Wiejska szkoła na bocznym torze

magazynpismo.pl 2 tygodni temu
rys. Sonia Dubas-Kolanowska

Ponoć życie nie jest proste, nie ma łatwych recept na skomplikowane problemy, a w rzeczywistości nie dominują czerń i biel, tylko szarość. Ale ta akurat sprawa nie jest trudna. Zależy od poglądów, nie faktów. W skrócie: czy ważniejsze są pieniądze i zbilansowany budżet, czy dostępność usług publicznych? Obojętne, jakie argumenty przedstawimy, obojętne, ile liczb dodamy i odejmiemy, ostatecznie i tak wszystko sprowadzi się z tego, jak myślimy o państwie.


Bocznymi drogami” to nowy cykl felietonów, które publikujemy tylko online. Andrzej Andrysiak, szef Stowarzyszenia Gazet Lokalnych pisze w nich o tym, czego nie widać z Marszałkowskiej. Niby ta sama Polska, a inny świat.


Z likwidacją szkół jest trochę tak jak ze zbiórkami na leczenie śmiertelnie chorych dzieci. Czasami gdzieś tam, daleko, pojawia się nowy lek niedopuszczony u nas do obrotu albo lekarz, który chce się zająć przypadkiem i daje nadzieję na wyleczenie. Rodzice i znajomi rozpoczynają zbiórkę, my dajemy grosik lub dziesięć i oburzamy się na rząd, iż oszczędza na leczeniu dzieci. A rząd chowa głowę w piasek, bo nie chce publicznie przyznać, iż w tym bilansie wszystko sprowadza się do opłacalności: ile można wydać na przedłużenie jednego życia? Milion? OK, niech będzie. Dziesięć? Hm, a o ile je wydłużymy? 50 milionów? No nie wiemy, musimy zabrać z puli przeznaczonej dla chorych na raka.

Grubo? To teraz chodźmy do szkoły.

Niewielka gmina wiejska w województwie łódzkim. Wójt wspólnie z radą gminy decydują, iż trzeba zlikwidować jedną wiejską szkołę. Uczęszcza do niej 36 uczniów, w sąsiedniej miejscowości działa większa, gdzie uczniów jest ponad dwustu. Koszt utrzymania jednego ucznia w tej drugiej to 2,5 tysiąca złotych rocznie, w pierwszej, przeznaczonej do likwidacji – 44 tysięcy. Wójt i rada ogłaszają, iż gminy na to już nie stać, zwłaszcza iż druga szkoła jest niedaleko, a w sumie o niewielu uczniów chodzi.

Rodzice protestują. Argumenty mają nieekonomiczne. Bo szkoła istnieje ponad sto lat i stanowi centrum życia ich wiejskiej społeczności. Bo klasy są małe, a uczniowie dobrze się tu czują. Bo z obiecywanym dowozem dzieci do tej drugiej szkoły będzie jak zwykle z obietnicami – gmina zorganizuje autokar, ale potem okaże się, iż są tylko dwa kursy dziennie i maluchy będą czekały trzy godziny w świetlicy na rozpoczęcie lekcji lub powrót do …

Idź do oryginalnego materiału