— Iwo, po co się w to mieszasz? — szeptają przyjaciółki. — To już dla ciebie obca osoba. Jak się jeszcze raz ożeni, to choćby twojego imienia nie zapamięta. A wnuk wyrośnie i też nie będzie pamiętał. Tylko nerwy i pieniądze na wiatr rzucasz.
A ja się wstydzę. Wstydzę się, iż wychowałam syna bez męskiej ręki, a teraz płacę za to, czego mu wtedy nie dałam — sumienia.
Mąż mojego syna, Kacper, ożenił się siedem lat temu. Jego wybranka, Kinga, przyjechała do naszego Lublina na studia. Prawie od razu się zamieszkali, wynajmowali mieszkanie, budowali swoje małe szczęście. Z Kingą od początku jakoś nie wypaliło. Nie kłóciliśmy się otwarcie, ale między nami stała niewidzialna ściana.
Nie wtrącałam się. Pracowałam od rana do wieczora, emeryturę miałam jeszcze daleko. Wpadaliśmy do siebie, gdy byli zapraszani, czasem i ja ich odwiedzałam.
Po paru latach urodził im się synek — Antoś. Rodzina ciągle mieszkała na wynajmowanym, marząc o kredycie. Ale ledwo chłopiec poszedł do przedszkola, zaczęły się kłótnie.
Kacper zapewniał mnie, iż żadna inna kobieta nie wchodzi w grę. Ale ja jestem matką — czuję, gdy coś jest nie tak. I rzeczywiście: ledwo Antek poszedł do przedszkola, syn złożył pozew o rozwód.
— Mamo, nie rób z tego dramatu. Będę płacić alimenty. A poza tym, Milena jest w ciąży — to teraz moja rodzina. A Kinga niech sobie radzi. Pojedzie do rodziców, tam powietrze czystsze — rzucił, nie patrząc mi w oczy.
Pokłóciliśmy się ostro. Kinga nie miała zamiaru wyjeżdżać — w jej rodzinnej wsi pod Białymstokiem nie było ani pracy, ani przedszkola. A i rodzice nie rzucali się, by ją przygarnąć. Zaczęła szukać pokoju do wynajęcia, bo sama nie dałaby rady utrzymać mieszkania.
Mimo wszystko utrzymywałam z nią kontakt. Gdy moja siostrzenica przekazywała ubrania po swoim synu, zgłosiłam się, żeby je zanieść — trzeba było przymierzyć. Przyszłam w porze obiadu — akurat Kinga karmiła Antosia. Poczęstowała mnie talerzem kapuśniaku.
— Nie lubię kapuśniaku bez kiełbasa… — mruknął chłopiec. — Mama nie kupiła, bo musiała zapłacić czynsz.
Kinga odwróciła się do okna. I cicho zapłakała.
Nie wytrzymałam. Poprosiłam, żebym mogła zabrać Antka na spacer. Kupiłam zakupy, słodyczy. I gdy szłam do domu, przypomniałam sobie, jak w dzieciństwie sama jadłam „pusty” kapuśniak u babci. Tyle iż wtedy był powojenny czas, a teraz — zwykła obojętność ojca.
Od tego dnia zaczęłam jej pomagać pieniędzmi. Syn nie wiedział. Aż do dnia, gdy Antek się niechcący wygadał.
— Super, tak? Wnuczce roweru kupić nie możesz, a im płacisz za czynsz! — wybuchnął Kacper.
— A ty chcesz, żeby twój syn spał na dworcu? — nie wytrzymałam. — Ty uciekłeś od odpowiedzialności, a ona sama się męczy. Wstyd mi za ciebie. Więc płacę — żeby choć trochę zmiękczyć twoje serce.
— Więc wybrałaś obcą kobietę zamiast własnego syna?
Niech i tak będzie. Ale wnuk — on nie jest obcy. I dopóki żyję, nie będzie jadł kapuśniaku na wodzie. choćby jeżeli mój syn tego nigdy nie zrozumie.