Wiktor wrócił z rybnego połowu później niż zwykle, żona Tamara z niecierpliwością czekała na ukochanego, myśląc, iż coś złego wydarzyło się w drodze, Kola, ich synek, strasznie się niepokoił, gdzie jest tata, gdzie jest tata.

polregion.pl 12 godzin temu

12listopada 2025

Dziś wieczorem poczułem, jak dźwięk kilku żółtych świateł rozświetlił podwórko naszej chaty w Białej Wsi. Wiedziałem, iż to mój ojciec Wiktor wraca później niż zwykle. Żona, Tamara, odliczała minuty przy kominku, z niepokojem myśląc, iż coś się stało po drodze. Nasz mały Kolek, ciągle drapiący się po kolanach, wołał: Gdzie jest tata? Gdzie jest tata?.

Kiedy dwa żółte reflektory dopadły bramę, wpadł Wiktor, nieco potargany. Kolek wybiegł z pieca, skacząc na jednej nodze, próbując wślizgnąć się w skarpetę, jednocześnie szarpiąc się za futerkowy płaszczyk. Co tam, szaleńcu? Zimno i noc, idź się ogrzać przy piecu, zaraz wstąpi ojciec, rzekła Tamara.

Kolek wyraźnie się obraził i zaczął szarpać wargi, gotów wyłyczyć łzy. Nie płacz, misiu, powiedziała matka, zaraz wejdzie tata. ale Wiktor wciąż nie pojawiał się w progu.

Co on tam robi, czy wypił? narzekała Tamara, przyciskając na niego futrzany kocyk. Kolek, zostań w domu, sama pójdę sprawdzić.

Mamusiu, boję się szepnął chłopiec.
Boję się? Nie bój się, kochanie odparła mocno, nie dając mu chwili na zmartwienie.

W tym momencie drzwi się otworzyły, a z wnętrza chaty popłynęła para, roztaczając się w kłębach. Z tej mgły wyłonił się Wiktor, ale nie sam. Przy nim stała młoda dziewczyna, nieco ponad osiemnaście lat, w szarej pelerynie i brązowym płaszczyku z czarnym kołnierzem. Miała duże, szare oczy i jasne, falujące kosmyki włosów.

Wchodź, wchodź, Jadwiga. Tamara, pomóż gościowi zdjąć płaszcz zawołała matka, nie rozumiejąc do końca sytuacji. Jadwiga pomogła dziewczynie zdjąć zewnętrzną warstwę i usiadła przy stole, składając na kolanach drżące, jakby zimne, dłonie.

Kolek niepewnie zerknął z pieca.

Kolek, chodź tu, co tak się trzęsiesz? zawołał Wiktor, podnosząc go wysoko, prawie do sufitu. Tamara, przygotuj jedzenie, bo nie będziemy siedzieć głodni.

Po zmroku, kiedy Kolek już prawie zasnął, usłyszałem, jak ojciec mruczał coś pod nosem, a matka cicho protestowała, nie zgadzając się z jego słowami, a gośćka cichutko szlochała.

Rano w całej wsi rozeszła się wieść, iż Wiktor Ostrowski przywiózł swoją młodszą, ciężarną siostrę.

Mężczyzna zostawił ją, rodziców nie ma, co z taką dziewczyną zrobić? szepnęła Tamara przy krzaku jabłoni, rozmawiając z sąsiadkami.
Widzisz, zawsze mówisz, iż jesteś sierotą, a tu nagle siostra? pytały.
A co, jeżeli nie ma już rodziców, to nie jest już sierota? odpowiedziała.

Jadwiga, ciocią Koleg, postanowiła przyjść na świat, a Wiktor zabrał ją do szpitala w powiecie. Niebawem u Kolesa pojawiła się mała siostra Małgorzatka, którą nazwano po babci. Jadwiga nigdy nie wróciła.

Zmarła rzuciła matka, a Koleg zadrżał. Małgorzatka była mała, różowa jak nowy kartonik z zabawką. Kolek widział ją u sąsiadki Światy, przytulając lalkę Antosia, więc pomyślał, iż Mani będzie jego nową lalką żywą.

Nie wiem, Wiktorze, co z nią zrobić, nie potrzebuję jej tu krzyknął.
Co? Ty, Tamara? Dziecko żywe, krwią! odpowiedział Wiktor.

Nie wiem nic, dałam ci słowo. Zrób, co chcesz dodała matka.

Co z nią zrobić, do domu dziecka czy wpadnąć w zimną wodę? krzyczał Kolek.
Bez różnicy odparła matka.

