Syndrom najstarszego dziecka
Kiedy byłam dzieckiem, bardzo wcześnie usłyszałam, iż muszę być dzielna. Dawać sobie radę, nie płakać i nie marudzić. Wziąć się w garść. gwałtownie wykształciłam w sobie ogromne poczucie odpowiedzialności – najpierw za siebie, a z racji tego, iż jestem najstarsza z trójki rodzeństwa: także za młodszych – siostrę i brata.
Do dziś, mimo iż jesteśmy już wszyscy dorośli, wciąż zdarza mi się zamartwiać o nich, jakbym przez cały czas była tą dziewczynką, która ma ich chronić przed całym światem. To "bycie dzielną" mam tak mocno zakodowane, iż choćby jako dorosła, kiedy naprawdę potrzebuję pomocy, trudno mi o nią poprosić.
Zamiast tego zaciskam zęby i próbuję wszystko udźwignąć sama. Pewnie niejedna matka wie, o czym mówię, bo ten syndrom najstarszego dziecka ma wiele z nas. Jako mama dwóch przedszkolaków często kończę dzień tak zmęczona, iż ledwo ciągnę nosem po podłodze.
Wciąż dokładam sobie zadań, bo gdzieś w środku wierzę, iż sama ogarnę to najlepiej. choćby jeżeli czasem to "najlepiej" oznacza po prostu "byle do wieczora".
Wcale nie musisz być silna i dzielna
Długo zajęło mi zrozumienie, iż takie podejście nie jest czymś, co chciałabym przekazać moim dzieciom. Nie chcę, żeby starszy syn usłyszał ode mnie, iż musi być dzielny, poradzić sobie sam i nie może się mazać.
Nie chcę, żeby poczuł, iż jego emocje – zwłaszcza te trudne i głośne jak płacz i krzyk ze smutku czy złości – są czymś, co trzeba chować do kieszeni. Bo wiem, iż takie słowa, choćby wypowiedziane w dobrej wierze, potrafią w dorosłym życiu stać się ciężarem.
Uczę więc moich synów, iż mają prawo czuć. Mają prawo się złościć, bać, płakać, a choćby mówić, iż czegoś nie potrafią i nie zawsze każę im być samodzielnymi.
Staram się ich wspierać, wzmacniać ich poczucie własnej wartości i pokazywać, iż są w stanie wiele osiągnąć. Ale jeżeli w danym momencie nie czują się silni – to jest w porządku i nie zmuszam do samodzielności za wszelką cenę.
Dzieci potrzebują wiedzieć, iż nie zawsze muszą być superbohaterami. Mogą czasem odpocząć, mogą przyjść po pomoc. To nie jest oznaka słabości. To jest właśnie odwaga – przyznać, iż jest trudno i pozwolić komuś się wesprzeć. Nie chcę, żeby żyli z ciężarem, jaki sama niosłam przez lata, bo zawsze musiałam być tą mądrą, odpowiedzialną starszą siostrą.
Daj przyzwolenie na bycie słabym
Czasem, gdy widzę, iż któryś z moich synów się rozkleja, mam w głowie ten stary schemat: "Powiedz mu, żeby był dzielny". Wtedy zatrzymuję się i biorę oddech. I zamiast tego mówię: "Jestem przy tobie, poradzimy sobie razem".
Bo to jest zdanie, które sama chciałabym usłyszeć, kiedy byłam mała. Nie każdy zawsze ma ochotę być dzielnym i czasami trzeba sobie pozwolić na rozklejenie i płacz, bo to też rodzaj ujścia dla emocji.
Nie możemy uchronić naszych dzieci przed trudnościami, ale możemy sprawić, iż będą wiedziały, iż nie muszą przez nie przechodzić samodzielnie. Nie zawsze trzeba być twardym i czasem najważniejsze, co możemy zrobić, to być obok dziecka, gdy potrzebuje popłakać lub się pozłościć.
Dopiero potem, kiedy będzie gotowe, dopingować je do ponownego wstania i dalszego dążenia do celu.