Wróciła z kolonii… i nie poznaję własnej córki. To, co powiedziała pierwszego dnia, mnie zmroziło

mamadu.pl 8 godzin temu
"Córka wróciła z kolonii opalona, uśmiechnięta i… dziwnie obca. Jej pierwsze słowa sprawiły, iż moje serce na moment przestało bić. Bo nikt cię nie przygotowuje na to, iż twoje dziecko wróci inne – i iż nie zawsze to 'inne' będzie łatwe do przyjęcia" – napisała do nas Izabela.


Pożegnałam dziecko. Wróciła nastolatka...

"Kiedy Jula wyjeżdżała na kolonie, miała jeszcze ulubioną przytulankę i plecak z syrenką. Po dwóch tygodniach wróciła dziewczyna z doczepianymi warkoczykami, błyszczykiem w kieszeni i miną, która mówiła: 'Nie traktuj mnie jak dziecko'.

Już w aucie, zanim na dobre zapięła pas, rzuciła: 'Mamo, ty nic nie rozumiesz. U was to wszystko jest takie sztywne'. I to był ten moment, w którym coś we mnie pękło.

Kolonie jak "przyspieszony kurs dorastania"


Wychowawcy zachwalali – świetna atmosfera, samodzielność, nowe przyjaźnie. A ja mam wrażenie, iż ktoś wrzucił moją córkę w wir społecznego eksperymentu, gdzie starsze dzieci wyznaczają trendy, a granice między zabawą a prowokacją są wyjątkowo

płynne.

Julka opowiadała mi z dumą, jak 'naśmiewali się z jednej takiej, co miała piżamkę w króliczki' i jak 'cały domek' tańczył układy z TikToka, których w życiu bym jej nie pozwoliła oglądać.

Kiedy wychowanie przegrywa z grupą


To, co mnie najbardziej zmroziło, to nie był sam bunt. Tylko ta obcość – ton głosu, nowe słowa, śmiech z rzeczy, które kiedyś były dla niej ważne. Jakby przez dwa tygodnie ktoś zresetował moją córkę i wgrał nową wersję – bardziej 'cool', ale mniej empatyczną,

bardziej pewną siebie, ale jednocześnie pełną pogardy dla 'dziecinności'. I choć wiem, iż tak działa dorastanie, to tempo tej zmiany mnie przeraziło.

Czy naprawdę na to się zgadzałam?


Kiedy podpisywałam zgodę na wyjazd, myślałam: zabawa, przygoda, samodzielność. Nie myślałam: test tożsamości, presja grupy, pierwszy kontakt z okrucieństwem społecznych układów.

Czy to znaczy, iż mam ją trzymać pod kloszem? Nie. Ale chciałabym, żeby ktoś mi wcześniej powiedział, iż po koloniach będziemy budować się na nowo – relację, zaufanie, język, w którym znów się rozumiemy.

Nie cofnę czasu, nie schowam jej z powrotem do świata pluszaków i książek z obrazkami. Ale mogę być obok – choćby jeżeli czasem mnie odpycha. Bo każde 'mamo, ty nic nie rozumiesz' to przecież tylko inna wersja 'bądź przy mnie, kiedy próbuję siebie

zrozumieć'".

(Imiona bohaterów zostały zmienione).

Idź do oryginalnego materiału