W upalny letni dzień nad brzegiem rzeki…

twojacena.pl 4 dni temu

Pewnego letniego dnia nad rzeką…

Rodzina Wioli była zgrana. Gdy dziewczyna chodziła do trzeciej klasy, urodziła się jej siostra Kinga. Rola starszej siostry i pomocnicy mamy bardzo Wioli odpowiadała. Z euforią spacerowała z wózkiem, gdy mama gotowała obiad lub sprzątała mieszkanie.

Gdy Kinga podrosła, nie przyjęto jej do przedszkola, bo grupy były przepełnione, a nauczycielek brakowało. Nikt nie chciał pracować z dziećmi za grosze. Dyrektorka obiecała, iż przyjmie Kingę, jeżeli mama podejmie u nich pracę. Mama, choć straciła na zarobkach, zgodziła się.

Kinga urodziła się słaba i chorowita. Wszyscy się nad nią trzęśli. W przedszkolu była pod ciągłą opieką mamy. Po szkole Wiola często wpadała do niej do pracy. Nie wszystkie dzieci lubiły zapiekanki, sałatki, kakao czy kisiel, ale Wiola je uwielbiała. Mama odkładała jej porcje, których maluchy nie chciały, więc dziewczyna najadła się do syta.

Po obiedzie zabierała Kingę do domu i pilnowała jej do powrotu mamy. Kochała siostrę. Dopiero później, gdy Kinga podrosła, stała się okropnie nieznośna.

Kinga miała cztery lata, gdy zginął ojciec. Lato było upalne. Od trzech tygodni temperatura przekraczała trzydzieści stopni. W weekendy ludzie uciekali z dusznego miasta, by odpocząć na działce lub nad wodą.

Rodzice spakowali prowiant i rano wyjechali z dziećmi za miasto. Nad Wisłą było tłoczno, jak na jarmarku. Od upału ratowano się w nagrzanej wodzie. Przy brzegu roiło się od pluskających dzieci i dorosłych, którzy na nie uważali. Kinga też brodziła w płytkiej wodzie, a Wiola pilnowała, by nikt jej nie przewrócił lub by sama nie poszła za głęboko.

Gdy tata rozbiegł się i skoczył do wody, rozpryskując krople, Wiola pomyślała, iż po prostu postanowił się wykąpać. Płynął jednak coraz dalej od brzegu. Wtedy dostrzegła dwóch nastolatków na środku rzeki.

Najpierw myślała, iż się bawią. Zastanawiała się, jak rodzice mogli pozwolić im płynąć tak daleko. Rzeka była szeroka – choćby dorosły mężczyzna miałby trudności z przepłynięciem, a co dopiero dzieci. Jeden chłopak co chwilę znikał pod wodą, a drugi za nim nurkował. Dopiero gdy zobaczyła, iż ojciec płynie w ich stronę, zrozumiała, iż nie toczy się zabawa, tylko toną. Jeden walczył z prądem, a drugi próbował go utrzymać na powierzchni.

Wokół wszyscy się bawili, nikt nie widział, co dzieje się na środku. Wiola zapomniała o Kinga, wpatrując się w ojca i chłopaków.

Tata dopłynął do nich i natychmiast zanurkował. Wynurzył się z jednym z chłopców i powoli ciągnął go ku brzegowi. Drugi chłopak chwytał go, utrudniając płynięcie.

— On go utopi! — krzyknęła Wiola.

Jej okrzyk zwrócił uwagę dwóch mężczyzn. Spojrzeli w jej stronę, zrozumieli sytuację i ruszyli na pomoc. Wiele osób na brzegu również zaczęło patrzeć w ich kierunku.

Mężczyźni przejęli chłopaków. Wiola ucieszyła się i pomachała radośnie. Ale wtedy zorientowała się, iż nie widzi ojca. Wytężyła wzrok, ale jego nie było.

— Tato! Tato! — wołała.
Na jej krzyk przybiegła mama.

