Wychowałam niewdzięcznych próżniaków — jak sobie z tym poradzić?

newsempire24.com 1 tydzień temu

Wychowałam niewdzięcznych leniów — i teraz nie wiem, jak z tym żyć

Czuję, iż dotarłam do momentu, gdy pragnę krzyczeć na cały głos: „Gdzie popełniłam błąd? Za co mi to?”. Moje dzieci mają teraz 11 i 15 lat — syn i córka. Nie jestem zwyczajnie zmęczona, jestem wyczerpana. Nie słuchają, nie szanują, żądają i manipulują. A ja, samotna matka, na której wszystko wisi, już nie daję rady. Ani psychicznie, ani fizycznie.

Prawie dziesięć lat sama ciągnęłam naszą rodzinę. Gdy Zosia miała zaledwie cztery lata, a Kacper — roczek, ich ojciec wyjechał „za pracą” za granicę i… rozpłynął się jak mgła. Z czasem dotarły do mnie plotki: mieszka w Niemczech, ma nową żonę, nowe dzieci, i oczywiście — nie ma dla nas miejsca. Rozwód załatwialiśmy przez internet. Od tamtej pory nie zadzwonił, nie napisał, nie spytał, jak rosną jego dzieci.

Zosia, oczywiście, wszystko pamięta. Jak tata odchodził, jak mama płakała nocami. Ma do niego żal aż po czubek głowy. Kacper zna ojca tylko ze zdjęć — i tyle. Czasem pyta: „Mamo, a on kiedyś przyjedzie?” — a w jego oczach tyle nadziei, iż serce się ściska.

Najboleśniejsze jednak, iż po latach — gdy oddałam im całą siebie — widzę, jak zmieniają się w ludzi, których nigdy nie chciałam wychować. Zosia chamsko odpowiada. Podejrzewam, iż pali — w pokoju czuć uporczywy dym, ubrania śmierdzą, a ona tylko macha ręką: „To koledzy z klasy, od nich ten smród”. Do szkoły chodzi co drugi dzień, uwagi nauczycieli olewa. Każda prośba o pomoc w domu kończy się awanturą albo: „A dlaczego ja mam to robić?!”.

Syn jest młodszy, ale patrząc na siostrę, przejmuje jej zachowanie. Odmawia sprzątania, irytuje się, wścieka. choćby śmieci nie wyniesie bez jęczenia. W szkole oceny lecą na łeb. Pedagodzy narzekają, iż stał się apatyczny, ignoruje uwagi, opuszcza lekcje.

Pracuję na dwa etaty. Wracam do domu padnięta, a tu — krzyki, bałagan, dramy. Rozumiem: wiek dojrzewania, hormony, poszukiwanie siebie… Ale i ja mam granice. Oni żądają tylko telefonów, chipsów, pieniędzy, rozrywek. Wszystko podane na tacy. A pomoc? A szacunek?

Wstyd się przyznać, ale ich rozpuściłam. Gdy byli mali, starałam się wynagrodzić brak ojca. Kupowałam rzeczy ponad stan. Spędzałam z nimi każdą chwilę. Przywykli, iż mama zawsze jest, mama wszystko da, mama wszystko załatwi. Teraz żądają, jakby im się należało. A jeżeli nie dostaną — szantażują. Ostatnio Zosia, gdy podniosłam głos, rzuciła: „Jeszcze raz tak nakrzyczysz — zadzwonię do opieki społecznej. Niech zobaczą, jak tu żyjesz”. Odparłam: „Jeśli trafisz do domu dziecka — kto kupi ci chipsy i opłaci telefon?”. A ona: „Może tam będzie lepiej niż z tobą”.

W tamtej chwili serce mi pękło. Dziecko, które wychowywałam z miłością, bólem, nieprzespanymi nocami, mówi coś takiego… Tego wieczoru zamknęłam się w łazience i szlochałam. Nie wiem, co robić. Krzyki — bez sensu. Błagania — nie docierają. Klapsy — nie wchodzą w grę, choćby aluzja kończy się groźbą donosu. Jedna przeciwko dwóm nastolatkom, które dawno uznały się za dorosłe i niezależne.

Ale to wciąż dzieci. Moje dzieci. Nie chcę stracić z nimi więzi. Nie chcę, by wyrośli na egoistów nieumiejących kochać ani szanować. Nie jestem wieczna. A jeżeli jutro zachoruję? Albo wyjadę? Kto im ugotuje, upierze, zatroszczy się?

Wiem, iż niektórzy, czytając to, osądzą mnie. „Sama jesteś winna” — powiecie. Może macie rację. Ale nie dostałam instrukcji, jak być idealną matką. Wszystko po omacku, wszystko z miłości.

Nie poddaję się. Po prostu jestem bardzo zmęczona. Chcę odzyskać dialog, porozumienie. Chcę, by mnie usłyszeli. By zrozumieli: wolność to nie tylko prawa, ale i odpowiedzialność. Że mama to nie służąca. Jestem człowiekiem — zmęczonym, ale wciąż kochającym.

Jeśli któryś z rodziców był w podobnej sytuacji — podzielcie się. Powiedzcie, jak sobie radziliście? Skąd czerpaliście siłę? Muszę wiedzieć, iż nie jestem sama. Że jeszcze nie wszystko stracone…

Idź do oryginalnego materiału