Wielka Noc Hallowenowa: Opowieść o Małej Nikicie

newsempire24.com 2 dni temu

Rozumiesz to! Ta staruszka to dla nas nikt! wykrzyknęła Elwira, przekonując swoją córkę, Zuzkę, o słuszności swojego zdania. Zuzka zmarszczyła brwi, jakby chciała zapłakać, po czym podniosła głowę i rzekła: Dla mnie ona jest najdroższa Niktusia na świecie i tak już zawsze będzie!.

Tak się stało, iż z rodu licznych dzieci wiejskich rodziców Jana i Marii Lukaszewiczów wszystkie córki poślubiły, a jedynie najmłodsza, Małusia cicha i pokorna pozostała niezamężna. Czy jej narzeczony nie przyszedł, czy może zagubił się w dalekich okolicach, tego nie wiedziała sama Lukaszewicz, lamentując nad losem córki. Małusia była wsparciem rodziców, dopóki wśród ich wnuków, już osiedlonych w mieście, nie pojawiły się pierwsze dzieci.

Pierwszy z nich, Włodek, syn najstarszej siostry, przybył z niskim ukłonem i wielką prośbą: Ciociu Małusiu, przyjdź do mnie nianiać córkę. Dzieci w przedszkolu nie dostają, a żona musi iść do pracy. Małusia, już dojrzała kobieta, stanęła przed dylematem: rodzice starzeją się, jak ich zostawić? A miasto wydawało się obce. Włodek obiecał jednak dbać o dziadków, nie zaniedbując ich. Wcześniej przyjeżdżał już po ziemniaki, naprawić dach.

Rodzice, choć już podeszli na czterydzieści, namówili córkę, by pojechała do miasta może spotka jakiegoś mężczyznę, choć nie była już młoda. Nie wiedzieli, iż już rozmawiali o tym, jak Małusia będzie samotna, kiedy ich pożegna. W mieście mogła znaleźć miejsce wśród krewnych. I tak Małusia, kiedyś wiejska niewiasta, stała się nianią. Włodek pomyślał: Znajomy z pracy ma podobną nianię, niech Małusia zostanie.

Starsza córka Włodka poszła do szkoły, druga podążyła za nią. Zmarli ojciec i matka Małusi, a ona opiekowała się już nie dziećmi Włodka, ale kolejnym siostrzeńcem. Praca niani przechodziła z ręki w rękę w rodzinie od przedszkolaka po szkolnego ucznia. Małusia wydawała się niepotrzebna, a jednocześnie nieodzowna. Brali ją pod uwagę, ale i unikali. Och, jak wdzięczny był Włodek!

Parę lat przed tym, jak ciocia zaczęła obciążać wszystkich swoją obecnością, wiejski dom z lasem pełnym grzybów i rzeką przy nim został sprzedany przez siostry Małusi za sporą sumę złotych. Włodek zajął się sprawą: Zróbmy razem małą pokojik dla cioci, bo ma prawo mieszkać w domu, a nie pod krzakami.

Dziewczyny z rodziny, choć trochę się skrzywiły, sprzedawały kramy, a ich żony pytały: A co się stanie, gdy odejdzie komu zostanie mała rodzina kupiona? Pytanie o mieszkanie zawsze było trudne. Włodek, z sercem na dłoni, machnął ręką: Kto poda szklankę, temu i podzielimy, jak ciocia Małusia zdecyduje. Gdyby żył, nie zostawiłby samotnej cioci bez wsparcia. Niestety, nie dożył pięćdziesięciu lat zmarł na raka po latach zmagania się z wrzodem żołądka.

Po odejściu Włodka rodzina zapomniała o Małusi. Dzieci dorosły, nie potrzebowały już niani, a Małusia zbliżała się do siódmokrotnego dziesięciolecia życia. Została sama w małym mieszkaniu, jedyne co miała, to stół, szafa i rozkładany materac. Przyzwyczajona do opieki nad maluchami, poczuła pustkę, aż nagle pojawiła się praca.