— Tam… — wskazała ręką na środek rzeki. Z przerażenia nie mogła mówić. — Taty nie ma!

Mama chwyciła Kingę i wpatrywała się w ludzi w wodzie. Czasem zdawało jej się, iż go widzi, mówiąc: „O, jest!”, ale Wiola przecząco kręciła głową i wskazywała wciąż na środek. Tymczasem mężczyźni dopłynęli z chłopakami do brzegu, zostawili ich i ruszyli ratować ojca.

Gdy wyciągnęli go z wody, był już martwy. Mama nie chciała uwierzyć i nie chciała wracać do domu. Wiola uspokajała płaczącą Kingę.

Po pogrzebie mama chodziła po mieszkaniu jak cień, nie zwracając uwagi na dziewczynki. Wiola odprowadzała Kingę do przedszkola, biegła do szkoły, a potem zabierała siostrę. Kinga nie chciała iść z Wiolą, marudząc, iż chce, by odebrała ją mama.

— Mama jest chora — tłumaczyła Wiola.

— No to niech tata mnie zabierze — fukała Kinga.

Gdy Wiola wracała do domu, zastawała mamę w tej samej pozycji — leżącą na kanapie, odwróconą do ściany.

Mama nie jadła. Przestraszona Wiola poszła do sąsiadki i poprosiła o pomoc. Po rozmowie mama wstała i zajęła się domem. Następnego dnia wróciła do pracy, ku euforii Kingi.

Teraz żyły we trzy. Na początku starczało pieniędzy. Kolej, gdzie pracował tata, wypłaciła mamie zapomogę. Mieli też trochę oszczędności. Ratowało ich przedszkole — mama zabierała resztki jedzenia. Wiola podejrzewała, iż sama nie jadła, zostawiając wszystko jej i Kindze.

Po szkole Wiola chciała iść do pracy, by pomóc mamie. Ale ta nie zgodziła się. Namówiła córkę, by poszła na studia zaoczne — choćby dla dyplomu. „Z papierem łatwiej znaleźć dobrą pracę. Ojciec by tego chciał”. Wiola uległa.

Dostała się na studia zaoczne — wybrała kierunek z największą liczbą miejsc. Nie obchodziło ją, kim zostanie. Jak mówiła mama: „Z dyplomem zawsze się gdzieś zatrudnisz”. Poszła więc do pracy. Zarabiała niewiele, ale „pieniądze nie leżą na ulicy”.

Kiedyś tata kupił działkę i zaczął budować dom. Chciał założyć ogródek, a mama marzyła o kwiatach pod oknami. Ale zdążył tylko wylać fundamenty. Jeden z jego znajomych zaproponował odkupienie ziemi. Mama ucieszyła się, nie targowała — sprzedała za podaną kwotę. Na jakiś czas starczyło.

Kinga rosła i zaczęła domagać się nowych ubrań, telefonu, tabletu. „Wszystkie koleżanki mają, a ja jestem gorsza?” Gdy nie dostawała tego, co chciała, wrzeszczała, iż nie powinna była się rodzić, iż nikt jej nie kocha. Parę razy choćby uciekła z domu. Przyzwyczaiła się, iż świat kręci się wokół niej.

— Czy my jesteśmy biedakami? Nie będę jadła resztek z przedszkola! — krzywiła się przy stole.
Do mamy po szkole też nie zaglądała jak Wiola. Wolała włóczyć się z koleżankami do nocy. Uczyła się kiepsko.

Latem do sąsiadki przyjechał na wakacje bratanek i Wiola pierwszy raz się zakochała. AlePewnego dnia, gdy Wiola siedziała na ławce przed domem i patrzyła, jak jej córka bawi się z koleżankami, zrozumiała, iż choćby najtrudniejsze chwile mijają, a prawdziwa siła rodzi się nie z walki, ale z akceptacji tego, co życie przynosi — i wtedy uśmiechnęła się, bo choć wiele straciła, wciąż miała przy sobie to, co najważniejsze.

Idź do oryginalnego materiału