-Marek, nie chciałem mówić ci tego w dniu ślubu… Ale czy wiesz, iż twoja świeżo upieczona żona ma córkę? – mój kolega z pracy dosłownie przygwoździł mnie do fotela kierowcy.
-Jak to? – odmawiałem przyjęcia takiej wiadomości.
-Moja żona, widząc twoją Zosię na waszym ślubie, szepnęła mi do ucha:
-Ciekawe, czy pan młody wie, iż jego narzeczona ma córkę w domu dziecka?
-Wyobraź sobie, Marek, prawie się zakrztusiłem przy stole sałatką. Moja Maria – lekarka w szpitalu położniczym – mówi, iż osobiście zajmowała się formalnościami związanymi z oddaniem noworodka. Zapamiętała twoją Zosię po znamieniu na szyi. Powiedziała też, iż Zosia nazwała córkę Jagoda i dała jej swoje nazwisko. Chyba Nowak. To było jakieś pięć lat temu – kolega z zapałem obserwował moją reakcję.
Wszedłem w stan osłupienia za kierownicą. Co za wiadomość! Postanowiłem, iż sam wyjaśnię całą sytuację. Nie chciałem uwierzyć w coś takiego. Oczywiście, zdawałem sobie sprawę, iż Zosia nie była osiemnastoletnią dziewczynką, miała trzydzieści dwa lata, kiedy się pobraliśmy. Miała swoją przeszłość. Ale dlaczego oddała swoje dziecko? Jak można z tym żyć?
Miałem takie stanowisko, iż poprzez znajomości dość gwałtownie znalazłem dom dziecka, w którym przebywała Nowak Jagoda.
Dyrektorka placówki przyprowadziła do mnie radosną dziewczynkę z promiennym uśmiechem:
-Poznajcie naszą Jagodę Nowak – zwróciła się do podopiecznej – powiedz panu, ile masz lat, dziecko.
Nie dało się nie zauważyć u dziewczynki wyraźnego zeza. Było mi jej żal. Czułem, jakby była już moja, przywiązałem się do niej emocjonalnie. W końcu to córka mojej ukochanej kobiety! Babcia zawsze powtarzała:
-Dziecko, choć krzywe, dla matki i ojca cudem.
Jagoda śmiało podeszła bliżej:
-Cztery latka. Jesteś moim tatą?
Zawahałem się. Co odpowiedzieć dziecku, które w każdym mężczyźnie widzi tatę?
-Jagoda, porozmawiajmy. Chciałabyś mieć mamę i tatę? – oczywiście, durne pytanie zadałem. Ale już chciałem przytulić tę uroczą dziewczynkę i natychmiast zabrać ją do domu.
-Chcę! Zabierzesz mnie? – Jagoda spojrzała na mnie wyczekująco i przenikliwie.
-Zabiorę, ale trochę później. Poczekasz, zajączku? – chciałem się rozpłakać.
-Poczekam. Nie oszukasz mnie? – Jagoda stała się poważna.
-Nie oszukam – pocałowałem dziewczynkę w policzek.
Wróciwszy do domu, opowiedziałem o wszystkim żonie.
-Zosiu, nie obchodzi mnie, co było przed nami, ale musimy natychmiast zabrać Jagodę. Chcę ją adoptować.
-A mnie pytałeś, czy chcę tej dziewczynki? Przecież ona jest zezowata! – Zosia podniosła głos.
-To twoja córka! Zrobię jej operację oczu. Wszystko się ułoży. Dziewczynka jest śliczna! Pokochasz ją od razu – bardzo mnie zaskoczyło podejście żony.
Ledwo udało mi się ją przekonać do adopcji Jagody.
Musieliśmy poczekać rok, zanim zabraliśmy dziewczynkę do domu. Często odwiedzałem ją w domu dziecka. Przez ten rok zaprzyjaźniliśmy się i przyzwyczailiśmy do siebie nawzajem. Zosia przez cały czas nie chciała mieć dziecka i chciała wstrzymać proces adopcji w połowie. Nalegałem na kontynuację i dokończenie formalności.
Wreszcie nadszedł dzień, kiedy Jagoda po raz pierwszy przekroczyła próg naszego mieszkania. Wszystkie drobnostki, na które nie zwracaliśmy uwagi, były dla niej zdumiewające, zachwycające, radosne. niedługo okuliści skorygowali pracę jej oczu. Zabiegi trwały półtora roku. Cieszyłem się, iż mojej małej nie trzeba było poddawać operacji.
Jagoda wprost przypominała swoją mamę Zosię. Byłem szczęśliwy. Miałem w rodzinie dwie piękności – żonę i córkę.
Prawie rok po opuszczeniu domu dziecka Jagoda nie mogła się najeść. Cały czas nosiła i spała z paczką ciastek. Nie dało się jej odebrać. Dziecko miało nieunikniony lęk przed głodem. Zosię to irytowało, mnie – zdumiewało.
Ciągle starałem się jednoczyć rodzinę, ale na próżno… Żona nie mogła pokochać własnej córki. Zosia kochała tylko siebie, swoje “Ja”.