W kolejce przy kasie w sklepie podeszła do niej młoda kobieta: Czy przypadkiem nie zajmuje się pani dziećmi? Moja córka, bladą dziewczynkę po operacji serca, nie może iść do przedszkola. Szukam najcudowniejszej niani, w której można zamieszkać. Małusia pochyliła się, a dziewczynka, rozjaśniona, rzekła: Chodź, opowiem ci bajki. Tak Małusia zdobyła nową podopieczną.

Zuzka, co miała już cztery lata, była dla Małusi radością. Dwie dziewczynki gwałtownie się zaprzyjaźniły, mieszkały w jednej przestronnej, jasnej komnacie. Rodzice Zuzki pracowali ciężko, a dziewczynka spędzała większość czasu z Małusią, którą nazywała Kasia. Niania, choć nie wykształcona, sumiennie wypełniała zalecenia lekarza ćwiczenia oddechowe, spacery z dala od zanieczyszczonych ulic i stały rytm dnia. Zuzka rosła w zdrowiu.

Wieczorem, gdy nadchodziła pora snu, Zuzka prosiła: Kasia-Małusiu, opowiedz mi o życiu. Niania snuła poważne, choć proste historie, a jedną szczególną przyznawała: Kiedyś wróciłam na statek z ciężarną żoną jednego z braci. Pierwszego synka wyprowadziliśmy do przedszkola, a potem drugi miał przyjść. Na pokładzie spotkała młodą dziewczynę, Odrę, studentkę, której chłopak ją zostawił. Odrze urodziło się dziecko, a rodzice nie chcieli przyjąć go. Odrze nie pozostało nic innego, jak zostawić dziecko w rękach Małusi.

Och, gdybym tak miała! westchnęła Małusia, patrząc na Odrę. Odrę, po szybkim zakupie wózka i termosu z gorącą wodą, położyła dziecko na kolanach Małusi i zniknęła, gdy statek przycumował do nabrzeża.

Kilkadziesiąt minut później maleństwo zawołało. Małusia, choć nigdy nie była matką, od razu wiedziała, co robić otuliła je w kocyk, podgrzała mleko w termosie i zaczęła kołysać. Na piersi dziewczynki znalazła list: przeprosiny Ody, iż zostawia ją pod imieniem Alunia, oraz kilka ubrań i pojemnik z suchym mlekiem. Nie było aktu urodzenia prawdopodobnie dziecko przyjuto w domu bez położnicy.

Statek odpłynął, a Małusia karmiła Alunię, pamiętając słowa: Bóg cię posłał. Myśląc, iż może przywieźć dziecko do wioski, rozważała, iż będzie to jej własna córka. Gdy żona brata zorientowała się w sytuacji, wpadła w szał: Po co nam obcy dzieciak, kiedy mamy własne krewnych?.

W końcu dziecko zabrano. Małusia nigdy nie wybaczyła sobie niepewności, iż nie przyjęła tej ofiary losu. Zuzka, po wysłuchaniu smutku, przytuliła staruszkę: Mimo wszystko jesteś moją nianią. Małusia skinęła głową: Ty jesteś moją dziewczynką.

Elwira początkowo wykorzystywała Małusię jako nianię, ale po pewnym czasie, widząc, iż nie ma już pracy, zaproponowała: Wynajmijmy małe mieszkanie, by zarobić na lekcje muzyki dla Zuzki. W domu stało pianino, które Elwira chciała, by córka uczyła się grać. Małusia zgodziła się wynająć pokój.

Po kilku latach Elwira odziedziczyła od zmarłej ciotki mieszkanie w Krakowie. Zgodziła się, by Małusia i Zuzka były współwłaścicielkami, a dalsi krewni stracili zainteresowanie. Lata mijały, Zuzka wyrastała w piękną, zdrową dziewczynę, skończyła szkołę i wyjechała na studia do Warszawy. Małusia przekazała jej część oszczędności, by mogła opłacić wynajem i może choć trochę na ślub.

