Uczyła niemowlaka mielić bułkę. Pielęgniarka: "Przez ambicje rodziców dzieci kończą na SOR"

mamadu.pl 10 godzin temu
Niemowlę ze zmiażdżonymi palcami trafia na SOR – matka tłumaczy, iż "uczyła je mielić bułkę". Drastyczny wpis pielęgniarki z 15-letnim doświadczeniem pokazuje, jak niebezpieczne mogą być rodzicielskie ambicje oderwane od rzeczywistości. Wystarczyła chwila, by przesadna chęć rozwoju skończyła się tragedią.


Nowe oblicze ambicji rodziców: niemowlę i maszynka do mięsa


Pracownicy Szpitalnych Oddziałów Ratunkowych są przyzwyczajeni do tego, iż trafiają do nich pacjenci po różnych wypadkach, często z ogromnymi fizycznymi uszczerbkami. Kiedy jednak choćby taki pracownik (który na co dzień widzi mnóstwo krwi, czasami ludzkie wnętrzności na wierzchu itp.) sam przyznaje, iż jest zszokowany, oznacza to, iż widok musiał być wyjątkowo makabryczny. O takiej zapadającej w pamięć i szokującej sytuacji napisała na facebookowym profilu SOR-townia pielęgniarka z 15-letnim doświadczeniem w zawodzie.

"Przyszli młodzi. Mama – dresik, nerwy w oczach. Dziecko – dziesięć miesięcy, zawinięte w koc, ręka jak po zderzeniu z blenderem. I ta jedna scena, która zostaje w głowie: palce. Trzy palce. Zmiażdżone. Pytam:

– Co się stało?

A mama, ze szczerością, której nie da się nauczyć na żadnym kursie:


– Uczyłam go mielić bułkę.

Maszynka do mięsa. Sucha bułka. Dziecko" – opisuje pielęgniarka.

W dalszej części wpisu zauważa, iż żyjemy w takich czasach, kiedy rodzice są świadomi, mają dostęp do wiedzy, a przez to często są nadambitni w wychowaniu i opiece nad dzieckiem. Niektórzy przejawiają to w formie nadopiekuńczości, a inni chcą za wszelką cenę od najmłodszych lat wyposażyć malucha w umiejętności, które będą wspierały jego rozwój.

Rozwój ważniejszy niż bezpieczeństwo


Czasami tak bardzo rodzice zatracają się w tych ambicjach, iż zapominają o tym, iż nauka umiejętności i samodzielności musi być dostosowana do wieku dziecka i z zachowaniem zasad bezpieczeństwa. W tej historii nie zostało uwzględnione ani jednio, ani drugie.

"Bo dziś dziecko nie może się po prostu bawić grzechotką. Musi się rozwijać. Musi mieć bodźce. Musi trenować motorykę małą, dużą, precyzyjną, najlepiej wszystko naraz. Rodzic na pełnym bułkomieleniu to nowy typ pacjenta – niby nie on sam w potrzebie, ale to jego ambicje kończą na sali zabiegowej. Bo:

– Moje to już mówi 'mama'.

– Mój to na nocniku od 7. miesiąca!

– Julek to sobie sam lunchbox pakuje.

A Twój? Mój… no, miał palce.

Nie jestem tu po to, by oceniać. Ale czasem warto zadać sobie pytanie: czy moje dziecko naprawdę potrzebuje tego 'rozwoju', czy może po prostu potrzebuje mnie – obecnej, uważnej, nieprzeginającej? I żeby było jasne – to się zdarzyło w chwili. Tak powiedziała mama. I ja jej wierzę. Bo większość wypadków to chwile. Tyle iż niektórych nie da się już odkręcić" – zaznacza na koniec pielęgniarka.

Z jednej strony nie chce się wierzyć, iż ludzie są tak bezmyślni i wpadają na takie pomysły. W komentarzach pojawia się wiele głosów, iż sprawa powinna być zgłoszona do odpowiednich służb, bo dziecko może regularnie doznawać przemocy domowej. Może tak być, nikt tego nie wyklucza i sprawa być może powinna zostać zgłoszona. Z drugiej strony w komentarzach autorka wpisu przyznaje, iż na SOR takich rodziców z dziećmi po wypadkach z powodu bezmyślności dorosłych jest dużo.



Nie bądźcie zbyt ambitni


Jak wymienia pielęgniarka, rodzice uczą maluchy jak sprawdzać napięcie w gniazdkach, pozwalają jeździć na kosiarce czy uczą roczniaka krojenia warzyw ostrym nożem. Jasne, nauka samodzielności jest ważna, ale trzeba ją zawsze dostosować do wieku i umiejętności dziecka. Tu pielęgniarka zaznacza, iż matka była w szoku, powtarzała, iż to była tylko chwila, kiedy doszło do wypadku. Niestety najczęściej taka chwila wystarczy, by doprowadzić do tragedii i stałych uszczerbków na zdrowiu, a czasami choćby do śmierci.

To jedna z tych historii, które zostają z człowiekiem na długo – nie tylko ze względu na drastyczny obrazek, ale przede wszystkim przez refleksję, jak łatwo w swojej rodzicielskiej gorliwości przekroczyć granicę zdrowego rozsądku. Współczesne rodzicielstwo często stoi pod presją bycia najlepszym, najbardziej rozwijającym, najwcześniej uczącym, ale ta historia przypomina, iż bezpieczeństwo i obecność dorosłego to fundament, którego nie da się niczym zastąpić.

Czasem lepiej, żeby dziecko po prostu się bawiło – bez celu, bez planu, bez ambicji – tylko dlatego, iż ma do tego prawo. Bo rozwój dziecka nie powinien zaczynać się od szpitalnej sali zabiegowej.

Idź do oryginalnego materiału