Wspomniane dekady przyniosły nie tylko ożywienie ruchów feministycznych na Zachodzie, ale też istotną zmianę paradygmatu sztuki uprawianej przez kobiety. Wcześniej zabiegały one nie tyle o zaakceptowanie ich artystycznej tożsamości, ile raczej o uznanie ich dzieł za równie dobre jak te, które wyszły spod ręki mężczyzn. Było to więc bardziej aspirowanie do świata już utrwalonego niż próba rozpychania się i tworzenia nowych emancypacyjnych systemów wartości. Świetnym rodzimym przykładem jest Magdalena Abakanowicz, która wręcz organicznie unikała kojarzenia jej prac z pojęciem feminizmu i dążyła, by na jej dzieła patrzeć bez pryzmatu zaimków osobowych.
Wszyscy mówimy o sztuce feministycznej, ale mało kto ją rozumie. Wystawa w Sopocie może to zmienić | Sztuka przebijania sufitów
Zdjęcie: materiały prasowe
W Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie otwarto wielką wystawę polskiej sztuki feministycznej. Czyli takiej, o której istnieniu wiedzą wszyscy, ale tylko nieliczni mogą z czystym sumieniem powiedzieć, iż mają o niej jakie takie pojęcie.
Nie ma zgody w kwestii początków sztuki feministycznej. Historycy i krytycy nieortodoksyjni sugerują, iż istniała praktycznie zawsze, we wszystkich epokach, choć oczywiście w XX w. gwałtownie się rozwinęła. Ortodoksi proponują różne czasowe cezury, z których najpopularniejsza jest związana z tzw. drugą falą feminizmu, czyli przełomem lat 60. i 70. XX w. Wówczas ukazał się legendarny, dopiero niedawno wydany po polsku, esej Lindy Nochlin „Dlaczego nie było wielkich artystek?” tłumaczący, iż nieobecność kobiet w historii sztuki spowodowana była nie brakiem talentów, ale wyłącznie warunkami zewnętrznymi: utrudnionym dostępem do artystycznej edukacji, standardami obyczajowymi, ograniczeniami społecznymi.
materiały prasoweMaria Pinińska-Bereś „Maszynka miłości”, 1969 r.
Lata 70. to czas, gdy także w Polsce zaczyna się rodzić sztuka, w której pierwiastek kobiecej tożsamości odgrywał istotną rolę. Z tym, co wówczas działo się na świecie, miała kilka punktów stycznych, przede wszystkim związanych z formą wypowiedzi. Otóż artystki dość gwałtownie przekonały się, iż trudno im walczyć o widoczność na polu dawno już zajętym i dobrze uklepanym przez mężczyzn, a więc w malarstwie, grafice czy klasycznej rzeźbie.