, przyznaję, czasami należy w kulturalny sposób zwrócić uwagę rodzicom malucha, iż być może jakieś granice zostały przekroczone. Trzeba też pamiętać, iż przecież każdy z nas kiedyś był dzieckiem.
Bądźcie bardziej wyrozumiali
Historia opowiedziana przez Dawida Pałkę pokazuje, iż życzliwość naprawdę robi różnicę. Czasem wystarczy uśmiech, pomocne spojrzenie albo drobny gest, by rodzic w trudnej sytuacji poczuł wsparcie zamiast presji i oceny.
Takie zachowania mają moc – bo dzieci uczą się od dorosłych. Widząc empatię, same będą w przyszłości umiały ją okazywać. Może więc, zamiast traktować najmłodszych jako hałaśliwy problem, warto przypomnieć sobie słowa napisane przed biznesmena: "dzieci nie są problemem, są częścią przyszłego rozwiązania problemów tego świata".
Ale żeby tak było, musimy dać im dorastać w atmosferze szacunku i zrozumienia – także wtedy, gdy ich zachowanie odbiega od naszej wizji idealnej przestrzeni przepełnionej ciszą i porządkiem. Trzeba też głośno powiedzieć, iż jako dorośli ludzie powinniśmy ze zrozumieniem patrzyć na maluchy, które dopiero uczą się granic i życia w społeczeństwie.