Likwidacja prac domowych wzbudziła wiele kontrowersji. Uczniowie nie kryli swojego zadowolenia, a nauczyciele zastanawiali się, jak to wszystko ze sobą pogodzić. No bo niby jak pierwszo- czy drugoklasista ma się nauczyć czytać, skoro nie można mu zadać czytanki do domu? Nadzieja pozostaje w rodzicach, którzy wykażą się zdrowym rozsądkiem i zmotywują dziecko do nauki w domu.
Oczami nauczycielki
Odezwała się do nas Ania, nauczycielka klas wczesnoszkolnych, a dokładniej wychowawczyni drugiej klasy. Nauczycielka prosi, by nie podawać nazwy szkoły, ani miejscowości. Nie chce, by ktoś ją rozpoznał. Imię też zostało zmienione.
"Te kwietniowe zmiany to dla mnie jedna, wielka paranoja. Można było wprowadzić zakaz zadawania prac domowych np. na weekend, ale żeby w ogóle? Jak ja tych swoich drugoklasistów mam czegoś nauczyć, skoro nie mogę ich poprosić nawet, by przeczytali w domu jakiś wiersz czy krótką bajkę? To niedorzeczne, tak się nie da.
Co ja w przeciągu tych 45 minut mogę? Tak naprawdę niewiele. Przekazuje jakiś zarys, wyjaśniam i tyle. A jak wiadomo, ćwiczenia czynią mistrza. Dobrze, chociaż, iż pozostały prace usprawniające małą motorykę, bo w przeciwnym razie to byłaby totalna katastrofa.
Pierwsze trzy dni września mieliśmy raczej na luzie. Organizacja, wakacyjne wspominki, jakieś przypomnienie wiedzy. Potem zaczęliśmy prawdziwą naukę. Ćwiczymy dodawanie i odejmowanie, płynne czytanie i pisanie. Działamy prężną parą, bo wakacyjna przerwa zrobiła swoje. Tylko nieliczni uczniowie potrafią w miarę płynnie czytać. Pozostali dukają, jakby dopiero co niedawno książkę do ręki wzięli. Piszą jak kura pazurem. Wychodzą poza linie, krzywo i nierówno.
A ja patrzę i serce mi pęka. Myślę: 'Co z nich wyrośnie?'. Zadaję im pracę do domu: szlaczki, rysowanie po śladzie. Rozdaję przygotowane materiały i słyszę od jednego z uczniów: 'Ja tego na pewno nie zrobię, bo słyszałem w telewizji, iż nauczyciel nie może zadawać prac domowych'.
Skoro jeden z uczniów się przeciwstawił to i pozostali do niego dołączają. Robi się niepotrzebny szum i zamieszanie. Proszę, by usiedli w ławkach i tłumaczę wszystko o tej małej motoryce. Niby dali się przekonać i ze skwaszoną miną łaskawie przyjęli przygotowane przeze mnie materiały.
Odetchnęłam z ulgą, bo proszę mi wierzyć, nie wiedziałam, jak ta sytuacja się skończy. No a przecież nie mogę głosu podnieść, krzyknąć, czy coś w tym stylu, bo zaraz rodzice skargę napiszą.
I choć nie ukrywam, iż trochę mnie ta cała sytuacja zdenerwowała, to też uświadomiła mi jedną rzecz. Współczesne pokolenie uczniów potrafi walczyć o swoje. Ono nie da sobie w kaszę dmuchać, nie pozwoli, by ktoś nim manipulował. I choć niektórym może się ta odwaga uczniów nie podobać, to ja w środku jestem z nich dumna".