„Wizja Lokalna” Stanisław Lem
Pierwsze wydanie nakładem Wydawnictwa Literackiego ukazało się w 1982 roku.
„Porwanie nastąpiło już na kosmodronie dlatego, jak mi tłumaczono, bo etykosfera nie znała mnie jeszcze i nie mogła wskutek tego z należytym wyprzedzeniem interweniować w mej obronie. Dużo kładli mi do głowy rzeczy, których nie pojmowałem, ale nie chcąc robić wrażenia głupka — czyż nie dałem się wziąć łatwo na obróżkę — wolałem dyplomatycznie milczeć.”
„— Dlatego, bo torturowany w państwie policyjnym może przynajmniej wierzyć, iż gdyby przestano go torturować, zbudowałby z innymi szczęśliwy świat. Natomiast zapieszczany bezustannie pod zarządem państwowym przez tę tak zwaną synturę nie może choćby myślą uciec gdziekolwiek, bo już nie ma dokąd. Tylko pośrednie stany agregacji społecznej są znośne.”
„Dyrektywa ta działa jak prawo fizyki. Można je stwierdzić, usiłując zakuć kogoś w kajdany, biorąc go w pęta czy na stryk lub sposobem bardziej wyrafinowanym na przykład przez wcementowanie nóg ofiary do kubła i wrzucenie jej do stawu. Okowy i pęta rozpadną się natychmiast, podobnie rozkruszy się na proch i cement, ale żeby do tego doszło, oprymowany musi podjąć wysiłki uwolnienia się. W przeciwnym razie rozpadałaby się choćby odzież i nikt nie mógłby nosić szelek czy paska. Pętany powinien się więc rwać z więzów i kiedy te wysiłki przekroczą pewne natężenie, czujniki bystrowe każą się rozpaść pętającej substancji. Gdybym szarpał się na obroży, odzyskałbym wolność, ale o tym nie wiedziałem, nie będąc Luzaninem i na to właśnie liczyli moi porywacze, dodał śmiejąc się Tiuxtl. Bystry wcale się nie zajmują duchowym stanem zaatakowanego, bo tego nie potrafią, ustalają tylko, czy cokolwiek pęta wolność jego poruszeń. Kunszt bystretyków przejawia się w takim przekładaniu moralnego sensu wszelkich sytuacji na ścisły język fizyki, żeby doszło do rozwiązania optymalnego dla wszystkich, bez wtrętu oceny psychologicznej. Znaczy to, iż bystry nie nadzorują wcale tego, kto usiłuje dokonać mordu, iż nie osądzają takiej intencji przejawionej czynem, ale ustalają tylko stan faktyczny i udaremniają jego szkodliwe skutki.”
reviewed
Kura jest aktywistką
„Nie będę się choćby spierał z panem o zakres filozofii. Niechże będzie, jak pan chce — iż filozofią jest wszystko. W pewnym sensie jest, bo kura składając jajko, tym samym uzewnętrznia światopogląd empiryczny, racjonalistyczny, optymistyczny, kauzalistyczny oraz aktywistyczny. Om składa jajko, więc działa, czyli jest aktywistką. Wysiaduje to jajko w przekonaniu, iż ono się da wysiedzieć; to już jest znaczny optymizm. Ona liczy na pisklę, które wyrośnie na następną kurę, więc jest choćby prewidystką oraz kauzalistką, skoro uznaje związek przyczynowy między ciepłem swego brzucha i rozwojem pisklęcia. Ona nie umie tylko tego wszystkiego wygdakać i jej filozofia ma charakter odruchowy — jest wbudowana w jej kurzy móżdżek. ale jeżeli „tak, mecenasie Finkelstein, znaczy to, iż przed filozofią nie można uciec. To się nie da zrobić i nieprawda, iż primum edere, deinde philosophari. Póki życia, póty filozofii. Filozof powinien, zapewne, być wierny własnym przekonaniom. Przeważnie nie jest. Więc niechaj się choć o to stara Ja się starałem. Sprzeciwiałem się złu także w sposób naiwny, pocieszny oraz nieskuteczny, siadając tyłkiem na bruku, żeby protestować przeciw wojnie. Nic nie wskórałem, ale gdybym wylazł z kasety, robiłbym to samo. Każdy powinien robić swoje i basta.”
