Usunięta z domu: obwiniona o chorobę dziecka

newsempire24.com 9 godzin temu

Wyrzucił mnie, obwiniając o chorobę dziecka: „Nie jesteś matką, tylko przekleństwem”

— Co ty narobiłaś?! Przez ciebie dziecko zachorowało! Wynoś się! Natychmiast! Nie chcę cię więcej widzieć w tym domu! — krzyczał, a w jego głosie nie było ani śladu wątpliwości. Tylko wściekłość i oskarżenie.

Tak Kuba postawił kropkę. Nie w rozmowie — w naszej rodzinie.

Był pewien: wszystko, co działo się z naszym synem, to moja wina. Gorączka, kaszel, łzy dziecka — wszystko rzekomo przeze mnie. Jakbym była złą matką, która nie dopilnowała, która „zawsze robi wszystko źle”. Nie dało się go przekonać. Nie słuchał, nie chciał słuchać.

Przytuliłam się do ściany w korytarzu, gdy miotał się po mieszkaniu, trzaskając drzwiami, w furii przekładając dziecięce ubrania. W pokoju obok leżał nasz syn — rozpalony, śpiący, bezsilny. Spędziłam z nim całą noc, poiłam, zbijałam gorączkę, nie odstępowałam na krok. A teraz — „wynoś się”.

Gdy Kuba ułożył malca, podszedł do mnie. Na twarzy — zimny gniew. W oczach — lodowata determinacja.

— Dlaczego jeszcze tu jesteś? Mówiłem: znikaj. Zapomnij o dziecku. Nie potrzebuje takiej matki. I żebym cię więcej nie widział.

Nie krzyczałam. Nie kłóciłam się. Szeptałam tylko, iż kocham syna, iż zmienię się, iż będę lepsza. Błagałam, żeby przestał. Ale on nie słuchał.

— Tylko przeszkadzasz. Tylko mu szkodzisz, Kinga — rzucił ostro, jakby strzelał słowami. — Już wszystko rozumiem.

Spakował mój plecak. W milczeniu otworzył drzwi. I wskazał wyjście.

Nie pamiętam, jak znalazłam się na ulicy. Wszystko rozpływało mi się przed oczami. Było zimno, dłonie drżały, w głowie dudniła tylko jedna myśl: „Zostawiłam syna… Wyrzucono mnie z życia mojego dziecka”.

Kuba nie odebrał telefonu następnego dnia. Nie odezwał się przez tydzień. Zablokował mnie wszędzie.

Wysyłałam wiadomości, dzwoniłam do jego matki, prosiłam, żeby choć pozwolili mi zobaczyć syna. Ale nikt nie odpowiadał. Jakbym przestała istnieć.

Jestem matką. Nosiłam tego chłopca pod sercem przez dziewięć miesięcy. Urodziłam go, śpiewałam mu kołysanki, byłam przy nim w nieprzespane noce, trzymałam go na rękach, gdy bolały go ząbki.

A teraz — jestem „nikim”.

Kuba uznał, iż ma prawo odebrać mi dziecko. Nie sąd, nie opieka społeczna. Po prostu mężczyzna, obrażony, iż dziecko się przeziębiło.

A przecież naprawdę nie byłam winna. To zwykłe przeziębienie. Jesień, przeciągi, przedszkole, gdzie wszystkie dzieci kichają. Ale dla Kuby to stało się pretekstem. Pretekstem, by dobić. By oskarżyć.

Nie wiem, jak to się skończy. Ale nie poddam się. Znajdę sposób. Choćby przez sąd, choćby po latach — ale odzyskam syna.

Bo jestem mamą. A bycie matką — to nie stanowisko czasowe. To na całe życie. choćby jeżeli twoje życie nagle zostało za zamkniętymi drzwiami.

Idź do oryginalnego materiału