Wspieram byłą synową, a syn nazywa to zdradą.

newsempire24.com 2 dni temu

Dziś zanotuję opowieść, która nie daje mi spokoju. Serce matki nie potrafi milczeć, gdy blisko niej ktoś cierpi.

— Iza, po co się w to wtrącasz? — szeptają przyjaciółki. — To już nie twoja rodzina. Twój syn ożeni się ponownie i zapomni o tobie. A wnuk dorośnie i też ciebie nie zapamięta. Tylko nerwy i grosze marnujesz.

A ja się wstydzę. Wstydzę, iż wychowałam syna bez męskiej ręki, a teraz płacę za to, czego mu wtedy nie dałam — sumienia.

Mój Bartek ożenił się siedem lat temu. Jego wybranka, Kasia, przyjechała do naszego Poznania na studia. gwałtownie się wprowadzili do wynajmowanego mieszkania, budowali swoje małe szczęście. Z Kasią od początku coś było nie tak. Nie kłóciliśmy się, ale między nami stała niewidzialna ściana.

Nie wtrącałam się. Pracowałam od rana do nocy, emerytura jeszcze nie wchodziła w grę. Odwiedzałam ich, gdy mnie zapraszali, czasem sama zaglądałam.

Po dwóch latach urodził im się synek — Jaś. Żyli dalej na wynajmowanym, marząc o kredycie mieszkaniowym. Ale gdy tylko chłopiec poszedł do przedszkola, zaczęły się kłótnie.

Bartek zapewniał mnie, iż nie ma w jego życiu innej kobiety. Ale ja jestem matką — czuję, gdy coś jest nie tak. I rzeczywiście: ledwo Jaś zaczął przedszkole, syn złożył pozew o rozwód.

— Mamo, nie rob z tego dramatu. Będę płacić alimenty. A poza tym, Milena jest w ciąży — to teraz moja rodzina. Niech Kasia sobie radzi. Może wrócić do rodziców, tam powietrze czystsze — rzucił, nie patrząc mi w oczy.

Pokłóciliśmy się ostro. Kasia nie chciała wyjeżdżać — w jej rodzinnej wsi pod Lublinem nie było ani pracy, ani przedszkola. Rodzice też nie czekali na nią z otwartymi ramionami. Szukała pokoju do wynajęcia, bo sama nie mogła udźwignąć kosztów mieszkania.

Mimo wszystko utrzymywałam z nią kontakt. Gdy moja siostrzenica przekazała ubrania po swoim synu, zgłosiłam się, żeby je zawieźć — trzeba było przymierzyć. Przyszłam w porze obiadu — akurat Kasia karmiła Jasia. Poczęstowała mnie talerzem zupy.

— Nie lubię zupy bez mięsa… — mruknął chłopiec. — Mama nie kupiła kurczaka, bo musimy zapłacić za mieszkanie.

Kasia odwróciła się do okna. I po cichu zapłakała.

Nie wytrzymałam. Poprosiłam, żeby zabrać Jasia na spacer. Kupiłam zakupy, słodycze. Wracając, przypomniałam sobie, jak w dzieciństwie jadłam „pustą” zupę u babci. Tyle iż wtedy była wojna, a teraz — tylko obojętność ojca.

Od tamtego dnia zaczęłam jej pomagać finansowo. Syn nie wiedział. Aż pewnego dnia Jaś się niechcący wygadał.

— Fajnie, co? Wnuczce nie możesz roweru kupić, a im pomagasz z czynszem! — wściekł się Bartek.

— A ty wolisz, żeby twój syn spał na dworcu? — nie wytrzymałam. — Uciekłeś od odpowiedzialności, a ona sama się boryka. Wstyd mi za ciebie. Więc pomagam — choć trochę złagodzić twoją zatwardziałość.

— Czyli wybrałaś obcą kobietę zamiast rodzonego syna?

Niech i tak będzie. Ale wnuk — nie jest obcy. Dopóki żyję, nie będzie jadł zupy na wodzie. choćby jeżeli mój syn nigdy tego nie zrozumie.

Dziś wiem, iż czasem największym wyzwaniem nie jest walka o miłość, ale walka o człowieka, gdy choćby jego własna rodzina odwraca się plecami.

Idź do oryginalnego materiału