Dopiero za trzecim razem
Ile goryczy trzeba doświadczyć, ilu bliskich stracić, przez co przejść, by spotkać prawdziwe szczęście?
Często zadaje sobie to pytanie Halina, która ma już czterdzieści osiem lat, a wciąż czeka na coś dobrego i wierzy. Jej życie nie należało do najłatwiejszych, ale nigdy nie traciła ducha. Teraz jednak spotkało ją nieszczęście – stała, starając się nie mrugać, i patrzyła na języki ognia pochłaniające ich dom. Skry rozświetlały nocne niebo, a blask płomieni oświetlał zgromadzonych ludzi. W końcu przyjechała straż pożarna.
**Strata wszystkiego**
Strażacy pospiesznie rozwijali węże, aż potężna struga wody zmierzyła się z pożarem. Zrobiło się duszno, Halina, zakrywając nos chusteczką, z przerażeniem patrzyła na swą spaloną przeszłość. Spłonęło wszystko – meble, szafa, kuchnia, każdy drobiazg. Nie zdążyli nic wynieść. Dom, w którym mieszkała z mężem ponad dwadzieścia pięć lat, stał się zgliszczami.
— Halinko, chodź do mnie — ciągnęła ją za rękaw Wanda, sąsiadka, z którą od lat żyły w przyjaźni. — Twój Wojtek już siedzi u nas na podwórku z moim mężem.
— Siedzi i choćby nie myśli, iż to przez niego straciliśmy wszystko. Ledwie go obudziłam, inaczej zostałby tam… — cicho mówiła Halina, a po jej policzkach toczyły się łzy. — O, Wandziu, dopiero teraz zrozumiałam, jak przywykłam do tego, co tam zostało… — machnęła ręką w stronę pogorzeliska. — Do przedmiotów, które mnie otaczały, do zdjęć, wspomnień…
— Nic się nie martw, Halinko, wszystko będzie dobrze — pocieszała ją sąsiadka. — Nie masz jeszcze pięćdziesięciu, jesteś młoda.
Weszły na podwórek do Wandy, gdzie siedział Wojtek, mąż Haliny, oraz Andrzej, gospodarz. Wojtek otrzeźwiał już po wczorajszej libacji, widocznie pożar nim wstrząsnął.
— Halka, co się stało? — zapytał żonę. — Dlaczego się zapaliliśmy?
— Dlaczego? Bo zasnąłeś z papierosem, który wpadł pod łóżko! Płomienie już sięgały sufitu, kiedy cię zbudziłam — mówiła przez łzy. — Ile razy cię ostrzegałam, a teraz zostaliśmy z niczym…
Wojtek siedział przygnębiony, po jego twarzy też płynęły łzy. Patrzył zamglonym wzrokiem na dom, który kiedyś własnoręcznie zbudował.
— Halka, odpuść mi, na miłość Boską, więcej nie będę pić. Przysięgam przed sąsiadami — przeżegnał się. — Pójdziemy mieszkać do domu rodziców. Tam wprawdzie ruina, ale naprawimy. Słowo ci daję.
Jego rodzice niegdyś pili i odeszli dawno temu, dom stał pusty. Halina z Wojtkiem przekopywali pogorzelisko, ale nie znaleźli nic wartościowego. Wojtek dotrzymał słowa – od tego dnia nie pił, stres najwyraźniej zadziałał.
**Zostały tylko wspomnienia**
Halina wracała ze sklepu i zatrzymała się przy resztkach swego domu. Zalewały ją wspomnienia, aż usiadła na ocalałej ławeczce przy furtce. Jak to było, gdy z Wojtkiem spędzili tu ćwierć wieku. Pamiętała, jak cieszyli się nowym domem, wybierali tapety, farby, meble. W sylwestra Wojtek przynosił olbrzymią choinkę, a wszyscy skakali wokół niej, ubierając ją. Ach, jak cieszyły się córki! A pierwszego stycznia biegły sprawdzić, co przyniósł święty Mikołaj.
— Ile dziecięcych sekretów i śmiechu mieściły te ściany — myślała Halina. — Ile moich tajemnic i zmartwień? Stąd córki biegały do szkoły, by potem odlecieć w dorosłość.
**Nie potrafili ułożyć życia**
Miała dwie córki z pierwszego małżeństwa. Wyszła za młodu za Henia, nie znając jeszcze ludzi ani życia. Oni z Heniem okazali się zupełnie różni i nie potrafili stworzyć rodziny, choćby codzienności. On był niezaradny, a do tego chciał się wyszumieć. Halina gwałtownie zaszła w ciążę, siedziała w domu, a mąż hulał dniami i nocami. Urodziła dwie córki, ciągle wierząc, iż się ustatkuje. Mieszkali wtedy w powiatowym miasteczku, gdzie Henio imprezował, a ona nie znała tam nikogo.
— Gdzie tam, żeby się ustatkował — powiedziała głośno Halina, choćby nie zauważywszy, iż mówi do siebie. — Nie posłuchałam matki, a ona miała rację.
HeniI wreszcie, po tylu latach cierpienia, Halina zrozumiała, iż szczęście nie przychodzi od razu, ale czasem dopiero za trzecim razem.