„Obrażony Popper zamilkł. Dłuższą ciszę przerwał wreszcie Russell.
— Mój czcigodny kolega filozoficzny z Izby Lordów miał nieszczęście urodzić się na filozofa systemowego w czasie, kiedy filozofii systemowej być już nie może. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, kolego Popper! Pan Feyerabend jest umiarkowanym ekstremistą anarchicznym w teorii poznania, ja jestem bezimperatywnym przeciwintuicyjnym kategorialistą w stylu analitycznym, a lord Popper to twórca paru bystrych konceptów, poza tym jednak niesynkategorematyczny odgrzewacz zneutralizowanych ontologicznie zrazów w sosie po Circulus Vindobonensis. Po tym kółku, w którym Wittgenstein świecił, świecił, aż przestał. Kółko zostało zawieszone na kołku. Przecież eklektyczny synkretyzm pism pana Poppera …
— Pan zmieniałeś poglądy częściej niż gacie! — krzyknął rozeźlony, wręcz wyprowadzony z socjostatycznej równowagi lord Popper.”
"Lord Russel zawsze usiłował odgryźć od placka filozoficznego większy kęs, niż mógł strawić."
„Zabetonować każdemu jego wewnętrzne piekło. Czy doprawdy nie dostrzegacie absurdalności takiego »udoskonalenia«? Wiem, iż chcieliście jak najlepiej. Nie chcieliście zła. Chcieliście upowszechniać dobro i tylko dobro. Ale okazało się, iż to jest właśnie złe. Teraz usiłujecie zamaskować przed sobą zło tej melioracyjnej roboty. A więc okłamujecie się. Zmierzacie do tego, aby nikt nie mógł udowodnić wam, innym, społeczeństwu — iż to dobro go unieszczęśliwia, iż czyni go złym. Wiary rodzą się z nieszczęścia, które jest składową egzystencji. Z potrzeby takiego Ojca, który nigdy nie zestarzeje się i nie umrze, ale zawsze pozostanie niezawodnym miłującym opiekunem. Z poczucia, iż skoro świat nas nie kocha, to powinien być Ktoś, kto by nas ukochał. Wiara powstaje nie z nędzy materialnej, ale z nadziei, iż ten świat nie jest jednak całym światem, iż w nim albo ponad nim jest To albo Ten, do kogo można się zwrócić, kogo będzie można zobaczyć twarzą w twarz po śmierci — jeżeli nie za życia. Jednym słowem wiara jest wybiegiem rozpaczy jako zrodzonej przez nią nadziei, ponieważ w zupełnej rozpaczy i bez krzty nadziei nie można żyć. Nie można chociażby dla innych ludzi, a wyście im tę szansę zabrali. Więc ta nowa kiełkująca wiara, ta, która mord jako uczynek obraca w dobro, w najwyższą zasługę, ta nieszczęsna postać zwyrodniałej wiary też jest przecież wyrazem rozpaczy i zrodzonej przez nią nadziei, iż tak, jak jest, nie może być. Tamta pierwotna wiara i wtórna biją obie z tych samych duchowych źródeł. Dziwaczność tej nowej wiary wynika z dziwaczności utworzonego stanu rzeczy, który samiście sobie sporządzili. Moi koledzy i przyjaciele bystronicy nie myślą tak, ponieważ są zajęci rozwiązywaniem szczegółowych kwestii technicznych następnego kroku w hedomatyce i w inhibicji, toteż nie wiedzą, oraz nie życzą sobie wiedzieć, iż hedomatyka po trochu zmieniła się im w algomatykę, czyli tortury z życzliwości.”


