Wstyd, co wyprawia to rozwydrzone pokolenie w drogeriach. Gdzie są ich rodzice?

mamadu.pl 9 miesięcy temu
Zdjęcie: Młodzież znalazła sobie nową rozrywkę: niszczenie drogich kosmetyków. fot. Bartlomiej Magierowski/East News, screen YouTube/@Cassandra Bankson


Włosy w balsamie do ust. Opakowania kremów umazane żółtozielonkawą mazią. Tubki produktów, z których wylewa się brązowa zawartość. Nie, to nie żaden projekt artystyczny ani eksperyment na lekcję chemii, to tylko nowy trend wśród nastolatków. Wiem, lubimy tak sobie ponarzekać na młodsze pokolenie, ale w tym wypadku to całkowicie uzasadnione.


Klaudia Kierzkowska pisała o pokoleniu "dzieci Sephory" – 10-latkach (a czasem choćby młodszych dzieciakach), które uwielbiają robić zakupy w tej – nie oszukujmy się – drogiej perfumerii. Dzieci Sephory, choć same nie zarabiają, ochoczo wydają pieniądze swoich rodziców na luksusowe kosmetyki. Część z nich, z nie do końca znanego powodu, upatrzyła sobie amerykańską markę Drunk Elephant (dostępną również w Polsce) – w końcu stać ich na zakup kremu nawilżającego za 345 zł.

Pół biedy (choć w tym wypadku ten frazeologizm powinien brzmieć: pół bogactwa), jeżeli dzieci i nastolatki kupują drogie produkty, a później ich używają. Wśród dzieci Sephory można jednak znaleźć grupkę, która nie zamierza kosmetyków Drunk Elephant kupować, ale korzystać z nich – jak najbardziej. Nie chodzi o ukradkowe wklepywanie testera kremu pod oczy czy odlewanie serum z peptydami (nastolatki mają obsesję na punkcie kuracji odmładzających). Zamiast tego dzieciaki uznały, iż świetnym pomysłem będzie... niszczenie produktów.

Zero szacunku: ani do pieniędzy, ani innych osób


Na TikToku można znaleźć tysiące filmów z wyczynami młodzieży – np. robieniem popularnego kilka lat temu slime (glutka) z wykorzystaniem kosmetyków Drunk Elephant. Ot, bierzesz opakowanie kremu, a na wieczku urządzasz imprezę. Miksujesz wszystkie sera, olejki i kremy, które masz pod ręką, tadam! Slime gotowy.

Popularna na YouTubie kosmetolożka Cassandra Bankson postanowiła przeprowadzić małe śledztwo. Wybrała się do lokalnej drogerii, by zobaczyć, czy naprawdę jest tak źle – a może to tylko trend-wydmuszka rozdmuchany przez social media? Ku jej przerażeniu – i obrzydzeniu – wszystko to, o czym słyszała z mediów społecznościowych, okazało się prawdą.



W dłuższym, 30-minutowym filmie na ten temat Bankson mówi: – To ohydne. choćby nie zadali sobie trudu, żeby odłożyć te rzeczy na miejsce. Jak zwierzęta. Byłam naprawdę obrzydzona i wciąż brakuje mi słów na to, co zobaczyłam. Musimy porozmawiać o nastolatkach i przednastolatkach oraz ich obsesji na punkcie produktów Drunk Elephant.

I dalej: – Obrzydza mnie to, jako konsumentkę. Naprawdę, nie mogę sobie choćby wyobrazić, z czym muszą się zmagać pracownicy Sephory. Gdzie są rodzice tych dzieciaków? Bo serio, dzieci, dosłownie dzieci, wpadały na mnie i próbowały usunąć mnie z drogi, żeby położyć ręce na tych produktach.

Dla polskich dzieci jeszcze jest nadzieja?


W ostatni weekend – z ciekawości – zajrzałam do Sephory w warszawskich Złotych Tarasach. Celowo wybrałam centrum handlowe, którego szczerze nie cierpię i przy okazji każdej wizyty (na szczęście nie ma ich zbyt wielu) obiecuję sobie, iż moja noga więcej tam nie postanie. Poświęciłam się – dla dobra tekstu.

Dlaczego w takim razie Złote Tarasy? To jedno z ulubionych miejsc spotkań warszawskich nastolatków – to tam przesiadują grupkami (stadami? pasuje do tytułu) w części gastronomicznej, na podłodze tuż przy głównym wejściu czy na schodkach przed galerią. To tam, o czym pisała Agnieszka Miastowska z naTemat.pl, spotykają się drillowcy – bananowe dzieci w butach i bluzach wartych dziesiątki tysięcy złotych słuchające rapu o życiu w biedzie.

W sobotę, około południa, w Złotych Tarasach nie było jeszcze tłumów. W samej Sephorze również, choć chwilę po zrobieniu przeze mnie poniższego zdjęcia przy półce z kosmetykami Drunk Elephant zaczęło się kręcić kilkoro nastolatków. Nie wiem, czy to kwestia pory dnia, czy może jednak faktu, iż trend z TikToka jeszcze do nas nie dotarł, ale półka wyglądała schludnie. Żadnych mazi, włosów czy zniszczonych opakowań.

Przyznaję, początkowo się zmartwiłam – liczyłam na dowód zbrodni z pierwszej ręki. Po chwili jednak odetchnęłam z ulgą. Współczesne dzieciaki robią wiele dziwnych, może nie do końca przemyślanych rzeczy, na które starsze pokolenia patrzą rzadziej z pobłażliwością, częściej z pogardą. Wiecie: młodzi wyginą, bo chleba kroić nie potrafią, puszki z konserwą nie otworzą, sprzątanie też nie bardzo im wychodzi, spakować się na kolonie nie potrafią.

Lubimy sobie na nich ponarzekać, lubimy pokazywać palcami i wytykać błędy. Nam też je wytykano, a chyba wyrośliśmy na ludzi?

Idź do oryginalnego materiału