Dziennik osobisty: Cień przeszłości i groźba rozwodu
Opieka nad dzieckiem stała się dla mnie, Kasi, prawdziwą próbą, która o mało nie zniszczyła naszej rodziny. W małym miasteczku nad Wisłą trzy lata urlopu macierzyńskiego z pierwszym dzieckiem zamieniły moje małżeństwo z Tomkiem w pole bitwy. Teraz, gdy życie się ustabilizowało, mąż nalega na drugie dziecko, ale wspomnienia tych mrocznych dni wypełniają mnie panicznym lękiem. Jego upór grozi powrotem do kłótni, a może choćby do rozwodu. Jak się obronić, nie tracąc rodziny?
Gdy urodził się nasz syn, Michał, miałam tyle nadziei. Przed macierzyństwem nasze życie z Tomkiem było idealne. Poznaliśmy się dwa lata wcześniej, potem kolejne dwa mieszkaliśmy razem bez ślubu. Nie kłóciliśmy się – ani o codzienność, ani o pieniądze. Dzieliliśmy obowiązki po połowie, omawialiśmy wydatki i zawsze znajdowaliśmy wspólny język. Dziecka świadomie chcieliśmy, przygotowywaliśmy się na trudności, ale nie wyobrażałam sobie, jak ciężka okaże się rzeczywistość. Tomek, którego uważałam za czułego i wyrozumiałego, z czasem stał się nie do poznania, a nasz związek zaczął pękać w szwach.
Pierwsze miesiące z niemowlakiem były koszmarem. Jako niedoświadczona matka nie wiedziałam, jak radzić sobie z płaczem, kolkami, nieprzespanymi nocami. Całe moje życie kręciło się wokół Michałka, a Tomek tego nie rozumiał. Uważał, iż wystarczy nakarmić dziecko co trzy godziny, dać smoczek i już mam cały dzień wolny. „Przecież siedzisz w domu, co jest takiego trudnego?” – mówił, wyrzucając mi, iż przestałam gotować skomplikowane obiady, rzadziej sprzątam, a jego koszule nie zawsze są wyprasowane. Gdy podgrzewałam zupę z poprzedniego dnia, krzywił się: „Tego już się nie da jeść!”. Ale pomagać mi nie zamierzał. „Ja haruję w pracy, a ty siedzisz w domu, mogłabyś sobie poradzić” – rzucał, ignorując fakt, iż zajmuję się dzieckiem 24 godziny na dobę.
Kłótnie wybuchały o wszystko: kurz na półce, nieumyta patelnia, wczorajszy obiad. Tomek odmawiał pomocy choćby w weekendy, reagując na moje prośby krzykiem: „Moja matka z trójką dzieci dawała radę, jeszcze ogród kopała i codziennie gotowała! A ty z jednym dzieckiem w mieszkaniu nie możesz sobie poradzić!”. Jego słowa bolały jak policzek. Czułam się bezużyteczna, a jego obojętność zabijała moją miłość. Najgorsza jednak była kontrola finansowa. Gdy tylko przestałam zarabiać, Tomek uznał, iż „rozrzutnie wydaję”. Żądał listy zakupów, ale kupował tylko to, co sam uznał za konieczne. Pewnego dnia skreślił wizytę u fryzjera: „Wyglądasz normalnie, po co marnować pieniądze”. Dusiłam się z upokorzenia.
Mój wymarzony związek stał się klatką. Marzyłam o odejściu, ale nie miałam dokąd – własnego mieszkania ani pracy. Przez łzy postanowiłam: przetrwam do końca urlopu, wrócę do pracy i odejdę z Michałkiem. Ta myśl dawała mi siłę. Ale pod koniec tych trzech lat coś się zmieniło. Tomek niespodziewanie zabrał mnie do salonu, kupił nowe ubrania, żebym „wyglądała idealnie” przed powrotem do biura. Gdy Michał poszedł do przedszkola, a ja wróciłam do pracy, Tomek znów stał się tym czułym mężczyzną, w którym się zakochałam. Pomagał w domu, przestał liczyć każdy grosz – nie wierzyłam własnym oczom. Kłótnie zaczęły blednąć, a ja odłożyłam myśli o rozwodzie. Znowu byliśmy rodziną.
Ale ten kruchy spokój znów zawisł na włosku. Kilka miesięcy temu Tomek oznajmił: „Kasia, chcę drugiego dziecka”. Jego słowa uderzyły jak grom. Wspomnienia urlopu – krzyki, wyrzuty, samotność – wróciły ze zdwojoną siłą. „Wiesz, jak mi wtedy było ciężko – próbowałam tłumaczyć. – Nie chcę przez to przechodzić jeszcze raz”. Ale machnął ręką: „Teraz zarabiam więcej, damy radę. Chcę syna, następcę!”. Jego naciski rosły, a ja widziałam w jego oczach ten sam chłód co wtedy. Nie słyszał mnie, nie chciał zrozumieć, jak bardzo boję się znowu utknąć w domu.
Każda rozmowa o drugim dziecku kończy się napięciem. Tomek naciska coraz mocniej, a ja czuję, jak panika ściska mi gardło. Widzę przed sobą nieprzespane noce, jego pretensje, kontrolę finansów – i robi mi się niedobrze. „Nie jestem gotowa, Tomku – mówię. – Daj mi czas”. Ale on nie ustępuje: „Jesteś egoistką, myślisz tylko o sobie!”. Jego słowa ranią, a ja widzę, jak tamten nerwowy Tomek powoli wraca. Boję się, iż znowu znajdziemy się na krawędzi, ale nie potrafię się zgodzić na kolejne macierzyństwo. Tamte trzy lata niemal mnie złamały – nie mogę ryzykować zdrowia, związku, siebie.
Nocami leżę bez snu, rozdarta między strahami a poczuciem winy. Tomek marzy o wielkiej rodzinie, a ja nie potrafię mu tego dać. Może naprawdę jestem egoistką? A może on nie widzi, jak głęboko mnie wtedy zniszczył? Kocham go, kocham Michałka, ale myśl o drugim dziecku to jak nóż w sercu. jeżeli Tomek nie przestanie, nasze kłótnie znów staną się tak gwałtowne jak wcześniej, a ja wrócę do myślenia o odejściu. Jak znaleźć wyjście? Jak wytłumaczyć mu, iż urlop macierzyński to dla mnie nie radość, ale koszmar, którego nie chcę powtarzać?
Siedząc w ciszy naszego mieszkania, patrzę na śpiącego Michałka i czuję, jak serce ściska się z miłości i lęku. Chcę ocalić naszą rodzinę, ale nie wiem, czy starczy mi sił. Tomek nie odpuszcza, a przepaść między nami rośnie z każdym dniem. jeżeli nie znajdziemy kompromisu, nasz związek, który z takim trudem odbudowaliśmy, znów się rozpadnie. Stoję na rozdrożu – każdy krok może być krokiem w przepaść.