Wyjątkowe próby do pokonania

newskey24.com 3 dni temu

Próby, które trzeba przejść

Weronika Nowak czekała na męża i syna z podróży służbowej. Wyjechali do sąsiedniego województwa, by rozwinąć rodzinny interes i otworzyć tam nowy oddział. Interesy szły znakomicie firma ojca i syna, Krzysztofa, kwitła.

Weronika z niecierpliwością wypatrywała ich powrotu, szczególnie syna. Musiała mu pilnie opowiedzieć, co usłyszała od jego żony, Oli, która niedługo miała urodzić. To, iż Ola nie kocha Krzysztofa, było oczywiste, ale dla przyszłego wnuka wszyscy udawali, iż tego nie widzą.

Pewnego dnia Weronika przypadkiem podsłuchała, jak Ola mówiła przez telefon:

Jak tylko urodzę, ucieknę z dzieckiem. Zabiorę, co się da z domu, i zmykam. Tu jest z czego żyć.

Pierwszym odruchem teściowej było zadzwonić do syna, ale się powstrzymała. Miał ważne spotkanie biznesowe, nie chciała go niepokoić. Postanowiła poczekać, aż wrócą.

Dziecko odbierzemy ze szpitala, a Ola niech idzie, gdzie jej się podoba. I tak nie chce tego dziecka.

Gdy u Oli zaczęły się skurcze, mąż i syn byli już w drodze powrotnej. Karetka zabrała ją do szpitala. Niedługo potem Weronice zadzwonił policjant jej mąż i syn mieli wypadek. Mąż zginął na miejscu, syn, Krzysztof, zmarł dwadzieścia minut później, ale zdążył wyszeptać:

Zabierzcie jej dziecko.

Śledczy próbował wyjaśnić Weronice, iż w samochodzie nie było dziecka. Ona jednak powiedziała:

Żona syna właśnie urodziła. To mój wnuk, są jeszcze w szpitalu. Ola go nie chce, dlatego Krzysztof tak powiedział.

Nie miała nadziei, iż zobaczy wnuka, ale sama pojechała po Olę ze szpitala. Jak przetrwała to wszystko, sama nie wiedziała. Pomógł jej Artur, przyjaciel męża i syna, który pracował w ich firmie jako finansista. Wziął na siebie wszystko pogrzeb, stypę, pilnował, by przy Weronice cały czas był lekarz.

Olię z małym Bartkiem też przywiózł on. Po śmierci męża Ola nie zamierzała jeszcze opuszczać tego dużego domu. Weronika zatrudniła nianię, bo sama nie mogła zajmować się wnukiem non stop. Wciągała się w interesy firmy, która i tak miała przejść na nią tak było ustalone od dawna. Na razie wszystkim zarządzał Artur, któremu całkowicie ufała.

Ola kilka uwagi poświęcała synowi, często znikała z domu. Po pół roku zabrała jednak Bartka i uciekła, zabierając pieniądze znalezione w biurku teścia. Nie dostała się do sejfu nie znała kodu.

Weronika była w szoku, tracąc wnuka. To jedyna cząstka, która pozostała po Krzysztofie, po jej synu. Ale nie minęło wiele czasu, gdy synowa wróciła.

Musisz mi dać pieniądze i udziały w firmie, wszystko, co mi się należy po śmierci męża. Inaczej nigdy nie zobaczysz wnuka. Oddam go do domu dziecka, a ty go nie znajdziesz.

Weronika spełniła wszystkie żądanie Oli, zgodnie z prawem, a choćby więcej. Oddała choćby własną biżuterię, której synowa zażądała.

Ola, błagam, pozwól mi widywać się z Bartkiem prosiła. Tamta obiecała, ale słowa nie dotrzymała.

Czas mijał. Weronika powoli odzyskiwała siły i zajmowała się firmą. Artur był jej prawą ręką uczciwym i oddanym pomocnikiem. Najbardziej dokuczała jej jednak niemożność zobaczenia wnuka.

Artur poradził, by zwróciła się do policji.

Weroniko, mam znajomego śledczego. Idźmy prosto do niego.

Śledczy gwałtownie odnalazł Olę. Okazało się, iż związała się z podejrzanymi typami. Oddała im papiery wartościowe, a oni obiecywali jej dom, ale zawiedli do nędznej rudery. Oszukali ją i zostawili. Ola zaczęła pić, nie troszczyła się o syna. W końcu jeden z jej kumpli postawił ultimatum:

Albo ja, albo twoje dziecko.

Wybrała jego, a Bartka zabrali do lasu i tam zostawili. Śledczy dowiedział się o wszystkim od ludzi, którzy próbowali sprzedać udziały wyłudzone od Oli. Kobieta wskazała miejsce, gdzie zostawiła syna, ale chłopca już tam nie było. Rozpoczęto poszukiwania, ale bez skutku. Olę aresztowano.

Chciała żyć na wsi

Kasia wychowała się w domu dziecka. Gdy przyszła pora, by zacząć samodzielne życie, marzyła o zamieszkaniu na wsi, nieopodal miasta. Dano jej mały, ale solidny domek. Była szczęśliwa.

Nie jest nowy, ale wytrzyma jeszcze wiele lat. Zrobię z niego przytulne miejsce mówiła, pamiętając sierocińcowe sny.

Znalazła pracę w stołówce. Od zawsze chciała być kucharką choćby w domu dziecka pomagała kucharce, babci Marysi. Życie powoli się układało. Remontowała dom, a w cięższych pracach pomagał jej sąsiad, Marek.

Kasia nie zastanawiała się, dlaczego Marek tak chętnie wspiera ją. Wydawało jej się, iż robi to z dobroci serca, nie domyślając się, iż podkochuje się w niej od dawna. Pewnego dnia poszła do lasu po grzyby, by upiec pierogi. Szła, ciesząc się z udanych zbiorów, gdy nagle pod krzakiem zobaczyła śpiące dziecko. Był to mały, brudny chłopiec.

Kochanie, obudź się delikatnie dotknęła jego policzka.

Chłopiec otworzył przestraszone oczy i wybuchnął płaczem. Kasia wzięła go na ręce, a on szarpał się i krzyczał.

Nie bój się, maleńki. Nic ci nie zrobię szepnęła mu do ucha. Chodź do domu.

Chłopiec się uspokoił. Kasia zabrała go, wykąpała i nakarmiła. Poprosiła Marka, by przyprowadził felczera.

Jak masz na imię? pytała, ale chłopiec milczał. No dobrze, będziesz Staśkiem, dobrze?

Wieść o Staśku gwałtownie rozniosła się po wsi. Sąsiedzi znosili, co mogli: mleko, śmietanę, ubrania.

Chłopiec chował się za Kasią na widok obcych. Felczer uspokoił ją:

Jest tylko wyczerpany. Nakarm go, a za kilka dni wróci do sił. Pewnie nie był sam w lesie długo.

Staś chodził za Kasią krok w krok. Czasem zabierała go do pracy, innym razem zostawiała pod opieką matki Marka. Nie wychodził na podwórko, dopóki nie wracała. Pewnego dnia nazwał ją mamą. Kasia rozpłakała się ze szczęścia. Od tej pory chłopiec zacDopiero gdy Staś dorósł i odnalazł swoje korzenie, zrozumiał, iż prawdziwą rodzinę można znaleźć choćby wtedy, gdy los na początku nie był łaskawy.

Idź do oryginalnego materiału