„Wędrowny Duszek: Historia Wysłannika z Nieznanych Ziem”

twojacena.pl 18 godzin temu

Drogi pamiętniku,

Dziś znowu rozmyślam o naszym domowym dramacie, który już od lat rzuca cień na każde nasze spotkanie. Wszystko zaczęło się od decyzji najstarszej córeczki, Zofii. Z powodu swej porywczości i wygórowanych wymagań wobec przyszłych zięciów, nigdy nie poślubiła i w wieku trzydziestu lat zamieniła się w zgorzkniałą mężobójczynię prawdziwą zgorzelkę, koszmar każdego mężczyzny.

Zasłużyłaś na to, powiedziała, kiedy wypowiedziała tę okrutną prawdę. Młodsza siostra, Jagoda, pulchny i zawsze uśmiechnięta, skinęła głową z aprobatą. Ja milczałam, ale w mojej twarzy widać było, iż nieszczęsna synowa już mnie nie podoba. Co mogłoby się podobać? Nasz jedyny syn, Tomek, po powrocie z wojska przywiózł ze sobą nową żonę. Nie miała ani ojca, ani matki, ani pieniędzy. Niczego albo wychowała się w domu dziecka, albo trafiła pod opiekę krewnych. Nikt nie wiedział. Tomek milczał i żartował, iż nie będziemy się martwić, bo niedługo zarobimy własne złotówki. Kto przywiózł do domu tę nieznajomą? Może była złodziejką, oszustką nie wiadomo, jakie już się wśród nas rozmnażają.

Od pierwszej nocy, kiedy w domu zawitała nasza nowa zięć, Wiktoria Nikiticzka, nie spała. Drzemka w pół oka była jedyną ulgą. Czekałam na jej figle, kiedy zacznie przeglądać szafy. A córeczki podświecały: matko, schowaj cenne rzeczy u krewnych, na wypadek, gdyby coś się stało. Szukaliśmy skarbów futer, złoto bo nie wiadomo, kiedy nastanie pora, by wszystko zniknęło.

Tomasz, jakby wściekły, pytał: kogo ty wprowadziłeś do domu?. Gdzie były jego oczy? Nie widziałam w nim już człowieka, który kiedyś był ojcem rodziny.

Mimo wszystko trzeba żyć. Wprowadziliśmy Wiktorię na swoje miejsce. Mamy dom przy granicy, ogród trzydzieści arów, trzy małe świnie w zagrodzie, ptaki, których nie da się choćby zliczyć. Praca nie zna granic, a ona nie narzekała. Gotowała, sprzątała, zajmowała się świnami, starając się zadowolić mnie, choć serce matki nigdy nie przyjmie bratniej duszy, choćby przy złocie.

Pierwszego dnia Wiktoria, z wyraźnym żalem, powiedziała: Zwracaj się do mnie po imieniu i patronimiku. Mam już własne córki, a ty, choćbyś się starała, nie zostaniesz dla mnie jak własna. Od tego czasu nazywała mnie Helena Wiktoria Nikiticzka, a ja nie miałam innego wyboru, niż milczeć i przyjmować.

Starałam się nie faworyzować żadnej zięciówki, ale nie pozwalałam też, by ktokolwiek szkodliwy wdzierał się do domu. Każde niedopatrzenie naprawiałam, a kiedy córki zaczęły zbyt mocno się roztrącać, musiałam ich przytrzymać, nie z litości, ale by utrzymać porządek i spokój. Wiktoria była pracowita, nie leniwiła się, a ja stopniowo zaczynałam ją szanować.

Jednak Tomek wpadł w złe towarzystwo. Nie ma mężczyzny, który wytrzymałby dwie ciągłe krytyki: kogo poślubiłeś, i z kim się związałeś?. Kiedy Zofia przedstawiła mu swoją znajomą, wszystko się potoczyło. Siostry cieszyły się, iż Wiktoria w końcu się przyda. Ja milczałam, a ona udawała, iż nic się nie stało, choć oczy jej były pełne łez, a spojrzenie puste.

Nagle, jak grzmot w bezchmurnym niebie, dwie wieści: Wiktoria spodziewa się dziecka, a Tomek chce się z nią rozwieść. Nie możliwe, powiedziałam Tomkowi. Nie zamierzam cię zostawiać w roli ojca.

Mówiłam mu, by żył z nową żoną, bo nie ma sensu się kłócić. Zaraz będziesz ojcem. jeżeli rozerwiesz rodzinę, wyrzucę cię z domu i nie będę cię chciała znać. A w tej samej chwili położyła rękę na biodrze i stwierdziła: Jesteś człowiekiem dopiero, kiedy wyhodujesz dziecko, nauczysz je rozumu i wyprowadzisz w dorosłe życie.