Wtedy zaczęła tracić wzrok, potykała się po domu, pachniała starością, a Elwira wciąż narzekała: Ta staruszka to nie ma dla nas znaczenia!. Przeniosła Małusię z jasnego pokoju do ciemnej spiżarni, twierdząc, iż nie ma to znaczenia, gdzie jest, jeżeli jest niewidoma. Powiedziała surowo: Idźcie sobie!. Małusia stała się jedynie nazwą, a wszystkie jej dobre uczynki przepadły w pamięci Elwiry.

Rodzina zaczęła planować wstawienie Małusi do domu opieki. Elwira, sięgając po wpływowe znajome, próbowała zdobyć skierowanie. Zuzka, zajęta życiem studenckim, rzadko odwiedzała dom, przywożąc jedynie kosze z jedzeniem. W drugim semestrze, po zaliczeniu, Zuzka z euforią przyznała się mamie: Tata Andrzej oświadczył się! Przyjedzie w weekend z rodzicami, nie potrzebujemy wielkiej uroczystości, ale suknia biała musi być A niania? Mam dla niej prezent coś wyjątkowego!. Wpadła do pokoju, w którym stała Małusia, i krzyknęła: Mamo, gdzie jest ciocia?.

Elwira, niewyraźnie, wskazała: Leży w ciemnym kącie, w szafie. Niech cię nie przeraża, przecież jest niewidoma. Zuzka otworzyła drzwi spiżarni i zobaczyła kruche łóżko i starą nianię, której twarz była zmarszczona, ale wciąż ciepła. Pochyliła się, dotknęła jej policzka, łzy spłynęły po jej oczach, a Małusia szepnęła: Zuzia, kochanie, piękna jesteś.

Dwa godziny później Małusia, po posiłku z Zuzką, siedziała na starym łóżku, otulona pachnącymi woreczkami z suszonymi ziołami i kwiatami, które Zuzka jej podarowała. Wrażenia zapachowe przywróciły Małusi starą radość, bo choć niewidoma, żyła dźwiękami, zapachami i dotykiem.

W kuchni matka próbowała rozmawiać z Zuzką, wyrażając trudności w opiece nad starą, której już nie da się już rozmawiać, a jednocześnie broniąc się przed zarzutami męża, iż ciągle znikają pieniądze. Zuzka szepnęła: A gdybyś mnie zamknęła w spiżarni na czterdzieści lat, to zrozumiesz?. Elwira krzyknęła: To ona jest nikt! i tak już zawsze będzie!. Zuzka podniosła głowę: Dla mnie ona jest najdroższa Niktusia i nie pozwolę, by tak było.

Tak więc Zuzka odłożyła spotkanie z rodzicami narzeczonego, prosząc ich, by przyjechali z Andrzejem dopiero po ślubie. Wspólnie z Małusią przeprowadzili się do niewielkiego mieszkania, które kupili używając oszczędności Małusi. Kupili tanie meble z second handu, odnowili je i zamieszkali.

Zuzka początkowo nie wierzyła, iż Andrzej, student medycyny, zaakceptuje jej starą nianię w swoim życiu. On jednak, rozumiejąc sytuację, zgodził się, iż Małusia będzie mieszkała z nimi, a on podzieli się obowiązkami. Zuzka przerzuciła się na studia pedagogiczne, by zostać logopedą, a Andrzej kontynuował okulistykę.

W końcu Małusia, choć nie była już tak sprawna, jak dawniej, nie potrzebowała już pomocy innych. Zuzka i Andrzej wraz z dziećmi, kiedyś już były ich własnymi, zamieszkali razem w tym małym mieszkaniu, a Małusia, otoczona zapachem ziół, spokojnie odszedła w wieku dziewięćdziesięciu dwóch lat. Ostatni rok już nie wstawała, ale umarła tak, jak żyła cicho, dobroć i światło w sercu.

Idź do oryginalnego materiału