Odkąd wróciłam z Wielkiej Brytanii, w mojej rodzinie dzieją się historie, jedna ciekawsza od drugiej. Oczywiście na początku wszystko mnie bardzo zasmuciło, ale zrozumiałam, iż nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Z mężem przeżyliśmy razem 25 lat, wychowaliśmy dwoje dzieci: syna i córkę. Mieszkaliśmy na wsi, mąż uważał, iż żyjemy dobrze, dostatnio, a ja zawsze chciałam czegoś więcej.
Jako matka martwiłam się o to, co będziemy mogli dać naszym dzieciom, skoro sami oprócz małego domu niczego nie posiadamy.
A mój Jarosław zawsze mówił tak: „Nam nasi rodzice nic nie dali, a jednak sobie poradziliśmy. Nasze dzieci też sobie jakoś poradzą.”
Nie słuchałam męża, zwłaszcza po tym, jak kilka moich koleżanek wyjechało do Wielkiej Brytanii i w ciągu 4-5 lat już kupiły dzieciom mieszkania. Od tego czasu myśl o wyjeździe na zarobek nie dawała mi spokoju, widziałam w tym rozwiązanie wszystkich naszych problemów.
Więc zebrałam się i pojechałam. Dzieci były już dorosłe, im było to obojętne. Mąż trochę burczał, ale w końcu mnie puścił. Wytłumaczyłam mu, iż jadę dla nas wszystkich, żeby zapewnić nam lepszą przyszłość.
Myśl o pieniądzach tak mnie pochłonęła, iż nie pomyślałam o tym, iż mój mąż zostanie sam i iż podczas mojej nieobecności może sobie znaleźć kogoś innego.
Pierwsza zdecydowała wyjść za mąż nasza córka. Wtedy miałam już pieniądze, żeby kupić jedno mieszkanie. Więc zrobiłam młodym niespodziankę na wesele – podarowałam im mieszkanie.
Syn postanowił się ożenić zaraz po weselu siostry. Ale wytłumaczyłam mu, iż teraz nie mogę kupić mu mieszkania. Musi poczekać. I on, jakby się zgodził. Minęły 4 lata, i udało mi się kupić kolejne mieszkanie.
Potem zaczęłam odkładać pieniądze na remont naszego domu. Wszystkie zarobione pieniądze wysyłałam Jarosławowi, a on nimi zarządzał według własnego uznania. Nie interesowały mnie szczegóły, najważniejsze było, iż prace postępują.
Chciałam mieć ładny dom, żeby dzieci nie miały z tym kłopotu. W tym domu marzyłam, żeby z mężem spędzić starość.
Jednym słowem, wszystko szło świetnie, dopóki pewnego dnia nie postanowiłam wrócić do domu. Nie powiedziałam nikomu, iż jadę, chciałam zrobić niespodziankę mężowi na urodziny. I muszę powiedzieć, iż niespodzianka się udała, i to jak!
Przyjechałam w samym środku imprezy, przy stole byli córka z zięciem, syn z synową, Jarosław i jakaś nieznana mi kobieta.
Gdy weszłam do pokoju, wszystkim odebrało mowę. Zapanowała cisza, a nieznajoma gwałtownie wstała od stołu i powiedziała, iż już musi iść. Mój mąż poszedł za nią, zapewniając mnie, iż w końcu mi wszystko wyjaśni.
Stałam jak wryta, trzymając walizki.
– Mam inną kobietę, a z tobą się rozwodzę – powiedział Jarosław, i poszedł za swoją nową wybranką.
Usiadłam na stołku i patrzyłam w jeden punkt, bo to, co właśnie się wydarzyło, nie mieściło mi się w głowie.
Tego wieczoru dzieci po cichu wyszły z domu za ojcem, mąż już nie wrócił, a ja całą noc nie mogłam zasnąć, myślałam, co teraz zrobić.
Zdradził mnie nie tylko mąż, ale i moje dzieci, które o wszystkim wiedziały, ale nic mi nie powiedziały.
Z mężem się rozwodzimy, ale Jarosław planuje odebrać swoją część domu. A póki to wszystko trwa, postanowiłam, iż lepiej, żebym teraz została w domu.
Córka zadzwoniła do mnie dopiero po kilku dniach, i jakby nic się nie stało, poprosiła dwadzieścia tysięcy na remont.
– Ukrywałaś romanse ojca, a teraz chcesz, żebym ci dawała pieniądze? – powiedziałam. – Zapomnij!
Obraziła się i od tamtej pory nie rozmawia ze mną.
A syn udaje, iż to go nie dotyczy. Ma swoje problemy, w małżeństwie mu się nie układa i jest na granicy rozwodu. Mieszkanie kupili już po ślubie, więc w razie czego będą musieli je podzielić na pół.
Z tych wszystkich wydarzeń, które mnie ostatnio spotkały, choćby nie wiem, które z nich najbardziej mnie zasmuciło. Jak to możliwe, iż wszyscy ci, dla których ciężko pracowałam, okazali się tak niesprawiedliwi?
Nie wiem, jak teraz żyć? Jak wybaczyć mężowi i swoim dzieciom? W tej chwili nie mam najmniejszej ochoty ich widzieć.
Jedyna rzecz, która mnie pociesza, to to, iż wszystko zrozumiałam i teraz będę myśleć tylko o sobie.