To twój wnuk, ma już sześć lat”: Nieznajoma zatrzymała mnie na ulicy, a syn zaprzecza

newskey24.com 4 dni temu

Wracałam z pracy, zmęczona jak zwykle, zatopiona w myślach o kolacji i jutrzejszym zebraniu. Nagle usłyszałam za sobą:
— Przepraszam! Krystyna Stanisławówna?

Odwróciłam się. Przede mną stała młoda kobieta z chłopcem około sześciu lat. W jej głosie czuć było niepewność, ale spojrzenie miała twarde.
— Nazywam się Kinga — powiedziała. — A to wasz wnuk, Miłosz. Ma już sześć lat.

Najpierw pomyślałam, iż to jakiś absurdalny żart. Nie rozpoznałam ani jej, ani chłopca. W głowie dzwoniło mi z zaskoczenia.
— Przepraszam, ale… chyba się pani pomyliła? — wykrztusiłam.

Lecz Kinga mówiła dalej z przekonaniem:
— Nie, nie pomyliłam się. Wasz syn jest ojcem Miłosza. Długo milczałam, ale uznałam, iż macie prawo wiedzieć. Nic od was nie chcę. Oto mój numer telefonu. jeżeli zechcecie się spotkać — zadzwońcie.

I zostawiła mnie w kompletnej dezorientacji. Stałam na środku ulicy z karteczką w dłoni, czując, jak zaciskają mi się pięści. Natychmiast zadzwoniłam do Marka — mojego jedynego syna.

— Marek, spotykałeś się kiedyś z dziewczyną o imieniu Kinga? Masz dziecko?
— Mamo, no… Było. Krótko. Zachowywała się dziwnie, potem oznajmiła, iż jest w ciąży. Ale nie wiem — może to wymyśliła. Później zniknęła. Nie jestem pewien, czy to moje dziecko.

Jego odpowiedź nie dała mi spokoju. Z jednej strony zawsze ufałam synowi. Wychowałam go w surowości, sama harowałam na dwóch etatach, odmawiając sobie wszystkiego, by on miał lepiej. Stał się świetnym specjalistą, szanującym pracownikiem, ale rodziny nie założył. Często prosiłam, by pomyślał o dzieciach, marzyłam o byciu babcią. A teraz — proszę: wnuk znalazł się sam, jakby spadł z nieba.

Po dwóch dniach jednak zadzwoniłam do Kingi. Nie zdziwiła się.
— Miłosz ma sześć lat. Urodził się w kwietniu. I nie, nie zrobię żadnych testów. Wiem na pewno, kto jest jego ojcem. Rozstaliśmy się, gdy byłam w ciąży. Nie przyszłam wcześniej, bo radziłam sobie sama. Moi rodzice pomagają. U nas wszystko w porządku. Zrobiłam to bezinteresownie — dziecko ma prawo wiedzieć, iż ma babcię. A wy — jeżeli zechcecie — możecie być częścią jego życia. jeżeli nie — zrozumiem.

Odłożyłam słuchawkę i długo siedziałam w ciszy. Z jednej strony nie mogłam odrzucić słów syna. Z drugiej — dostrzegłam w oczach Miłosza coś znajomego, ledwo uchwytnego. Uśmiech. Spojrzenie. Gest. A może to tylko moja chęć, by mieć wnuka?

Tamtego wieczoru długo patrzyłam przez okno, przypominając sobie, jak ciągnęłam Marka do przedszkola, jak jedliśmy kaszę z jednego talerza, jak pierwszy raz poszedł do szkoły. Czy naprawdę mógł porzucić kobietę z dzieckiem? Czy to jednak nie jego syn?

Ale choćby jeżeli nie — czułam dziwne ciepło na myśl o Miłoszu. I straszną gorycz, iż w ogóle wątpię. Przecież ja nie prosiłam o dowody, gdy urodziłam Marka. Dlaczego teraz żądam ich od tej dziewczyny? Dlaczego nie potam po prostu uwierzyć sercu?

Jeszcze nic nie postanowiłam. Nie zadzwoniłam ponownie. Ale ilekroć przechodzę tą ulicą, na której się spotkałyśmy, wpatruję się w przechodniów. Nie jestem pewna, czy Miłosz to mój wnuk. Ale nie potrafię też odpuścić. Marzenie o byciu babcią wciąż we mnie żyje. I może niedługo w końcu wykręcę teMoże w końcu odważę się zadzwonić i dowiedzieć, czy to naprawdę mój wnuk.

Idź do oryginalnego materiału