Nigdy nie zmuszałam moich dzieci do dzielenia się. Nie szantażowałam i nie mówiłam, iż nikt ich nie będzie lubił, za to tłumaczyłam, iż taka wspólna zabawa też może być fajna. Zawsze jednak dawałam przestrzeń na to, by odmówiły, gdy nie czują się komfortowo. Gdy obawiają się, iż ktoś nie zadba o ich rzecz lub wiedzą, iż ich gest nie spotka się z wzajemnością, rozumiem i szanuję ich decyzję.
Od małego namawiałam je do wymieniania się zabawkami a także uczyłam, iż należy pytać o zgodę, a potem uszanować odpowiedź. Wydawało mi się to dość oczywiste, ale okazuje się, iż wcale tak nie jest.
Ani be, ani me...
W weekend wybraliśmy się na spacer, córki chciały pojeździć na rolkach i deskorolce. Młodsza po pewnym czasie zachciała pobawić się na placu zabaw. Nieco znudzona starsza latorośl stwierdziła, iż idzie do domu. Zabrała część rzeczy, ale deskorolkę zostawiła. Podczas gdy maluch znalazł towarzystwo w swoim wieku i bawił się w piaskownicy, myśmy siedzieli sobie na ławce i rozmawiali.
Nagle podeszły dwie dziewczynki w wieku ok. 8-9 lat. Coś szeptały sobie do uszu, po czym jedna z nich odważyła się i podeszła do nas. Domyśliliśmy się, iż chciałaby się pobawić deskorolką, jednak, ku naszemu zaskoczeniu, nie doczekaliśmy się żadnego pytania. Bez słowa złapała deskorolkę, która stała obok mojego męża i zaczęła gwałtownie odchodzić. Byłam w szoku.
Dlaczego nie wiedzą, iż trzeba zapytać?
Przecież wystarczyło proste pytanie: "Przepraszam, czy to państwa deskorolka, czy możemy się pobawić? Potem oddamy". Nie mam problemu z tym, by obce dzieci bawiły się zabawkami czy sprzętami moich dzieci, gdy te z nich nie korzystają, jednak takie zachowanie mnie oburza.
To nie były maluszki, które są przekonane, iż mogą się bawić wszystkim, co jest na placu zabaw. To były dzieci w wieku szkolnym, które świetnie wiedzą, iż przedmioty mają właścicieli i powinny także wiedzieć, iż wypadałoby zapytać się o zgodę. Przecież, to nie był porzucony w nieładzie sprzęt, a coś, co stało tuż pod naszymi nogami.
Ja byłam już gotowa na miniwykład o tym, co wypada, a co nie, jednak mąż mnie uprzedził. Poprosił dzieci, by po zabawie oddały deskorolkę. Bez słowa odeszły, wyraźnie nie czując, by trzeba było się jakkolwiek odezwać.
Niby nic takiego, ale jednak tak sobie myślę, a co gdyby moja torebka im się spodobała też, by ja sobie wzięły? Może nieco przesadzam, ale niestety nie pierwszy raz stykam się z takim zachowaniem.
I wiecie co? Gdy oddały sprzęt, choćby nie podziękowały...