Urodziła i porzuciła na ulicy. Co się wydarzyło?

twojacena.pl 5 godzin temu

Mówię o tym, co wydarzyło się pewnego wieczoru, kiedy byłem z Bogumiłą. Wsiadła do mojego Fiata, wzięła butelkę wody z ręką drżącą, a ja, po krótkiej chwili, włączyłem silnik i ruszyłem, zostawiając ją samą przy skraju Puszczy Białowieskiej.

Bogumiła umyła się przy strumyku, przeczesała rozwiane włosy, poprawiła koszulę i pospiesznie, niepewnie ruszyła w stronę Lublina. Przyjechała z małej wsi, by zostać weterynarzem. Była na ostatnim roku Wydziału Weterynarii w Krakowie i świetnie radziła sobie w nauce wiedziałam, iż zależy jej na tej profesji, bo chciała wyrwać się z domu, z ubogich, pijących rodziców, i być bliżej zwierząt, które kochała.

Tego wieczoru koleżanki z roku zaprosiły ją na imprezę u jednego z bogaczy studenta, który organizował huczną zabawę. Na początku odmawiała, ale w końcu postanowiła się odstresować. Sala pełna była ludzi i głośnej muzyki, czego Bogumiła nie przepadała, więc spędziła większość czasu w tarasie, z szklanką soku w ręku, podziwiając jezioro.

Wojciech, który mnie znał, zaproponował przejażdżkę po mieście, by odpocząć od hałasu. Bogumiła się zgodziła, ale niedługo zrozumiała błąd. Zabrał ją za miasto, przeciągnął na tylną kanapę Szczegóły tej podróży wyłaniały się w jej pamięci jak błyski, a każda mięśnia bolała. Nie pamiętała, jak dotarła do akademika. Zamknęła się w pokoju, położyła się na łóżku i kilka godzin płakała w poduszkę, zanim wpadła w niepokojący sen.

Przegapiła kilka dni zajęć. Myślała, co zrobić: zgłosić się na policję? Nikt jej nie wciągnął na siłę do auta, a i tak sama, naiwnie, pojechała nocą z nieznajomym. Szukać pocieszenia u matki? To było niemożliwe rodzice ciągle tonęli się w alkoholowym odurzeniu i szukali pieniędzy na kolejny kieliszek wódki. Bogumiła została sama z bólem i upokorzeniem.

Mijało kilka miesięcy, a ona powoli wracała do życia. Uczęszczała na zajęcia, rozmawiała z sąsiadkami w akademiku i starała się nie myśleć o tamtej nocy. I prawie się jej to udawało.

Pewnego ranka obudziła się z nagłym mdłością, pospieszyła do łazienki. Nie przywiązała do tego wagi, myśląc, iż to po szybkim jedzeniu z kebaba. Objaw powtarzał się, a ona miała zaledwie 17 lat. Po kilku godzinach, trzymając w ręku test ciążowy, zobaczyła blady wynik była w ciąży.

Nie chcę tego dziecka, nie to i nie od niego. Każda chwila będzie przypominać mi tę noc. Nienawidzę go myślała, walcząc ze strachem i odrazą. Najbardziej chciała się go pozbyć, więc tego samego dnia poszła do przychodni.

Pani, to nie jest skomplikowane, ale musisz wiedzieć, iż nie chcę sprawy sądowej. Jesteś nieletnia, a bez zgody rodziców i policji nic nie załatwisz mówiła lekarz.

Dobrze, przyjdę z mamą jutro odpowiedziała Bogumiła. Wyszła ze skrytki, wiedząc, iż matka, choćby po trzeźwieniu, nie wyjedzie z nią w drogę. Do pełnoletności brakowało jej siedmiu miesięcy, a do porodu jeszcze sześć więc musiała pogodzić się z tym, iż dziecko pozostanie w jej brzuchu.

Czekam. Nie potrzebuję go. Urodzę i pozbędę się. Wymyślę coś.

