„Wychowaliśmy waszą pierwszą wnuczkę, teraz wasza kolej na młodszą!” — powiedziałam teściowej

newsempire24.com 1 tydzień temu

„Wychowaliśmy waszą pierwszą wnuczkę, teraz wasza kolej z młodszą!” — powiedziałam świekrze.

Moja córka, Kinga, ma poważne problemy zdrowotne, a teraz, przed drugim porodem, ja, Weronika Nowak, stoję przed strasznym wyborem. Razem z mężem od trzech lat opiekujemy się starszą wnuczką, Zosią, bo po pierwszych porodzie Kinga ledwo przeżyła. A teraz świekra, Elżbieta Kowalska, która obiecywała pomoc, znów się wycofuje, zostawiając nas w rozpaczy. Mieszkamy w małym miasteczku pod Poznaniem, i ta sytuacja łamie mi serce.

Gdy Zosia się urodziła, od razu zabraliśmy ją do siebie po wyjściu ze szpitala. Kinga spędziła pół roku w szpitalu, walcząc o życie, a my nie mogliśmy zostawić noworodka bez opieki. Elżbieta Kowalska przysięgała, iż będzie pomagać, ale przez te trzy lata jej „pomoc” sprowadzała się do pustych obietnic. Zawsze miała wymówki: prace, sprawy, wyjazdy. Gdybym nie nalegała, to by Zosi choćby nie zobaczyła! Błagałam, żeby przyjechała, i tylko wtedy się pojawiała, ale na chwilę i z miną, jakby robiła nam łaskę.

Teraz Kinga czeka na drugie dziecko, a lekarze ostrzegają: problemy zdrowotne mogą wrócić. Po pierwszym porodzie leżała pięć miesięcy na patologii, i cudem uratowaliśmy ją i Zosię. Wtedy mało nie osiwiałam, gdy zadzwonili ze szpitala i pytali, kto odbierze dziecko. Kinga nie mogła choćby karmić piersią, a ja, mimo wieku i nadciśnienia, wzięłam Zosię do siebie. Z mężem nie jesteśmy już młodzi, a w domu mam jeszcze młodszą córkę, która nie skończyła osiemnastu lat. Ale wyboru nie było — nie mogłam zostawić wnuczki.

Zosia mieszka z nami, a do rodziców jeździ tylko na weekendy. Tak jest lepiej: Kinga dochodzi do siebie, a my radzimy sobie ze starszą wnuczką. Ale z noworodkiem już nie dam rady. Nie mam sił znowu przechodzić przez nieprzespane noce, płacz, kolki. Gdy Kinga poprosiła, żebyśmy wzięli drugie dziecko, poczułam, jak ziemia ucieka mi spod nóg. Mam nadciśnienie, a Zosia, szczególnie przy ząbkowaniu, wykańczała mnie płaczem. Wtedy dzwoniłam do Elżbiety Kowalskiej, błagając, żeby zabrała wnuczkę chociaż na dzień. Przyjeżdżała, ale oddawała Zosię po kilku godzinach, jakby ją zmuszono do heroicznych czynów.

Elżbieta Kowalska jest ode mnie osiem lat młodsza, ale zachowuje się jak jakaś celebrytka. Zadbana, ciągle w podróżach — to do Sopotu, to zagranicę. Mężczyzn nie ma i nie potrzebuje — cieszy się wolnością. Po urodzeniu Zosi obiecywała pomoc, ale przez trzy lata wzięła wnuczkę może dwa razy, i to tylko na moją prośbę. Padałam ze zmęczenia, ciśnienie szalało, a ona oddawała Zosię ze skargami: „Oj, jak ja jestem zmęczona!” Jakbym ja nie nosiła wnuczki na rękach codziennie!

Teraz, gdy Kinga jest w trzecim trymestrze, lekarze mówią, iż scenariusz może się powtórzyć. Jestem w panice. Nie starczy mi sił na kolejne niemowlę, a Zosia i tak wymaga uwagi. Powiedziałam świekrze wprost: „Myśmy wychowali Zosię, teraz wasza kolej.” Ale Elżbieta Kowalska od razu znalazła sto wymówek: ma koty, drogie meble, rzadko bywa w domu, praca, wyjazdy. Po prostu nie chce się bawić w opiekę. choćby nie ukrywa, iż wnuki są dla niej ciężarem. Jestem zrozpaczona: gdzie podziać niemowlę? Do domu dziecka?

Serce mi pęka. Kinga walczy o życie, a ja nie wiem, jak uratować naszą rodzinę. Elżbieta Kowalska żyje dla siebie i nie obchodzą ją nasze kłopoty. Próbowałam przekonać ją, żeby wzięła wnuczkę choć na pół roku, ale macha ręką, jakby oganiała się od muchy. Zosia to nasze światło, ale nie mam sił przejść tego jeszcze raz. Gdy myślę, iż maluch może zostać bez opieki, łzy mnie dławią. Świękra obiecywała wsparcie, ale jej słowa to puste dźwięki. Nie wiem, jak ją przekonać, jak zmusić, żeby zrozumiała, iż to jej wnuczka, jej krew. jeżeli się nie opamięta, boję się, iż nasza rodzina nie udźwignie tego ciężaru, a ta myśl przygniata mnie.

Idź do oryginalnego materiału