Klaudia Kierzkowska pisała o pokoleniu "dzieci Sephory" – 10-latkach (a czasem choćby młodszych dzieciakach), które uwielbiają robić zakupy w tej – nie oszukujmy się – drogiej perfumerii. Dzieci Sephory, choć same nie zarabiają, ochoczo wydają pieniądze swoich rodziców na luksusowe kosmetyki. Część z nich, z nie do końca znanego powodu, upatrzyła sobie amerykańską markę Drunk Elephant (dostępną również w Polsce) – w końcu stać ich na zakup kremu nawilżającego za 345 zł.
Pół biedy (choć w tym wypadku ten frazeologizm powinien brzmieć: pół bogactwa), jeżeli dzieci i nastolatki kupują drogie produkty, a później ich używają. Wśród dzieci Sephory można jednak znaleźć grupkę, która nie zamierza kosmetyków Drunk Elephant kupować, ale korzystać z nich – jak najbardziej. Nie chodzi o ukradkowe wklepywanie testera kremu pod oczy czy odlewanie serum z peptydami (nastolatki mają obsesję na punkcie kuracji odmładzających). Zamiast tego dzieciaki uznały, iż świetnym pomysłem będzie... niszczenie produktów.
Zero szacunku: ani do pieniędzy, ani innych osób
Na TikToku można znaleźć tysiące filmów z wyczynami młodzieży – np. robieniem popularnego kilka lat temu slime (glutka) z wykorzystaniem kosmetyków Drunk Elephant. Ot, bierzesz opakowanie kremu, a na wieczku urządzasz imprezę. Miksujesz wszystkie sera, olejki i kremy, które masz pod ręką, tadam! Slime gotowy.
Popularna na YouTubie kosmetolożka Cassandra Bankson postanowiła przeprowadzić małe śledztwo. Wybrała się do lokalnej drogerii, by zobaczyć, czy naprawdę jest tak źle – a może to tylko trend-wydmuszka rozdmuchany przez social media? Ku jej przerażeniu – i obrzydzeniu – wszystko to, o czym słyszała z mediów społecznościowych, okazało się prawdą.
W dłuższym, 30-minutowym filmie na ten temat Bankson mówi: – To ohydne. choćby nie zadali sobie trudu, żeby odłożyć te rzeczy na miejsce. Jak zwierzęta. Byłam naprawdę obrzydzona i wciąż brakuje mi słów na to, co zobaczyłam. Musimy porozmawiać o nastolatkach i przednastolatkach oraz ich obsesji na punkcie produktów Drunk Elephant.
I dalej: – Obrzydza mnie to, jako konsumentkę. Naprawdę, nie mogę sobie choćby wyobrazić, z czym muszą się zmagać pracownicy Sephory. Gdzie są rodzice tych dzieciaków? Bo serio, dzieci, dosłownie dzieci, wpadały na mnie i próbowały usunąć mnie z drogi, żeby położyć ręce na tych produktach.
Dla polskich dzieci jeszcze jest nadzieja?
W ostatni weekend – z ciekawości – zajrzałam do Sephory w warszawskich Złotych Tarasach. Celowo wybrałam centrum handlowe, którego szczerze nie cierpię i przy okazji każdej wizyty (na szczęście nie ma ich zbyt wielu) obiecuję sobie, iż moja noga więcej tam nie postanie. Poświęciłam się – dla dobra tekstu.
Dlaczego w takim razie Złote Tarasy? To jedno z ulubionych miejsc spotkań warszawskich nastolatków – to tam przesiadują grupkami (stadami? pasuje do tytułu) w części gastronomicznej, na podłodze tuż przy głównym wejściu czy na schodkach przed galerią. To tam, o czym pisała Agnieszka Miastowska z naTemat.pl, spotykają się drillowcy – bananowe dzieci w butach i bluzach wartych dziesiątki tysięcy złotych słuchające rapu o życiu w biedzie.
W sobotę, około południa, w Złotych Tarasach nie było jeszcze tłumów. W samej Sephorze również, choć chwilę po zrobieniu przeze mnie poniższego zdjęcia przy półce z kosmetykami Drunk Elephant zaczęło się kręcić kilkoro nastolatków. Nie wiem, czy to kwestia pory dnia, czy może jednak faktu, iż trend z TikToka jeszcze do nas nie dotarł, ale półka wyglądała schludnie. Żadnych mazi, włosów czy zniszczonych opakowań.
Przyznaję, początkowo się zmartwiłam – liczyłam na dowód zbrodni z pierwszej ręki. Po chwili jednak odetchnęłam z ulgą. Współczesne dzieciaki robią wiele dziwnych, może nie do końca przemyślanych rzeczy, na które starsze pokolenia patrzą rzadziej z pobłażliwością, częściej z pogardą. Wiecie: młodzi wyginą, bo chleba kroić nie potrafią, puszki z konserwą nie otworzą, sprzątanie też nie bardzo im wychodzi, spakować się na kolonie nie potrafią.
Lubimy sobie na nich ponarzekać, lubimy pokazywać palcami i wytykać błędy. Nam też je wytykano, a chyba wyrośliśmy na ludzi?