Mijały dni i miesiące. Bogumiła skończyła studia, cieszyła się, iż brzuszek jest prawie niewidoczny, choć była już w piątym miesiącu. Znalazła pracę jako asystentka lekarza weterynarii i wynajęła małe mieszkanie na obrzeżach Krakowa. Praca była coraz trudniejsza, a obowiązki przytłaczały ją z każdą kolejną zmianą.

Pewnego poranka poczuła silny ból w podbrzuszu i rozdzierające krzyki w dolnej części pleców. Nie może być, jeszcze zbyt wcześnie pomyślała, ale dziecko już domagało się światła.

W ciągu kilku godzin trzymała noworodka w ramionach. Mały chłopiec lekko jęczał, po czym zasnął, jakby wiedział, iż każdy dźwięk tylko irytuje jego matkę. Jako weterynarz wiedziała, co zrobić, więc nie dzwoniła po pomoc. Leżała na łóżku, a obok niej, owinięty w koc, leżał jej syn. Z trudem próbowała podnieść go do karmienia, ale sił brakowało.

Obudziła się w środku nocy, dziecko wciąż senny, otulony puszystym kocykiem.

Przepraszam szepnęła, patrząc na niego nie mogę.

Zdjąła z szyi krzyżyk, który podarowała jej babcia, mówiąc, iż będzie pod jej opieką.

Niech będzie przy tobie. Może choć cię ochroni dodała, zakładając krzyżyk na małego chłopca.

Czuła się obrzydliwie, ale nie zamierzała się poddać. Dziecko nie było jej potrzebne

Zwinęła go mocniej w koc i ruszyła do najbliższego marketu. Wózek wypełniła go, nie odwracając się. Po powrocie do domu spakowała kilka rzeczy i wyruszyła na dworzec. Po godzinie stała w pociągu, który nieść miał ją w nieznane. Najważniejsze było to, iż odjeżdżała daleko od wszystkiego, co przypominało o tamtej nocy. Nowe miejsce, nowe życie, bez miejsca na ten koszmar.

Dziesięć lat później Bogumiła osiągnęła wszystko, o czym marzyła prawie. Przez sześć lat była mężatką, otworzyła własną klinikę weterynaryjną. Wszystko układało się, gdyby nie jedno ale. Nie mogła dać mężowi (Aleksanderowi) dziecka, mimo wszystkich zabiegów i konsultacji.

To karma, to los karze mnie za dawne grzechy myślała.

Pewnego dnia wróciła do domu i zobaczyła męża przy stole, z ponurą miną.

Aleksandrze, co się stało? zapytała.

Bogumiło, muszę ci wyznać. Zanim to zrobię, powinienem był wcześniej powiedzieć. Nie tak, ale Co zrobić teraz? odpowiedział.

Kochanie, nie dręcz mnie odpowiedziała, starając się ukryć drżenie w głosie.

Nie rozumiesz Mam inną kobietę.

To już koniec? wyszeptała, opadając na krzesło.

Nie koniec. Idę do niej. Jest w ciąży.

No cóż, idź. Jesteś człowiekiem honoru mruknęła, myśląc, iż to jej sprawiedliwość.

Aleksandr pakował rzeczy, a ona rozważała, jak los wciąż karze ją za decyzję sprzed lat. Nie mogła już mieć własnych dzieci, a jednocześnie ojcostwo zostało jej odebrane w tak okrutny sposób.

Mężczyzna, którego kochała, odszedł. Czyż nie boli? Tak, ale już nie była dzieckiem. Co z dzieckiem, które leżało w wózku na marketowym parkingu? Samotny, bezbronny, porzucony

Gdy rozmyślała, drzwi się zamknęły. Mężczyzna odszedł.

Pani Bogumiło, dziś o 9:00 pierwsza rejestracja powiedziała recepcjonistka, jednocześnie pomagając.

Dziękuję, Marianno, zaraz się przebiorę odrzekła. Po kilku minutach wszedła do jasnego gabinetu, gdzie czekał mężczyzna z kotem w ramionach i chłopiec głaszczący przerażone zwierzę.