Nigdy nie wtrącałam się w jego sprawy, ale Tomek stał się zależny od mnie. Gdy już podjął decyzję, odszedł. Została Wiktoria, a po pewnym czasie urodziła córeczkę, którą nazwała Wiktoria. Gdy dowiedziałam się, nie mogłam się powstrzymać od radości.

Dom nie zmienił się zewnętrznie, ale Tomek zgubił drogę powrotną. Byłem zraniony, choć zachowałem twarz. Matka wciąż tęskniła, ale nie pokazywała tego. Zakochałam się w wnuczce, rozpieszczałam ją, kupowałam słodycze. Z kolei Wiktoria nie wybaczyła mi, iż straciła syna przez siebie, ale nigdy nie zwróciła mi tego słowem.

Minęło dziesięć lat. Siostry wyszły za mąż, a w dużym domu zostaliśmy we trójkę: ja, Wiktoria i nasza wnuczka, Kasia. Tomek wstąpił do wojska i wyjechał na północ z nową żoną. Do Wiktorii przygarnął się emerytowany żołnierz, starszy od niej, który po rozwodzie zostawił jej mieszkanie, a sam mieszkał w akademiku. Miał pensję, był poważnym kandydatem na zięcia. Wiktoria go polubiła, ale co byśmy zrobili, gdyby poślubił naszą matkę?

Wyjaśniłam mu wszystko, przeprosiłam i poprosiłam o wybaczenie. Nie był głupi przyjechał się ubrać przed matką i powiedział: Wiktorio, kocham cię, nie mogę bez ciebie żyć. Matka milczała, po czym dodała: Nie dam ci zabierać Kasi z mieszkania. Żyjcie razem, ale w moim domu.

Mieszkańcy dzielnicy nie szczędzili plotek: Ta szalona Wiktoria wyrzuciła własnego syna, a przyjęła taką jak przystało. Nikt nie zwracał uwagi na rozmowy o dziwnych plotkach. Wiktoria nie rozmawiała z sąsiadkami o młodzieży, trzymała się dumnie i niewzruszenie. Kasia urodziła Katarzynę, a ja nie potrafiłam się cieszyć z moich wnuczek. Co za Katarzyna, a nie mojej wnuczki? pomyślałam.

Los jednak nie szczędził cierpień. Kasia poważnie zachorowała. Mąż poddał się, a ja w milczeniu wydałam wszystkie oszczędności i zawiozłam ją do Warszawy. Leki, lekarze nic nie pomogło. Rano Kasia poczuła się lepiej i poprosiła o rosół. Z euforią ugotowałam kurczaka, ale kiedy podaję mu, Kasia nie mogła go zjeść i po raz pierwszy w życiu płakała. Ja, której nigdy nie widziano płaczącej, również rozpadłam się na łzy: Czemu odchodzisz, kochana, kiedy cię tak przyjęłam? Co się dzieje?.

Po chwili uspokoiłam się, otarłam łzy i rzekłam: Nie martw się o dzieci, nie zginą. Od tego czasu nie płakałam już nigdy, siedziałam przy niej, trzymałam rękę, gładziłam, jakby prosząc o przebaczenie za wszystko, co między nami było.

Kolejne dziesięć lat minęło. Katarzynę zaręczono, przyjechały Zofia i Jagoda, już starsze, już przyzwyczajone do siebie. Nie dało im się już dzieci. Zgromadziła się mała rodzina. Tomek przyjechał, choć jego żona już dawno go opuściła i popijał alkohol. Gdy zobaczył, jak pięknie stała się Katarzyna, ucieszył się, ale kiedy usłyszał, iż córka nazywa ojca cudzym, wpadł w gniew i obwiniał mnie: To twoja wina, iż wpuściłaś obcego mężczyznę do domu. Niech sprząta, nie ma tu dla niego miejsca. Ja jestem ojcem.

Odpowiedziałam: Nie, synu. Nie jesteś ojcem. Nie dorósłeś się od spodni młodzieńczych do prawdziwego mężczyzny. Powiedziałam to, jak przysięgłam. Tomek nie wytrzymał upokorzenia, spakował rzeczy i wyruszył w dalszą drogę. Katarzyna wyszła za mąż, urodziła syna i nazwała go Aleksander, na cześć przybranego ojca. Naszą babcię Wiktorię pochowano w pobliżu Kasi.

Tak leży nasza rodzina w szeregu: synowa i teściowa. Wiosną między nimi wyrosła brzozka. Skąd się wzięła, nie wiemy. Nikt jej nie sadził. Może to pożegnanie od Kasi, może ostatni gest ze strony matki.

Czuję, iż historia wciąż żyje we mnie, a ja muszę ją zapisać, by nie zginęła wśród codziennych trosk.

Z wyrazami zmęczenia,
Helena.

Idź do oryginalnego materiału