Nie chcę Małgorzatki do domu dziecka, nie w zimnej wodzie! zawył Kolek. Mamo, zostaw ją, sam się o nią zatroskam, będę ją nosił.

Matka machnęła ręką, ale Kolek, trzymając się jej spódnicy, wykrzykiwał błagalne słowa, błagając o zostawienie małej siostry przy życiu. Wiktor milczał, spuszczając głowę.

Niech robią, co chcą mruknął. Tamara odwróciła się i wyszła na podwórze.

Kolek usiadł przy Małgorzatce, która spała w domowych pieluszkach, nieświadoma swego losu. Szepnął jej cichutko, nazywając ją słończkiem i maleńką.

Kolek przespał się niepokojąco, wyobrażając, iż matka wyrzuci mu dziecko. Wściekła matka syczała: Nie zabiorę twojej Mani. Kolek patrzył podejrzliwie, bojąc się, iż matka ją utopi.

Ojej, cóż za humor, nie chcesz odchodzić od dziewczyny, nazywasz ją dzieckiem zawołała sąsiadka.

To twój pomocnik, Tamara odpowiedziała matka.

Nie mówcie. Najpierw byłam zagubiona, potem przyzwyczaiłam się do tej dziewczynki i już nikomu jej nie oddam. W przyszłym roku chciałbym zatrudnić nianię pomyślała matka.

Tak żyli dalej. Wiktor pracował jako kierowca ciężarówki, Tamara doiła krowy, a Kolek z Małgorzatką rosli razem.

Kolek biegł ze szkoły, rozpościerając ramiona, łapiąc swoją małą córeczkę za rękę. Dzieci z wsi nazywały ją małą dziewczynką.

Kolek poszedł do wojska, a Małgorzatka płakała, jakby rozdzierał serce.

On ją wychował, za ojca i matkę plotkowały babcie. Tamara jest szorstka, a Wiktor milczący, nie rozmawia, a dzieci są zupełnie inne.

Po powrocie z armii Małgorzatka znalazła brata w mieście, po miesiącu odszedł do pracy jako kierowca i przywiózł ją do domu, aby zobaczyć, czy zaakceptuje go jako siostrę.

Zgodziła się i niedługo znalazła męża, zamężna i szczęśliwa.

Kolek wziął ślub, a ich dziecko rosło piękne i zdrowe. Małgorzatka wyjechała na studia do Lublina, ale zawsze, gdy wracała, najpierw odwiedzała brata, a potem dom.

Wiedziała, iż jest spokrewniona z ojcem i matką, i iż nie ukrywano tego, by nie było gorzkiego wspomnienia. Mimo to czuła, iż matka kocha ją bardziej niż Kolek.

Po ukończeniu studiów Małgorzatka wróciła do wsi jako lekarka. Znalazła męża, urodziła dzieci i została starszą babcią.

Wiktor, już w podeszłym wieku, odszedł spokojnie. Tamara, choć zmęczona, trzymała Małgorzatkę w ramionach.

Jednej nocy, kiedy Małgorzatka zasypiała, usłyszała cichy szept: Mamusiu?.

Co jest, kochanie? Czy coś boli? spytała Tamara.

Usiądź, dziecko zachęciła.

Przepraszam, Małgorzatko.

Za co przepraszasz? zapytała dziewczynka.

Za to, iż chciałam cię oddać do domu dziecka. Nie chciałam cię skrzywdzić.

Mamusiu, naprawdę? Nie rozumiem, iż to twoja siostra, a ja… Jestem twoją bratanicą, a nie obcą.

Nie mam pretensji, wybacz mi.

Kto cię zdradził? pytała dalej.

Bóg.

Mamusiu, całe życie żyłam przy grobie.

Dziecko, to nie ona… to inna dziewczyna, sierota, o tym samym imieniu co twoja matka. Twoja… ona żyje, jest młodsza niż ja o dziesięć lat.

Jak?

Opuściła cię wtedy, odjechała i zostawiła.

Mamo

Wybacz mnie, nie mogłam tej tajemnicy dłużej dźwigać. Masz rodzinę brat, siostra, ciotki i wujkowie. Ja, twoja kochana mama, mam cię i naszą wielką rodzinę.

Dzieciństwo moje to najcenniejszy dar.

Tamara zamknęła oczy i uspokoiła się, a ja, pisząc to wszystko, czuję, jak ciężar przeszłości rozpuszcza się w ciepłym świetle kominka.

Niech każdy pamięta: nie oceniajmy cudzych losów, bo życie potrafi przybrać najdziwniejsze kształty.

K. (Kolek)

Idź do oryginalnego materiału