W wieku 65 lat zrozumieliśmy, iż nasze dzieci już nas nie potrzebują. Jak się z tym pogodzić i zacząć żyć dla siebie?

newsempire24.com 2 dni temu

W wieku 65 lat zrozumieliśmy, iż nasze dzieci już nas nie potrzebują. Jak się z tym pogodzić i zacząć żyć dla siebie?
Mam 65 lat i pierwszy raz w życiu zastanawiam się: nasze dzieci, którym poświęciliśmy wszystko z mężem, już nas nie chcą. Trójka, której oddaliśmy czas, siły i pieniądze, dostała, co chciała, i po prostu nas porzuciła. Syn choćby nie odbiera telefonu, gdy dzwonię. Czasem myślę: czy któryś poda nam choć szklankę wody, gdy się zestarzejemy?

Wyszłam za mąż w wieku 25 lat. Marek był moim kolegą z klasy i długo się o mnie starał. Zapisał się choćby na tę samą uczelnię, by być blisko. Rok po skromnym weselu urodziła się nasza córka. Marek rzucił studia, by pracować, a ja wzięłam urlop dziekański.

To były ciężkie czasy. Mąż harował bez przerwy, a ja uczyłam się macierzyństwa, kończąc studia. Dwa lata później znów zaszłam w ciążę. Przeszłam na zaoczne, a Marek pracował jeszcze więcej.

Mimo wszystko wychowaliśmy dwójkę: starszą córkę, Kingę, i młodszego syna, Jakuba. Gdy Kinga poszła do szkoły, znalazłam pracę w zawodzie. Życie się poprawiło: Marek miał stabilną posadę z dobrą pensją, urządziliśmy dom. Gdy odetchnęliśmy, znów zaszłam w ciążę.

Trzecie dziecko to nowe wyzwanie. Marek pracował jak wół, a ja zajęłam się najmłodszą, Olą. Nie wiem, jak daliśmy radę, ale w końcu stanęliśmy na nogi. Gdy Ola poszła do pierwszej klasy, wreszcie odetchnęłam.

Lecz trudności nie ustawały. Kinga, ledwo zaczęła studia, oznajmiła, iż wychodzi za mąż. Nie protestowaliśmy sami wzięliśmy ślub młodo. Wesele i pomoc w kupnie mieszkania zrujnowały nasze oszczędności.

Jakub też chciał własne mieszkanie. Nie mogliśmy mu odmówić, więc wzięliśmy kolejny kredyt. Na szczęście gwałtownie dostał pracę w prestiżowej firmie.

Gdy Ola była w maturalnej klasie, oznajmiła, iż marzy o studiach za granicą. To był trudny czas, ale uzbieraliśmy pieniądze. Ola wyjechała, a my zostaliśmy sami.

Z czasem dzieci odwiedzały nas coraz rzadziej. Kinga, choć mieszka w tym samym mieście, wpada sporadycznie. Jakub sprzedał mieszkanie, kupił nowe w Warszawie i bywa u nas jeszcze rzadziej. Ola, po studiach, została za granicą.

Oddaliśmy dzieciom wszystko: czas, młodość, pieniądze, a na koniec staliśmy się dla nich nikim. Nie oczekujemy pomocy ani wsparcia. Chcemy tylko, by czasem zadzwoniły, odwiedziły, powiedziały dobre słowo.

Ale to już przeszłość. Teraz myślę: może czas przestać czekać i zacząć żyć dla siebie? Może w wieku 65 lat zasłużyliśmy na odrobinę szczęścia, które zawsze odkładaliśmy na później?

Idź do oryginalnego materiału