Niektórzy nie rozumieją, jak na własne życzenie i za ciężko zarobione pieniądze można pojechać na wakacje all inclusive. Jak można skazać się na takie nicnierobienie, na taką bierność? Jest też spora grupa osób, która stoi w opozycji i wakacje all inclusive uważa za rozwiązanie najlepsze z możliwych. Czy nam to oceniać?
Tak chcę wypoczywać
Otrzymałam list od jednej z naszych czytelniczek. Basia to 41-lenia mama dwójki dziewczynek, 12-letniej Matyldy i 8-letniej Halinki.
"Od lat jeżdżę z rodziną na wakacje all inclusive i nie wyobrażam sobie, by miało się to zmienić. Górskie wędrówki, wyjazdy na własną rękę, ta cała organizacja i zamieszanie z tym związane w ogóle mnie nie interesują. To nie dla mnie. Jestem raczej z tych wygodnickich. Wolę zapłacić i pojechać na gotowe. Kilka razy byliśmy w Egipcie, Bułgarii i Turcji. W tym roku wykupiliśmy wakacje w Hiszpanii.
Kiedy dziewczynki były mniejsze, musieliśmy z mężem poświęcać im więcej uwagi. Bawić się z nimi w basenie, pilnować na wodnym placu zabaw, uczestniczyć z nimi w tych wszystkich hotelowych animacjach. Od jakichś dwóch lat mamy większy luz. Halinka stała się bardziej samodzielna, lepiej zaczęła dogadywać się z Matyldą. Dziewczynki zajmują się same sobą, a my tylko z leżaka kontrolujemy, czy wszystko jest w porządku.
No właśnie z leżaka, który z samego rana trzeba zająć. W przeciwnym razie znalezienie miejsca VIP jest wręcz niemożliwe.
Podział musi być
Pobudki skoro świt są najgorsze, no ale to pewnego rodzaju obowiązek wpisany w all inclusive. Podzieliliśmy się z mężem sprawiedliwie. On z samego rana zrywa się w dni parzyste, ja w nieparzyste. Tak się utarło, tak praktykujemy od lat. Mamy wypracowany system, który nigdy nas nie zawiódł. W zajmowaniu najlepszych leżaków jesteśmy mistrzami.
W tym roku polecieliśmy do Hiszpanii, gdzie pierwszego dnia wdrożyliśmy w życie nasz rytuał. Mąż pobiegł skoro świt i zajął leżak. Ku jego zaskoczeniu prawie połowa była wolnych. No nic, może mniejsze obłożenie. Nieważne. Po śniadaniu idziemy zadowoleni na basen, szukamy zajętego leżaka, ale nigdzie takowego nie widać. Wszystko zajęte. Pokłóciłam się choćby o to z mężem i zarzuciłam mu, iż choćby tak prostej czynności nie potrafi dobrze zrobić.
No nic, następnego dnia to ja ruszyłam na leżakowy podbój. Wybrałam najlepszy, też dużo było wolnych. Idziemy szczęśliwi na basen, a tu bach, sytuacja ta sama co wczoraj. Coś zaczęło mi tu śmierdzieć. Podeszłam do ratownika, by dowiedzieć się, co jest grane.
Takie to zwyczaje
No i szczęka mi opadła. W tym hotelu nie ma czegoś takiego, jak poranne zajmowanie leżaków. Obsługa sprząta wszystkie ręczniki, które zostaną położone na leżakach przed godziną 9, czyli przed otwarciem basenu. Taki myk, moi drodzy państwo.
Dzięki takiej, a nie innej polityce, mogliśmy się chociaż wyspać. O porannym zrywaniu się skoro świt i narodowym sporcie Polaków zapomnieliśmy. Fajnie było, spokojniej".