Wypalone jak inni
Terapeutka Ann Hansen publikuje wspierające rodziców treści na swoich oficjalnych kanałach. Tym razem podjęła temat istotny nie tylko w kontekście jednostki, ale całego społeczeństwa.
Przekonująco pisze: "Tworzymy wypalone społeczeństwa, do których przygotowujemy dzieci od najmłodszych lat. Uczymy je, by znalazły w sobie siłę do przejścia przez działania, z którymi one nie są połączone. Przeciążamy je obowiązkami i tworzymy sztywne oczekiwania.
Budujemy w nich lęk o to, iż coś je ominie, o ile nie postąpią tak jak inni.
Czujemy i wiemy, iż to nie jest dobre również dla nas dorosłych, mimo wszystko utknęliśmy w tym cyklu.
Jeżeli chcemy wychować dziecko, które nie będzie wypalone, przeciążone stresem, a także zaburzeniami lękowymi w przyszłości, musimy przerwać ten cykl natychmiast".
"Tracimy dziecko z oczu"
Hansen pisze jeszcze kilka ważnych zdań, które chciałabym, by państwo zobaczyli:
"Uwarunkowanie naszego myślenia wokół bycia zajętymi i produktywnymi jest głęboko w nas zapisane. Kiedy utkniemy w tym ograniczonym procesie myślowym, tracimy kontakt ze sobą i pewność siebie.
Jako rodzice tracimy z oczu dziecko przed nami.
Zdefiniujmy na nowo własne priorytety.
Trudno jest wyciszyć społeczny szum, ale im bardziej zwolnimy, tym intensywniej usłyszymy własny głos. Nasze układy nerwowe zostały zaprojektowane do pracy, a następnie do odpoczynku".
Tracimy dziecko z oczu – jak prawdziwe i mocne jest to zdanie? W moim przekonaniu tracimy z oczu nie tylko dziecko, ale przede wszystkim, w pierwszej kolejności, siebie. Usłyszałam niedawno takie słowa jednej z psycholożek, iż życie większości osób opiera się na ucieczkach.
Nie czujemy się szczęśliwi, więc żyjemy od "ucieczki do ucieczki". Od wyjazdu do wyjazdu, z którego wracamy, by zarobić więcej, pracować ciężej, zapadać się w niespełnieniu, przebodźcowaniu, by móc wyjechać znowu, na dłużej.
Cykl, o którym pisze Hansen, zdaje się potwierdzać.
Widzę takich ludzi wokół siebie i byłam również w miejscu, w którym moje życie codzienne było "zbyt". I jest moim głębokim postanowieniem powziętym na początku macierzyństwa, by nie tresować córki do bycia zajętą, do bycia wystarczającą dla wymagań społecznych.
Kiedy obrócić w myślach tę koncepcję, przyjrzeć się jej, powstaje naturalnie pytanie: Kto adekwatnie nam tę presję narzucił? I dlaczego nie możemy być tymi, którzy ją z barków dziecięcych zdejmą?
Którzy będą w stanie zdjąć ją z własnych ramion?
Proszę, pamiętajcie państwo, iż zdrowie psychiczne mamy tylko jedno. Nie traćmy siebie i dzieci z oczu, odpuśćmy.