To zdanie działa cuda. Gdy syn nie może opanować emocji, powtarzam mu je jak mantrę

mamadu.pl 7 godzin temu
Dziecięce emocje to żywioł. Pojawiają się nagle, czasem bez zapowiedzi, czasem z hukiem. W jednej chwili jest śmiech, a w następnej – łzy, złość, tupnięcie nogą, ściśnięte gardło. Kiedy patrzę na mojego syna w takich momentach, widzę nie "niegrzeczne dziecko", tylko małego człowieka, który po prostu nie umie jeszcze sobie z tym wszystkim poradzić. On nie wie jeszcze, co zrobić z tą złością, rozczarowaniem, napięciem. A przecież my, dorośli, też często sobie z nimi nie radzimy.


Jedno zdanie


Kiedy on się złości, ja nie pytam: "Co to ma być?", "Czemu się tak zachowujesz?".

Nie próbuję wszystkiego rozwiązać od razu. Zamiast tego siadam obok. Po prostu jestem. I mówię spokojnie, bez presji, jedno zdanie, które stało się u nas domową mantrą: "Pomyśl sobie o czymś przyjemnym".

Powtarzam je cicho. Czasem kilka razy. Jakby było zaklęciem. Jakby to był klucz, który pozwala uchylić drzwi do spokoju. Na początku buntuje się. Kręci głową. Mówi, iż "nie da się", iż "nic nie działa". Ale po chwili: wspomina, jak jeździł rowerem po lesie, jak byliśmy razem nad jeziorem, jak robiliśmy domową pizzę i wyszła krzywa, ale najlepsza na świecie. I zaczyna spokojnie oddychać.

Mnóstwo emocji


To zdanie nie jest ucieczką od emocji. Ono ich nie tłumi. Nie chodzi o to, żeby dziecko "przestało się mazać" albo "wzięło się w garść". Chodzi o pokazanie, iż można mieć wpływ na to, co się dzieje wewnątrz.


Że emocje to nie władcy, tylko goście – przychodzą i odchodzą. A w międzyczasie można sięgnąć po coś dobrego, znajomego, co koi. Moje dziecko uczy się, iż jego głowa nie musi być areną, na której wszystko wybucha. Może być też bezpiecznym miejscem – pełnym wspomnień, myśli, ciepła.

A co, jeżeli to my jesteśmy na skraju?


Czasem to ja jestem roztrzęsiona, przebodźcowana, wyczerpana. I właśnie wtedy… przypominam sobie własne słowa: "Pomyśl sobie o czymś przyjemnym".

I myślę. O śmiechu moich dzieci, który słyszałam, kiedy kąpały się w wannie pełnej piany. O tym, jak usypiają wtulone we mnie, z palcem wplątanym w mój rękaw. O cichym wieczorze, kiedy wszyscy spali, a ja piłam herbatę i po prostu byłam sama ze sobą.

I to naprawdę działa. Nie gasi ognia od razu, ale pomaga mi złapać oddech. Dać sobie przestrzeń. Przypomnieć, iż nie wszystko trzeba naprawiać tu i teraz.

Czasem najprostsze słowa są najważniejsze


To tylko jedno zdanie. Ale w naszym domu jest jak lina rzucona komuś, kto tonie. Bez oceniania, bez nacisku. Po prostu przypomnienie, iż gdzieś tam – w naszej pamięci i sercu – zawsze istnieje coś dobrego, ciepłego, przyjemnego. Coś, do czego można wrócić. Choćby myślami.

I może właśnie to chcę dać mojemu dziecku na całe życie: nie receptę na idealne emocje. Ale umiejętność szukania światła, choćby w trudnych chwilach.

Idź do oryginalnego materiału