Mieliśmy ciągłe kłótnie, spory, bolesne sprzeczki z Zosią. Powód jeden – Jagoda.
-Dlaczego przyprowadziłeś do naszej rodziny tę dzikuskę? Nigdy nie stanie się normalnym człowiekiem! – żona zaczęła histeryzować.
Bardzo kochałem Zosię. Nie wyobrażałem sobie życia bez niej. Choć moja mama kiedyś wspomniała:
-Synku, to twoja sprawa, ale spotkałam Zosię z innym mężczyzną. Nic z tego nie będzie, Zosia nie jest szczera, chytra, sprytna. Okręci cię wokół palca.
Kiedy się kocha, nie widzi się przeszkód. Twoje szczęście świeci jaśniej niż gwiazdy. Zosia była moim ideałem. Przełom w relacjach nastąpił, kiedy Jagoda pojawiła się w naszym domu.
Może to ona otworzyła mi oczy na prawdziwy stan rzeczy w moim domu. Zadziwiało mnie zaniedbanie żony w stosunku do dziecka.
Nawet chciałem przestać kochać Zosię, ostudzić moje uczucia do niej, ale nie mogłem. Kolega kiedyś poradził:
-Słuchaj, stary, jeżeli chcesz oziębić swoje uczucia do kobiety czy dziewczyny, zmierz ją centymetrem krawieckim. To ludowa zasada.
-Żartujesz? – byłem zdumiony.
-Zmierz obwód w biuście, talii, biodrach. I wszystko, przestaniesz kochać – wydawało mi się, iż kolega się ze mnie naśmiewał.
Jednak postanowiłem przeprowadzić ten prosty eksperyment. Nie ryzykowałem niczym.
-Zosiu, chodź, zmierzę cię – zawołałem żonę.
Zosia była zaskoczona:
-Można oczekiwać nowej sukienki?
-Tak, tak – już starannie obmierzałem centymetrem biust, talię i biodra żony.
Eksperyment skończony. Kocham Zosię tak samo. Śmiałem się z uszczypliwości kolegi.
Niedługo potem Jagoda się rozchorowała. Przeziębiła się. Miała gorączkę. Córka marudziła, jęczała, pociągała nosem. Chodziła krok w krok za Zosią, trzymając mocno swoją lalkę Marysię. Cieszyłem się, iż zamiast paczki ciastek, w rękach Jagody pojawiła się lalka Marysia.
Jagoda kochała bez końca przebierać lalkę. Ale teraz lalka była naga, co znaczyło, iż jej właścicielka była chora, nie miała siły ubrać. Zosia nakrzyczała na nią:
-Przestań wreszcie. Nie ma od ciebie spokoju! Idź spać!
Jagoda przytuliła lalkę do piersi i nie przestawała marudzić, płakać. Nagle Zosia wyrwała lalkę z rąk Jagody, podbiegła do okna, otworzyła je i ze złością wyrzuciła zabawkę.
-Mamusiu, to moja ulubiona lalka Marysia! Zmarznie na dworze! Mogę po nią pobiec? – Jagoda głośno zapłakała, ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych.
Natychmiast ruszyłem po wyrzuconą lalkę. Winda, jak na złość, nie działała. Zbiegłem z ósmego piętra. Lalka zawisła na gałęzi drzewa głową w dół. Wydobyłem ją, otrząsnąłem ze śniegu. Topniejące płatki śniegu na gumowym obliczu lalki przypominały łzy. Gdy wchodziłem po schodach do domu, myślałem, iż osiwieję.
Zachowanie Zosi nie miało żadnego wytłumaczenia. Wszedłem do pokoju Jagody. Córka klęczała przy łóżku. Głowa spoczywała na poduszce. Jagoda spała, we śnie szlochała, drżała. Ostrożnie ułożyłem Jagodę na łóżku, obok położyłem lalkę na poduszce.
Zosia beztrosko siedziała w salonie i czytała magazyn, nie przejmując się Jagodą. Wtedy właśnie skończyła się moja miłość do żony. Wyschła, rozpuściła się, zniknęła. W końcu zrozumiałem, iż Zosia to piękne, ale puste opakowanie.
Żona, widocznie, wszystko zrozumiała.
Rozwiedliśmy się. Jagoda została ze mną, Zosia nie protestowała.
…Spotkawszy się później z byłą żoną, ona z uśmiechem powiedziała:
-Dla mnie, Marek, byłeś tylko trampoliną.
-Eh, Zosiu! Masz oczy jak turkus, ale dusza jak sadza – mogłem już spokojnie wypowiedzieć tę uwagę.
Zosia gwałtownie wyszła za mąż za zamożnego biznesmena.
-Żal mi jej męża. Taka kobieta nie powinna być matką – orzekła moja mama.
Jagoda na początku bardzo tęskniła za mamą, chciała choć jej dotknąć.
Ale moja nowa żona Ania zdołała zdobyć serce Jagody, stopić jej serduszko. Okazało się, iż matka dwukrotnie porzuciła dziecko. Dla mnie to było niewyobrażalne.
Ania z ogromną miłością i bezgraniczną cierpliwością traktuje przybraną Jagodę i naszego syna Jasia.