Żadnej pomocy, dopóki nie zostawi tego darmozjada: Powiedziałam córce, iż ma być niezależna
Nasz dom codziennie drży od kłótni nie między mną a mężem, ale przez tego zięcia. Ten człowiek, którego poślubiła moja córka, to ucieleśnienie lenistwa i braku odpowiedzialności. Od ponad roku nie ma stałej pracy, łapie się dorywczych zajęć, a resztę czasu spędza, leżąc jak król. Moja córka dźwiga cały ciężar utrzymania rodziny, wychowując dwójkę maluchów, będąc na urlopie macierzyńskim. A on? Po prostu jest.
Oczywiście, córka nie może pracować na pełen etat bliźniaki wymagają ciągłej uwagi. Zaoferowałam pomoc, ale pod jednym warunkiem. Tak, twardym i jasnym: nie dam ani grosza, dopóki nie rozwiedzie się z tym pasożytem. Pomagając jej, przy okazji utrzymuję i jego. A ja nie zamierzam finansować czyjegoś próżniactwa.
Od początku nie znosiłam Adriana. Miałam nadzieję, iż to minie, iż się opamięta. Niestety wzięli ślub. Młodość, miłość, złudzenia wszystko to zamgliło jej rozum. A teraz my musimy ponosić konsekwencje.
Z mężem oddaliśmy im mieszkanie po babci. Wcześniej je wynajmowaliśmy, to była nasza dodatkowa emerytura. Ale młodzi nie mieli za co płacić czynszu, więc ustąpiliśmy. Poprosiłam tylko o drobny remont, żeby dzieciom było wygodnie.
I wtedy Adrian pokazał, kim jest naprawdę:
Nie będę się tym zajmował. Nie jestem majsterkowiczem, jestem intelektualistą. Niech robią to fachowcy.
Ale za jakie pieniądze, pytam? choćby na śrubokręt nie zarobił. Umie tylko filozofować i narzekać na pecha. Praca wieczorami? Niemożliwe. Weekendy? Trzeba odpocząć. Przywykł, iż wszystko mu się należy.
Kiedy powiedziałam mu wprost, iż to nierób, obraził się. Pani mnie niesłusznie ocenia. A córka? Zamiast mnie choć trochę wesprzeć, rzuciła:
Przez panią znowu się pokłóciliśmy. Po co się pani wtrąca?
Postanowiłam się zdystansować. Ale postawiłam sprawę jasno: skoro sama weszła w tę sytuację, niech teraz radzi sobie sama. Niech nie wyciąga ręki po pomoc. Gdy jednak dowiedziałam się, iż spodziewa się bliźniaków, serce mi pękło. Myślałam, iż Adrian się ogarnie. Nic z tego. Wszystko spadło na nas. Skończyliśmy remont, szukaliśmy łóżeczek, a choćby jeździliśmy z córką do lekarza. A on? Wciąż wylegiwał się na kanapie przed komputerem.
Kinga starała się, jak mogła, ale było widać, iż zaczyna rozumieć, z kim związała życie. Razem, z mozołem, przygotowałyśmy mieszkanie. Wszystko zrobione własnymi rękami. On oczywiście kupił później jakieś tanie bibeloty na wyprzedaży to żadne usprawiedliwienie. Gdy masz rodzinę, musisz zachowywać się jak mężczyzna. A on? To tylko lokator w domu, gdzie wszystko robią inni.
Potem odkryliśmy, jak wiążą koniec z końcem: wzięli kartę kredytową. Nic nam nie mówiąc. Ukrywali to. Aż pewnego dnia zadzwoniła:
Mamo, nie dajemy rady Pomóż nam
Byłam wściekła.
Kinga! Urodziłaś dzieci z facetem, który nie może choćby żarówki wymienić! Jak chciałaś to wszystko udźwignąć sama?
To tylko trudny okres
Jaki okres? Masz dach nad głową, rodziców, którzy dźwigają wszystko na swoich barkach. A on? choćby pracy znaleźć nie potrafi albo za mało płacą, albo za daleko, albo godziny mu nie pasują!
Mamo, nie rozumiesz On szuka! Po prostu nie chce harować za grosze!
Ale to z groszy się żyje! Ty, twoje dzieci i on wszyscy na naszym garnuszku!
Mam dość. Nie będę ich dojną krową. Powiedziałam jej:
Dopóki się nie rozwiedziesz, zapomnij o naszej pomocy. Ani złotówki więcej. jeżeli chcesz z nim żyć, radź sobie sama.
Zaczęła płakać.
Chce pani, żeby moje dzieci rosły bez ojca?
Wtedy powiedziałam to, co myślałam od dawna:
Lepiej bez ojca niż z takim wzorem. Z mężczyzną, który żyje na cudzy rachunek.
Jestem matką. Ale nie będę ofiarą. Chcę, żeby moja córka wychowywała dzieci z prawdziwym mężczyzną, nie z kulą u nogi. Chcę, żeby się szanowała. Żeby nie prosiła o pomoc, gdy on pija herbatę i udaje, iż świat mu się należy.
Cicho odłożyła słuchawkę, ale wiedziałam kiedyś zrozumie.












