Mieliśmy brać ślub. Wszystko już było gotowe – sala zarezerwowana, zaproszenia wysłane, suknia kupiona. I nagle wszystko runęło. Niezręczna sytuacja – wszyscy wiedzieli o planowanym weselu, a teraz muszę każdemu tłumaczyć, iż nic z tego nie będzie. Nikt nie pyta wprost, co się stało, ale czuję na sobie ich spojrzenia i szepty za plecami.
Z Marcinem znamy się od ponad roku. Kiedy mi się oświadczył, bez wahania powiedziałam „tak”. A teraz, kiedy wyszły na jaw pewne sprawy z przeszłości mojej rodziny, Marcin uznał, iż coś przed nim ukrywałam. I iż musi trzymać się od nas z daleka.
Mam młodszą siostrę – trudny przypadek. W wieku siedemnastu lat zaszła w ciążę, urodziła dziecko i je zostawiła, bo „nie była gotowa na macierzyństwo”. Moi rodzice też nie podjęli się wychowania wnuka. Powiedzieli otwarcie, iż nie dadzą rady – mają już swoje lata, żyją na emeryturze na wsi, sami ledwie wiążą koniec z końcem. Tak więc chłopczyk trafił do domu dziecka, a później został adoptowany przez obcych ludzi.
To właśnie ten fakt tak oburzył Marcina. Mówi, iż siostra – młoda, głupia, nieodpowiedzialna – mogła popełnić błąd, ale jak to możliwe, iż nikt z rodziny nie pomógł dziecku? „Jakimi ludźmi wy jesteście?” – zapytał.
Nie rozumie, iż nasze życie wtedy wyglądało inaczej. Nasze miasteczko – biedne, bez perspektyw. Rodzice chorzy, ledwo dający sobie radę. A ja dopiero zaczynałam własną drogę, miałam dwadzieścia trzy lata, żadnych oszczędności, dopiero zaczynałam pracę. Jak miałabym przyjąć na siebie niemowlę? Sama ledwie stałam na nogach.
Przez długi czas nie wspominałam Marcinowi o siostrze. Uważałam, iż nie ma potrzeby – po co rozdrapywać stare rany? Kto chciałby opowiadać o czymś takim? Ale tuż przed ślubem prawda wyszła na jaw. Marcin zrobił mi awanturę, powtarzał: „To twój siostrzeniec! Jak mogłaś pozwolić, by trafił do domu dziecka?”
Pokłóciliśmy się. Marcin wyszedł, a następnego dnia zadzwonił i powiedział tylko: „Chyba się pospieszyliśmy z tym ślubem”. Jakby to ja była tą, która urodziła i porzuciła dziecko.
Nie wiem, jak mam się teraz zachować. Przecież nie jestem winna. Nie wybiera się swojej rodziny. Wtedy nie mogłam nic zrobić, a teraz tracę ukochanego przez coś, co wydarzyło się dawno i nie z mojej winy.
Jak przekonać człowieka, którego kochasz, iż nie jesteś odpowiedzialna za błędy innych? Że mimo wszystkiego jesteś inną osobą, z innymi wartościami? Bo dziś mam wrażenie, iż Marcin widzi już tylko przeszłość mojej rodziny, a nie mnie samą.