Teraz, Tymek, lekarz cię przyjmie, nie martw się mówił chłopiec.

Grzegorz, najpierw pokażemy go lekarzowi, a potem zobaczymy przedstawił się Igor, właściciel kliniki.

Bogumiła wzięła kota, przyjrzała się mu.

Ten kot jest w naszej rodzinie od lat. Moja żona go znalazła na ulicy i od tamtej pory nie opuszczał mnie. Teraz, po jej śmierci, Grzegorz nie może się od niego odrywać. Proszę, pomóżcie mu. Od dwóch dni nie chce biegać, nie chce się bawić, jest ospały. Rozumiem, iż jest starszy, ale proszę.

Oczywiście zaczęła Bogumiła, gdy kot nagle wybiegł i zaczął biegać po gabinecie, krzycząc. Przebiegł pod stolik i zaczął syczeć, gdy podeszła.

Ja się wezmę. Nie ugryzie mnie zaproponował Tymek, wskakując pod stół i przytulając zwierzaka.

W tym momencie z pod koszuli wypadł krzyżyk ten sam, który zostawiła swojemu synowi.

O! Grzegorzu, Tymek wygląda zdrowo zawołał chłopiec.

Bogumiła słuchała ich rozmowy, a w głowie krążyła jedna myśl: To nie może być prawda.

Grzegorzu, zostań w poczekalni z Mariną, a ja opowiem twojemu ojcu, jak utrzymać Tymka w formie powiedziała, odwracając się do asystentki.

Kiedy wszyscy wyszli, podeszła do Igora, ale nie mogła znaleźć słów.

Wiesz, kiedyś zaczęła, ale przerwała.

Pani Bogumiło, wszystko w porządku? Przybrała pani się na blado zapytał Igor, podchodząc.

Dobrze, dziękuję. On też odpowiedziała, myśląc o wszystkim, co się stało.

Panie, co pan myśli o tym krzyżyku, który miał mój syn? zapytała Igor.

Przepraszam, ale to nie mój interes odparł Igor, nie rozumiejąc.

Wtedy Bogumiła, nie zdając sobie sprawy, dlaczego, zaczęła opowiadać całą historię: o tym, jak został potraktowany przez tego łotra, o biednych rodzicach, o ciąży, o ucieczce. Igor słuchał w milczeniu, po czym milczał jeszcze przez dziesięć minut.

Moja żona, Barbara, zmarła w zeszłym roku i zostaliśmy sami z Grzegorzem. Nie mówiliśmy mu, iż jest adoptowany. Teraz okazuje się, iż on jest też mówił Igor.

Nie mam żadnych roszczeń. To mój wybór. Było okrutnie i źle, i wciąż się winęję. Nie chcę narażać go na kolejną tragedię. Nie spodziewałam się, iż po tylu latach znów coś w nim poczuję. Myślę, iż to wspaniałe dziecko, ale już nie jest moim synem przyznała Bogumiła.

W gabinecie zapanowała cisza, a zza zamkniętych drzwi dobiegał śmiech Grzegorza, a łzy spłynęły po jej policzkach.

Rozumiem, iż nie możemy udawać, iż nic się nie stało. Nie mogę tego zrobić sam rzekł Igor. Możemy nie mówić mu prawdy, ale możesz przychodzić i rozmawiać z nim, jeżeli zechcesz.

Czy to w porządku? spytała, drżąc.

Tak, Grzegorz będzie szczęśliwy, gdy będzie mieć swojego lekarza. Zapraszam, przychodź, kiedy chcesz.

A jutro? zapytała po chwili, patrząc wdzięcznie na Igora. Straciłam tyle czasu. Muszę nadrobić.

Minęły dwa lata. Dziś Grzegorz przedstawia Tymkowi młodszą siostrzyczkę, a Bogumiła i Igor patrzą z czułością na swoje dzieci, wspominając, jak ciężka była droga, którą przeszli, i jak każdy krok przybliżał ich do nowego, lepszego życia.

Idź do oryginalnego materiału