Wspieram byłą synową, a syn nazywa to zdradą

polregion.pl 18 godzin temu

Dziennik, 15 maja 2024

Dziś znowu słyszę te same szepty: „Agnieszko, po co się w to wtrącasz? To już nie twoja rodzina. Twój syn ożeni się ponownie i choćby imienia twojego nie wspomni. A wnuk dorośnie i też nie zapyta. Szkoda twoich nerwów i tych złotych”.

A ja się wstydzę. Wstydzę się, iż wychowałam syna bez męskiej ręki, a teraz płacę za to, czego mu wtedy nie dałam – uczciwości.

Mój Krzysztof ożenił się siedem lat temu. Jego wybranka, Weronika, przyjechała do naszego Poznania na studia. gwałtownie się wprowadzili do siebie, wynajmowali mieszkanie, budowali swoje małe życie. Z Weroniką od razu jakoś nie zaiskrzyło. Nie kłóciliśmy się wprost, ale między nami stała niewidzialna ściana.

Nie ingerowałam. Pracowałam od rana do wieczora, emerytura jeszcze mnie nie nęciła. Odwiedzałam ich, gdy zapraszali, czasem sama zaglądałam z wizytą.

Po dwóch latach urodził im się synek – Bartuś. Mieszkali przez cały czas w wynajmowanym mieszkaniu, marząc o kredycie. Gdy jednak chłopiec poszedł do przedszkola, zaczęły się kłótnie.

Krzysztof przekonywał mnie, iż nie ma w tym żadnej innej kobiety. Ale ja jestem matką – czuję, gdy coś jest nie tak. I rzeczywiście: ledwo Bartek rozpoczął przedszkole, syn złożył pozew o rozwód.

„Mamo, nie rób z tego dramatu. Będę płacił alimenty. A poza tym, Milena jest w ciąży – to teraz moja rodzina. Niech Weronika sobie radzi. Niech wraca do rodziców, na wsi powietrze zdrowsze” – rzucił, nie patrząc mi w oczy.

Pokłóciliśmy się ostro. Weronika nie chciała wyjeżdżać – w jej rodzinnej wsi pod Lublinem nie było ani pracy, ani przedszkola. Rodzice też nie czekali na nią z otwartymi ramionami. Zaczęła szukać pokoju, bo sama nie dałaby rady opłacić mieszkania.

Mimo wszystko zostałam z nią w kontakcie. Gdy moja siostrzenica przekazywała ubrania po swoim synu, zgłosiłam się, iż je zaniosę – trzeba było przymierzyć. Przyszłam w porze obiadu – akurat Weronika karmiła Bartka. Poczęstowała mnie talerzem pomidorowej.

„Nie lubię zupy bez mięsa…” – mruknął chłopiec. „Mama nie kupiła kurczaka, bo trzeba zapłacić za mieszkanie.”

Weronika odwróciła się do okna. I po cichu zapłakała.

Nie wytrzymałam. Poprosiłam, żebym mogła zabrać Bartka na spacer. Kupiłam jedzenie, jakieś słodycze. Idąc do domu, przypomniałam sobie, jak sama jadłam „pustą” zupę u babci w trudnych czasach. Tyle iż wtedy była wojna, a teraz – tylko obojętny ojciec.

Od tamtego dnia zaczęłam jej pomagać finansowo. Syn nie wiedział. Aż do dnia, gdy Bartek się niechcący wygadał.

„W porządku, tak? Wnuczce nie możesz roweru kupić, a im płacisz za czynsz!” – wściekł się Krzysztof.

„A ty chcesz, żeby twój syn spał na dworcu?” – nie wytrzymałam. „Ty uciekłeś od odpowiedzialności, a ona sama się boryka. Wstydzę się za ciebie. Więc płacę – żeby choć trochę zrównoważyć twoją zatwardziałość.”

„Więc wybrałaś obcą kobietę zamiast własnego syna?”

Niech i tak będzie. Ale wnuk – on nie jest obcy. Dopóki żyję, nie będzie jadł pomidorowej na wodzie. choćby jeżeli mój syn tego nigdy nie zrozumie.

Idź do oryginalnego materiału