"Dzień dobry. Pierwszy tydzień ferii zimowych już za nami i chciałabym się podzielić z czytelnikami MamaDu, czego doświadczyłam. Pojechaliśmy całą rodzinką na narty na Słowację. My akurat jesteśmy z Warszawy, no ale inne województwa też mają teraz ferie. Więc mieliśmy tę nieprzyjemność natykać się czasem na naszych rodaków, chociaż wolałabym nie.
Zasad kultury trzeba uczyć od maleńkości
Moje dzieci są już w wieku szkolnym, mają 8 i 10 lat, ale od małego je z mężem wychowywaliśmy i choćby jako takie 3-latki umiały się zachować. Wiedziały, iż w restauracji się nie biega, nie rzuca jedzeniem itd. Umiały mówić 'dzień dobry', 'dziękuję' itd. Oczywiście jak to maluszki, czasem trzeba było przypomnieć, ale generalnie chcieliśmy ich uczyć zasad kultury.
Po tym tygodniu ferii to jestem w jakimś szoku, bo wydawało mi się, iż te wszystkie podśmiechiwania z Polaków na wczasach to są z palca wyssane, ale zobaczyłam to na własne oczy. Zatrzymaliśmy się w takim, no, porządnym hotelu i tam to widziałam. Jak te dzieci się zachowują. No ale to nie wina dzieci, tylko ich rodziców i tego, jaki przykład dają.
Mieliśmy tam pełne wyżywienie w formie szwedzkiego stołu i to właśnie na tej jadalni było widać, jak my się zachowujemy (tzn. nie ja i moje dzieci, ale tak ogólnie, Polacy), a jak Słowacy czy Austriacy, bo ich też było tam trochę, chociaż przecież mają takie ładne stoki u siebie. No ale do brzegu.
Zachowują się jak spuszczone ze smyczy
Na tej stołówce to po prostu horror. Już jak się weszło, było widać, gdzie siedzą lub siedzieli Polacy – tam, gdzie był syf. Po 10 talerzy na stole, niektóre prawie pełne, walające się serwetki, krzesła poodsuwane, no zero ogłady. Jak ktoś podchodzi do bufetu, to od razu z kilkoma talerzami i nakłada kopy wszystkiego, a tego się naprawdę nie da przejeść. Zamiast tak po ludzku sobie nałożyć porcję i potem ewentualnie dołożyć, to nie. Trzeba zastawić stół żarciem.
Potem choćby tego nie zgarną wszystkiego na jeden talerzyk, jakoś nie ogarną po sobie, nie posprzątają, tylko zostawiają taki chlew i uczą dzieci, iż tak można, iż przecież ktoś po nich posprząta. Ja to staram się zawsze przywitać, uśmiechnąć do menedżera sali, do kelnerów czy kucharzy, a oni takie paniska, iż choćby nie spojrzą na pracowników. Strasznie to smutne.
O zachowaniu dzieci to się rozpisywać nie będę, ale generalnie: gapią się w telefony, biegają, marudzą, przeszkadzają innym, zachowują się, jakby jedzenie pierwszy raz na oczy widziały. Aż dumna byłam ze swoich chłopaków, iż tacy są ogarnięci i mają trochę ogłady. Wydaje mi się, iż te inne dzieci to może i też mają, tylko właśnie w czasie wolnego widzą, iż rodzice nie mają hamulców, to one się też zachowują, jakby ktoś je spuścił ze smyczy.
Jestem bardzo ciekawa, czy tylko ja coś takiego zaobserwowałam, a może to po prostu taka nasza narodowa cecha. Że tak jak sobie czasem żartujemy, iż grillowanie to nasz sport narodowy, to tak samo zachowywanie się na urlopie jak bydło to też jakaś nasza cecha. Jestem ciekawa, co sądzą inni. Możecie opublikować, ale anonimowo".