Usiadła w galerii, żeby nakarmić niemowlę. To, co spotkało ją chwilę później, mówi o nas wiele

mamadu.pl 19 godzin temu
Macierzyństwo bywa podróżą przez miejsca publiczne, w których dziecko przeszkadza, płacz razi, a karmienie piersią "gorszy". Pewna kobieta usiadła na ławce w galerii handlowej, żeby nakarmić głodne niemowlę – zrobiła coś zupełnie naturalnego. To, co wydarzyło się chwilę później, jest nie tylko przykre – to brutalne lustro naszych społecznych uprzedzeń.


Zwykła ławka, zwykła mama – i nieuzasadniony wstyd


Ta kobieta nie szukała atencji. Nie chciała wzbudzać kontrowersji. Usiadła, bo dziecko zaczęło płakać – głodne, niespokojne, domagające się bliskości. Każda matka doskonale to zna.

Wyjęła pierś, nakarmiła swoje dziecko – po cichu, dyskretnie, bez ostentacji. I wtedy to się zaczęło: spojrzenia, szepty, przewracanie oczami. Jakby popełniła społeczne wykroczenie. A przecież zrobiła tylko to, co kobiety robiły od zawsze – dała swojemu dziecku jedzenie.

Czy naprawdę jest na to "nieodpowiednie miejsce"?


Zadziwia mnie, iż nagość w reklamach, prowokacja w witrynach i "body positive" w skąpych strojach już nikogo nie rażą. Ale kobieta karmiąca niemowlę piersią wciąż wzbudza zgorszenie. Dlaczego? Bo piersi, które karmią, nie są już "ładne", tylko prawdziwe.

Bo przypominają o zależności, bliskości, o potrzebie. A może dlatego, iż karmiąca kobieta nie spełnia już funkcji "estetycznej", tylko matczyną – i to dla wielu jest "niewygodne".

Kiedy pierś staje się "problemem estetycznym"


Niedawno Dawid Woliński – projektant mody znany z wyczucia stylu i przywiązania do luksusu – wyznał w wywiadzie dla Pudelka, iż "nie znosi" karmienia piersią w restauracjach.

Zaproponował matkom "salki" – miejsca bardziej ustronne, gdzie nie zakłócą nastroju przy stoliku. To kolejny głos, który sugeruje, iż matka z dzieckiem nie pasuje do publicznej przestrzeni. Bo przecież pierś przy stole "psuje estetykę".

Ale czy naprawdę to pierś jest problemem – czy może nasz stosunek do bliskości, czułości i cielesności, która nie jest wystudiowana ani wygładzona filtrem?

Społeczeństwo, które chce dzieci, ale nie chce ich obecności


Mówimy: "rodzina to fundament", "dzieci są najważniejsze", "matki zasługują na wsparcie". Ale potem nie ma gdzie przewinąć niemowlęcia, nie ma gdzie spokojnie nakarmić, nie ma miejsca dla wózka.

I kiedy matka próbuje przetrwać dzień z maluchem w przestrzeni publicznej – jest przeszkodą. Spojrzenia mówią: "Dlaczego nie zostałaś w domu?", "Po co się z tym wybierać do ludzi?".

Jakby bycie matką miało odbywać się w cieniu. Cicho. Najlepiej – niewidzialnie.

Karmienie to nie manifest. To potrzeba


Niektórzy traktują karmienie piersią w miejscach publicznych jak prowokację. Jakby kobieta chciała coś zamanifestować, coś wymusić, kogoś urazić. Ale nikt nie planuje karmienia jako aktu odwagi.

Głód niemowlęcia nie czeka na "odpowiednią przestrzeń" ani "intymne warunki". To nie performance. To relacja. I jeżeli kogoś to razi, to może czas zadać sobie pytanie: skąd w nas tyle dyskomfortu wobec czegoś tak naturalnego?

Najgorsze jest to, iż wiele kobiet zaczyna się wstydzić. Nie swojej piersi, nie aktu karmienia – ale reakcji ludzi. Ich pogardy. Szeptów. Uciekających spojrzeń.

Ten wstyd wcale nie należy do nich. Został im wmówiony. I to chyba największy paradoks – iż karmiąca matka musi walczyć nie tylko o pokarm dla dziecka, ale też o prawo do spokoju, szacunku i obecności.

Idź do oryginalnego materiału