Wśród moich znajomych przeważają ci, którzy preferują wyjazdy na własną rękę. A jeżeli już decydują się na te zorganizowane, to są to raczej objazdówki. Jedynie garstka, dosłownie ociupinka, wybiera wakacje all inclusive. Ze swoich pierwszych wakacji organizowanych od A do Z przez biuro podróży wróciła Małgosia, kobieta, która można powiedzieć nikogo ani niczego się nie boi. Przebojowa, zorganizowana, niezwykle komunikatywna i interesująca świata.
Lecę po nowe
Gosia zwiedziła już chyba pół świata. Najpierw podróżowała sama, kiedy została mamą, zrobiła sobie krótką przerwę, a od kilku lat na dalekie wojaże zabiera całą rodzinę. W tym roku postanowiła spróbować czegoś nowego. – Chciałam przeżyć to na własnej skórze, opowieści to dla mnie za mało – wyznaje.
Gosia wykupiła 12-dniowe wakacje all inclusive w Turcji. Spakowała walizkę, złapała za rękę męża i 9-letniego Szymona i poleciała z nimi na przygodę życia. Tak przynajmniej myślała. Przyleciała kilka dni temu i przyznaje, iż wciąż nie może dojść do siebie. A ja się zastanawiam, co dokładnie ma na myśli? Zachwyt czy rozczarowanie?
Te wakacje to chyba jakiś żart
Wiem, iż ciekawość to pierwszy stopień do piekła, no ale nie mogłam się powstrzymać. Szalenie interesowało mnie to, co wydarzyło się na tym all inclusive. Co takiego miało miejsce, iż Gosia ma problem ze złapaniem równowagi? Umówiłyśmy się na spotkanie. Opowiadała jednym tchem, być może nie zapamiętałam wszystkiego, ale to było mniej więcej tak:
– Aż wstyd się przyznać, ale myślałam, iż te wakacje all inclusive to jakiś fajny wypoczynek pod palmami. A to jakaś totalna pomyłka. Ludzi tyle, iż trudno ogarnąć ich wzrokiem. Najgorsze były te przepełnione stołówki, te niekończące się kolejki i obsługa, która nie nadążała sprzątać stolików. Panował jakiś taki nieład, wyczuwałam złą energię. Wibracje były niekorzystne – mówi.
Gosia uwielbia Feng Shui i uparcie twierdzi, iż ustawienie mebli, ułożenie przedmiotów, czy te wszystkie różne symbole mają znaczenie. Nie wypowiadam się w tym temacie, bo jest mi zupełnie obcy. Ale skoro tak mówi, to może i tak jest. Koniec końców stwierdziła, iż w hotelu, a w szczególności na stołówce, była negatywna energia, jakaś żyła, która zaburzała poczucie szczęścia i spokoju.
– Kilka razy poszliśmy na spacer na miasto, nic więcej. Przesiedzieliśmy w hotelu, bo ani nasze miasteczko, ani pobliskie miejscowości tak naprawdę nie oferowały niczego fajnego. Staliśmy w kolejkach po jedzenie, leżeliśmy na leżakach i patrzyliśmy, jak inni uczestniczą w różnych animacjach organizowanych przez obsługę.
W basenie choćby nie dało się popływać, bo było tyle ludzi. Ty wiesz, iż tam się wchodzi do wody, by po prostu postać i ewentualnie pomachać rękami w miejscu? Przez te całe wakacje (bo wypoczynkiem tego nazwać nie mogę) nie zrobiłam niczego produktywnego.
Nie poznałam ciekawych ludzi, nie odwiedziłam małej, lokalnej knajpki ani nie odkryłam tajemniczych zakątków. Nie odpoczęłam, a wręcz przeciwnie, nabawiłam się nerwicy. Nie przywiozłam fajnych wspomnień, a jedynie negatywne obrazy, które utkwiły mi w pamięci. Wiem jedno: nigdy więcej – opowiada ze skwaszoną miną. A w mojej głowie pojawia się tylko jedna myśl: "A nie mówiłam?".