„Natomiast rezultaty praktyczne pytań stawianych powyżej bariery Tiutiquotzitoka można użytkować, i nie jest to nic nadzwyczajnego ani pierwszego na świecie, bo jak wyjaśnia rzecz nauczak TITIPIO 84931109, w swojej popularnej broszurce przeznaczonej dla szkół podstawowych, jedząc placek z żytniej mąki, nie trzeba znać ani historii powstania żyta i sposobów jego uprawy, ani teorii z praktyką piekarni—ctwa, tylko wbija się zęby w placek i już. Tak więc nauka pogrążyła się w ciężkiej żałobie po samej sobie, co zresztą nie obeszło specjalnie społeczności luzańskiej, bo choć zawdzięczała nauce rozkwit cywilizacyjny, miała ten rozkwit uczonym coraz bardziej za złe, więc i samej nauki dość, a teraz dzięki Bogu wyglądało na to, iż nikt nie będzie już mógł wynosić się nad innych wiedzą jako docent habilitowany, co wielce kontentowało demokratycznie nastrojonych szarych obywateli.”
"Bystry akurat tak samo się buntują jak zboże rosnące w polu czy mikroby na agarowej pożywce. One dalej bardzo sprawnie robią to, do czego je przeznaczono, ale robią to coraz lepiej, i przez to właśnie po jakimś czasie zaczynają robić to tak świetnie, jak się tego nikt nie mógł domyślać na początku. "
„Siedzieliśmy obok siebie w czarnym mroku na pniu, zarosłym w mule, jedząc czekoladę, która przypadła mu do gustu. Zauważył, iż coś podobnego jadł w Lulawit, mieście luzańskim, gdzie doktoryzował się z astrofizyki na uniwersytecie. Powoluśku, cierpliwie wyjaśnił mi, na czym polegała jego bieda. Prasa kurdlandzka dochodzi wprawdzie do Luzanii; ale „Głos Kurdla”, który czytał regularnie, milczy o wszystkim, co może deprymować, toteż nie dowiedział się, iż jest już nowy Przewodniczący i iż poprzedni wraz z trzema Najkurami — Najstarszymi nad Kurdlem — stanowi tak zwaną Bandę Czworga, czyli WYPS — Wyjątkowo Potworną Szajkę. Ledwie zdążył wydać na granicy zwykły okrzyk powitalny „Naj–Naj”, którym się sławi Najdroższych Najkurów, wymieniając we adekwatnej kolejności ich tytuły, odznaczenia i nazwiska, został zatrzymany. Tłumaczenia nie pomogły. Wiedział zresztą, iż one nigdy nie pomagają. Dostał pięć lat Karnego Kurdla i uciekł z niego przed dwoma tygodniami. Karny Kurdel, z którego umknął dzięki nieuwadze strażników (bardzo się opuścili w służbie, mówił, wciąż im się chce brać kąpiele słoneczne na grzbiecie), to w samej rzeczy trup, zwłokochód, albo pyerdel, jak mówią więźniowie, którzy poruszają go wspólnym trudem niczym galerę. Tu mi zaświtało, iż o czymś podobnym czytałem w archiwach MSZ. Nie pytałem jednak o nic, dając mu się wygadać. Jako umysł ścisły, a jeszcze kształcony w astrofizyce, przyjął wieść o mym ziemskim pochodzeniu całkiem rzeczowo. Słyszał zresztą o Ziemi i wiedział, iż u nas nie ma żadnych kurdli, w związku z czym wyraził mi współczucie.”

