Wracałam z pracy, jak zwykle zmęczona, zatopiona w myślach o kolacji i jutrzejszym zebraniu. Nagle usłyszałam za sobą:
— Przepraszam! Pani Danuto?
Obrociłam się. Przede mną stała młoda kobieta z chłopcem około sześciu lat. W jej głosie była niepewność, ale wzrok miał stanowczy.
— Nazywam się Kasia — powiedziała. — A to pani wnuk, Mikołaj. Ma już sześć lat.
Najpierw pomyślałam, iż to jakiś niedorzeczny żart. Nie rozpoznałam ani jej, ani chłopca. W głowie dzwoniło mi od zaskoczenia.
— Przepraszam, ale… chyba mnie pani myli? — ledwo wykrztusiłam.
Lecz Kasia mówiła dężej z przekonaniem:
— Nie, nie mylę się. Pani syn jest ojcem Mikołaja. Długo milczałam, ale uznałam, iż pani ma prawo wiedzieć. Nic nie chcę. Oto mój numer. jeżeli zechce pani się spotkać — proszę dzwonić.
I zostawiła mnie w całkowitym osłupieniu. Stałam na środku ulicy ze skrawkiem papieru w dłoni, czując, jak zaciskają mi się pięści. Natychmiast zadzwoniłam do Artura — mojego jedynego syna.
— Artur, spotykałeś się kiedyś z dziewczyną o imieniu Kasia? Masz dziecko?
— Mamo, no… Było. Krótko. Zachowywała się dziwnie, potem powiedziała, iż jest w ciąży. Nie wiem, może zmyśliła. Później zniknęła. Nie jestem pewien, czy to moje dziecko.
Jego odpowiedź nie dała mi spokoju. Z jednej strony zawsze wierzyłam synowi. Wychowałam go w dyscyplinie, sama ciężko pracowałam na dwóch etatach, odmawiając sobie wszystkiego, by on miał lepiej. Stał się dobrym fachowcem, szanowanym w pracy, ale rodziny nie założył. Często prosiłam, by pomyślał o dzieciach, marzyłam o byciu babcią. A teraz — proszę: wnuk znalazł się sam, jak spod ziemi.
Następnego dnia i tak zadzwoniłam do Kasi. Nie zdziwiła się.
— Mikołaj ma sześć lat. Urodził się w kwietniu. I nie, nie zrobię żadnych testów. Wiem, kto jest jego ojcem. Rozstaliśmy się, gdy byłam w ciąży. Nie przyszłam wcześniej, bo radziłam sobie sama. Moi rodzice pomagają. Wszystko jest w porządku. Zrobiłam to tylko dla dziecka — ma prawo wiedzieć, iż ma babcię. I pani — jeżeli zechce — może być częścią jego życia. A jeżeli nie — zrozumiem.
Odłożyłam słuchawkę i długo siedziałam w ciszy. Z jednej strony złościłam się na syna. Z drugiej — widziałam w oczach Mikołaja coś znajomego, ledwo uchwytnego. Uśmiech. Spojrzenie. Gesty. A może to tylko moja chęć, by mieć wnuka?
Tego wieczoru długo patrzyłam przez okno, wspominając, jak woziłam Artura do przedszkola, jak jedliśmy kaszę z jednej miski, jak pierwszy raz poszedł do szkoły. Czy naprawdę mógł porzucić kobietę z dzieckiem? A może to jednak nie jego syn?
Nawet jeżeli nie — czułam dziwne ciepło na myśl o Vladku. I straszną złość na siebie za wątpliwości. Przecież nie żądałam dowodów, gdy rodziłam Artura. Dlaczego teraz domagam się ich od tej dziewczyny? Dlaczego nie potrafię uwierzyć sercem?
Jeszcze nic nie postanowiłam. Nie zadzwoniłam ponownie. Ale za każdym razem, gdy przechodzę ulicą, na której się spotkałyśmy, wypatruję przechodniów. Nie jestem pewna, czy Vlad jest moim wnukiem. Ale nie umiem o tym zapomnieć. Marzenie o byciu babcią wciąż we mnie żyje. Może niedługo i tak wykręcę ten numer. Choćby po to, by poznać chłopca, który nazwał mnie babcią.