Wychowawczyni na zimowisku: "Trzęsiecie portkami i wychowujecie ciamajdy"

mamadu.pl 3 tygodni temu
Pierwsza rozłąka dziecka z rodzicami budzi niepokój. Tylko czyj? To dobre pytanie, na które znajdziemy odpowiedź w nadesłanym liście. Tym razem odezwała się do nas wychowawczyni na zimowisku, która zauważyła bardzo niepokojący trend.


Wyjazd na zimowisko, obóz czy kolonie jest świetną okazją do nauki samodzielności. Podczas takiej rozłąki z rodzicami dziecko jest poniekąd zmuszone do podejmowania mądrych decyzji, rozsądnych działań i takiego dbania o siebie. Zatem dlaczego by z tego nie skorzystać?

Rodzice, co z wami?!


"Na zimowiska z dzieciakami jeżdżę już od ponad 15 lat. Stara wyjadaczka ze mnie. Wiecie jednak państwo, co zauważyłam? Współcześni rodzice to boidudki. Na siłę, jakby celowo odwlekają taki samodzielny wyjazd. Dawniej to w grupie już choćby 7-latki były, a teraz to 8-latka ze świecą szukać.

Podczas ostatniego wyjazdu odbyłam rozmowę z pewną mamą. Odprowadzała 10-letnią córkę do autobusu i był z nią 8-letni chłopiec (wiem, bo się dowiedziałam, ile miał lat). I kiedy zapytałam, dlaczego syna nie zapisała na wyjazd, tak pół żartem pół serio, poczułam się jak na jakimś skazaniu.

Zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu i zapytała, czy żartuję. Nie drążyłam tematu, bo z daleka wyczułam, iż to matka kwoka, która trzęsie portkami i chucha i ducha na te swoje pisklaki. I tak cud, iż tą 10-latkę wysłała.

Taka matka to nie wyjątek i dinozaur. Takich rodziców jest multum. Trzymają te dzieciaki pod kloszem, wyręczają we wszystkim, a potem się dziwią, iż takie niezaradne, niesamodzielne i kanapki sobie zrobić nie umieją" – czytam w nadesłanym liście i podpisuję się pod tym, co wychowawczyni napisała.

Wiem, jak trudno jest pozwolić dzieciom, choćby na kilka dni wyfrunąć z gniazda. Pustka, smutek i tęsknota dają o sobie znać. Zamiast się cieszyć, iż poznają świat, nawiązują nowe znajomości i nabywają nowych umiejętności, drżymy i nie możemy spać po nocach.

To jednak naturalna kolej rzeczy, iż te nasze nieopierzone pisklaki, obrosną w piórka i polecą wysoko. W świat, przed siebie, w nieznane. Może okazać się, iż wrócą smutne, zawiedzione i z podkulonym ogonem. Ale mogą też wysiąść z tego autobusu (tego, który przywiózł ich z zimowiska) z wysoko podniesioną głową i dumą, która będzie rozpierała od środka.

I tak jak napisałam na wstępie: pierwsza rozłąka budzi niepokój. Jednak chyba nie skłamię, jeżeli stwierdzę, iż budzi niepokój w rodzicach, a dzieci jedynie muszą stawić czoła szybszemu biciu serca, który być może pojawi się na początku.

Jednak chyba mimo wszystko warto przestać trząść tymi portkami, wziąć się w garść, zacisnąć pięści i pozwolić naszym dzieciom na piękną samodzielność.

Idź do oryginalnego materiału