„Wiarołomcom tym udaje się niekiedy wszcząć zamieszki wśród jednostek przesiedlonych karnie w tylne regiony miastodonta — nazywa się ich ozadnikami i stanowią element niepewny, a choćby wsteczny (z uwagi na miejsce zamieszkania). Szczególną niejasnością odznaczała się kwestia wścieklizny kurdli, bo uchodziła podług Luzan za irredentę polityczną, a podług rzeczników kurdlandzkich za skutek sabotażu. Długo nie mogłem się połapać w tym rozgardiaszu, bo nie znałem doktryny politycznej Człaków, a nie znałem jej, albowiem jakiś bałwan bibliotekarz umieścił cały dział Nacjomobilistyki razem z Automobilistyka pod hasłem Transport i Komunikacja Miejska; ja natomiast szukałem pod „Doktryny Polityczne”, „Polityczne doktryny”, „Ideologie” i tak dalej. Na adekwatne regały natrafiłem zupełnie przypadkowo, kiedy potrzebny mi był bardzo gruby i ciężki tom do wygładzenia spodni, bom je czasem zdejmował dla wygody i dostrzegłem, jak są pomięte, a trudno było chodzić do Ministerstwa z żelazkiem i deską do prasowania.”
„Werozja przyjmuje rozmaite formy, ale występuje wszędzie w podobnym okresie historycznym, mianowicie podczas embrionalnej industrializacji. Zdesakralizowana władza słabnąc wspiera się na hierarchii administracyjnej, tworzącej miraże (pseudoobrazy) społecznych stanów, idealizujące rzeczywistość w wykładniku zależnym od aktualnych wierzeń, ale to są wierzenia biurokratyczne, a nie religijne. Niekiedy zwą ten fenomen samołudzącym łudzeniem albo też autofatamorganą. Wiarę w nadprzyrodzoną moc władców zastępuje policja, a zarazem rosnący wpływ krążenia informacji na całość życia tworzy pokusę jej monopofizowania. Monopole ekonomiczne oraz informacyjne są różne co do zawłaszczanych nimi obiektów, ale podobne w zakresie zjawisk, jakie wywołują: prowadzą do socjalnej oscylacji. Albo dominują drgania ekonomiczne (rozkwit–kryzys), albo informacyjne (prawda–fałsz). Pocieszanie zmyśleniem to najprostszy stabilizator struktur społecznych, zresztą ma on tę dobrą stronę, iż wiele trwożnych oczekiwań opartych o znajomość deprymujących faktów jednak się nie spełnia, więc trzymając te fakty pod korcem, oszczędza się ludziom nerwów. Łatwo atoli przebrać miarę w tym procederze. Syndrom autofatamorgany (zabajczenia) oznacza zarażenie się fikcją samych wytwórców fikcji; prowadzić może do tak zwanego zupełnego wewnętrznego odbicia i pochłaniania w biurocyrkulacji, do socjoschizofrenii (jedno mówią, w drugie wierzą), oraz jeszcze bardziej powikłanych zjawisk informatyki patologicznej. W normalnej (przeciętnej) cywilizacji zanieczyszczenie środowiska informacyjnego fałszem sięga 10–15%; gdy przekracza 70%, pojawiają się drgania typu dudnień w cyklach 12–15–letnich, a powyżej 80% odfiltrowanie czystej prawdy staje się niemożliwe i rozpoczyna się kollaps. Żeby go uniknąć, trzeba nolens volens zamrażać naukę, bo rozwój jej koliduje z rozwojem werozji. Obie te rozwojowe drogi rozchodzą się w końcu definitywnie i powstają tak zwane widły Siraxosa (od socjomatyka, który je wykrył). Trzeba poświęcić dalszy rozwój wiedzy na rzecz werozji lub na odwrót, groźną iluzją jest bowiem wyobrażenie, jakoby można utworzyć zamkniętą enklawę prawdy wewnątrz powszechnego fałszu, jako wyspę oddanej autentycznemu poznaniu nauki w dezinformowanym społeczeństwie. Nigdzie się to nie udało dłużej niż 90 do 100 lat. Nie ma też statecznego kompromisu między alternatywami. Kto usiłuje stawiać i Bogu świeczkę, i diabłu ogarek, wychodzi na tym jak Za—błocki na mydle, zyskując w efekcie marne kłamstwa i marną naukę.”
„Wizja lokalna” Stanisław Lem – rewelacja!