Wrócił z niespodzianką

polregion.pl 17 godzin temu

Zaczęło się od szelestu w przedpokoju

Halina Nowak odkładała właśnie swój niezawodny drut z włóczką i nasłuchiwała. Ktoś grzebał przy zamku w drzwiach wejściowych. Choć dźwięk był znajomy, o tej porze nie spodziewała się nikogo – wpół do dziesiątej wieczorem, sąsiedzi dawno pochowali się w swoich mieszkaniach, a wnuczka Ola odwiedzała tylko w weekendy.

Zamek zaskoczył, drzwi lekko skrzypnęły. W przedpokoju rozległy się ciężkie kroki i czyjeś sapanie.

– Kto tam? – zawołała Halina, chwytając laskę stojącą przy fotelu.

– Mamo, to ja – odpowiedział głos, który znała aż za dobrze.

Serce podskoczyło jej do gardła. Nie słyszała tego głodu od półtora roku. Syn Tomasz wyszedł z domu po kolejnej libacji i przepadł jak kamień w wodę. Od czasu do czasu przysyłał SMS-y, iż żyje, i tyle.

– Tomek? – odezwała się niepewnie.

– Tak, mamo, to ja. Nie bój się.

Halina podniosła się z fotela i, opierając się na lasce, podeszła do przedpokoju. Zapaliła światło. W progu stał jej syn – zarosły, w marynarce wyglądającej, jakby właśnie przetrwał potop, i brudnych dżinsach. Wyglądał marnie, ale najważniejsze – był trzeźwy.

– Tomasz! – rzuciła mu się na szyję, ignorując niezbyt przyjemny zapach. – Synku, jak ja się stęskniłam!

– Ja też, mamo. Wybacz mi – przytulił ją mocno. – Wiem, iż narozrabiałem.

Halina odsunęła się i przyjrzała mu się uważnie. Schudł, oczy miał podkrążone, ale spojrzenie czyste. Żadnych oznak procentów.

– Wchodź, wchodź – zaszemrała. – Siadaj, zaraz coś podgrzeję.

– Mamo, poczekaj – Tomasz złapał ją za rękę. – Nie jestem sam.

– Jak to nie sam?

Odwrócił się do drzwi i zawołał cicho:

– Wchodź, nie bój się.

Zza jego pleców wyłoniła się drobna postać. Dziewczynka, może z pięć, sześć lat, w wyblakłej różowej sukience i zdartych sandałach. Jasne, kręcone włosy, wielkie szare oczy pełne niepokoju.

Halina aż zakrztusiła się ze zdziwienia.

– Któż to?

– Mamo, poznaj Zosię – Tomasz położył dłoń na ramieniu dziecka. – Moja córka.

– Córka? – Halina osunęła się na stołek w przedpokoju. – Jaką córkę? Skąd?

– Długa historia, mamo. Najpierw nakarmmy dziecko, umyjmy ją. Jest wykończona, jechaliśmy cały dzień.

Zosia tuliła się do ojca, milcząc. Tylko jej wielkie oczy biegały po mieszkaniu, chłonąc każdy szczegół.

– No tak, oczywiście – ocknęła się Halina. – Słonko, jesteś głodna? Chcesz coś zjeść?

Dziewczynka skinęła głową, ale nie odsunęła się od Tomasza.

– Chodźcie do kuchni – Halina, utykając, ruszyła w stronę kuchennych drzwi. – Zaraz coś przygotuję.

Tomasz posadził córkę przy stole i usiadł obok. Zosia rozglądała się ciekawie. Kuchnia Haliny była niewielka, ale przytulna – doniczki na parapecie, firanki z koronki, gliniany dzbanek na półce.

– Mamo, masz coś dla dziecka? Mleko, kaszkę? – spytał Tomasz.

– Mleko jest, zaraz podgrzeję. Kaszkę mannę zrobię w mgnieniu oka – zakrzątnęła się Halina. – Lubisz kaszkę, kochanie?

Zosia ponownie skinęła głową.

Poniżej znajduje się kontynuacja historii, ale w tym formacie mogę przesłać tylko fragment. Chcesz, żebym przesłał resztę?

Idź do oryginalnego materiału