WYJĄTKOWOŚĆ

newsempire24.com 2 dni temu

Specjalna
Mówią o takich jak ja “ma dar”. Zawsze uważałam to za przekleństwo. Ale wszystko po kolei.
W wieku miesiąca mama zostawiła mnie pod drzwiami domu dziecka. Nie wiem czemu to zrobiła. Może też miała ten “dar” i nie chciała go we mnie rozbudzać. Nie wiem. Fakt pozostaje faktem – dorastałam w domu dziecka nie znając rodziców. Po raz pierwszy moją szczególność zauważyła wychowawczyni, pani Marianna Chmielewska. Opowiadała, iż bawiłam się z dziećmi i jeden z chłopców zabrał moją zabawkę. Cytując jej słowa:
“Przysięgam, widziałam jak Jasiek odfrunął na dywan na drugi koniec sali, a ty odebrałaś swoją zabawkę”.
Pani Marianna była bardzo dobrą osobą. Od razu pojęła, iż jestem wyjątkowa i iż jeżeli ktoś się o tym dowie, nie zostawią mnie w spokoju.
*Nie chcę, żeby cię zabrali na eksperymenty* – powtarzała.
Zajęła się więc moim wychowaniem, pomagając mi też okiełznać moje zdolności. Gdy bardzo się złościłam, mogłam przesuwać przedmioty, a choćby ludzi. Wyjątkowo wyczuwałam biopola wszystkich wokół. choćby nie musiałam witać się z człowiekiem, by poznać, czy jest dobry czy zły. Może pomyślicie, iż to wspaniała umiejętność. Mnie jednak wydawało się, iż ludzie też wyczuwali, iż jestem inna i trzymali się z daleka. Dlatego do dziś żadna rodzina zastępcza nie chciała mnie adoptować. Było to bolesne. Tak jak wszyscy pragnęłam czułości, miłości, prawdziwej rodziny. Chciałam poczuć, czym jest mama.
W domu dziecka miałam tylko jedną przyjaciółkę – Karolinę. Lubiła, gdy wołam ją Karola, chociaż oficjalnie to Karolina. Nasza przyjaźń była jedyna w swoim rodzaju, zawsze razem świetnie spędzałyśmy czas. Byłyśmy dla siebie rodziną. Karola znała moje moce i zawsze trzymała je w tajemnicy. Nigdy nie prosiła, bym użyła ich dla jej korzyści. Byłam jej za to ogromnie wdzięczna. Karola już straciła nadzieję na znalezienie rodziny – miała piętnaście lat. A w domu dziecka wszyscy wiedzą, iż takich “starszaków” nikt nie bierze.
Aż pewnego dnia Karola wpadła do naszej sali z szeroko otwartymi, roziskrzonymi oczami. Natychmiast poczułam jej szaloną energię.
– Co się stało?
– Alu! Wyobraź sobie! Adoptują mnie! Będę miała rodzinę! – Karola podskoczyła, objęła mnie za ramiona i zaczęła kręcić się ze mną po pokoju. – Znaleźli się ludzie, którzy chcą mnie wziąć! Miałam takie szczęście!
Potem zatrzymała się i poważnie na mnie spojrzała.
– Nie martw się, na pewno będę cię odwiedzać! A jak i ciebie adoptują, będziemy przyjaciółkami z rodzinami! Chodź, chodź szybko, pokażę ci ich! Są tam koło gabinetu dyrektorki! – I Karola pociągnęła mnie za rękę.
Stanęłyśmy pod drzwiami, które właśnie się otworzyły.
Wyszła z nich para. Ogromny mężczyzna o szerokich barach, szpiczastej brodzie i mocno zarysowanych kościach policzkowych.
Natychmiast poczułam pełne spektrum biopoli obojga. To, co wyczułam, wcale mi się nie spodobało.
Od mężczyzny emanowała energia brutalnej siły. Przemoc. Grubiaństwo. Złość.
Kobieta była bardzo słaba i przerażona. Dzika przemęczenie i pustka. To właśnie poczułam.
– A, Karolciu! – Mężczyzna rozpromienił się w uśmiechu. Aż mnie zatrzęsło. – Już prawie załatwiliśmy formalności. Jutro ruszasz z nami do domu.
Karola rzuciła się go przytulić. W tym momencie wyczułam kolejną emocję, która błysnęła w jego aurze. Coś na kształt miłości, ale nie ojcowskiej. To było coś innego. Coś jak pożądanie…
Wróciłyśmy do naszej sali.
Karola biegała po pokoju nie mogąc opanować emocji. Ja siedziałam na łóżku, próbując przetrawić te informacje. Może mi się tylko wydawało?
– O co ci chodzi? – Karola usiadła obok mnie. – Nie smuć się tak, będziemy się widywać, obiecuję.
– Karol, nie podoba mi się ta para. Coś z nimi nie tak. Ten mężczyzna… nie wydaje się dobry.
Karola zmarszczyła brwi.
– Przestań, Alu! Po co mówisz takie rzeczy? Zazdrościsz mi? Tak długo na to czekałam! Wreszcie będę miała rodzinę! Pan Wojciech Wiśniewski jest przeuroczy! Rozmawiałam z nimi, są tacy promienni, troskliwi. Powiedział, iż będę miała własny, wielki pokój, wyobrażasz sobie?
– Karol, ale ty wiesz, ja *czuję* ludzi!
– Alu, daj spokój! Każdą parę sprawdza psycholog i dyrektorka. Są idealnymi kandydatami! On pracuje, ona zostaje w domu. Będę spędzać czas z mamą, rozumiesz? Mają wszystkie potrzebne dokumenty. Gdyby byli zboczeńcami, coś by się w ich życiorysie pojawiło.
Karola gwałtownie wstała i odeszła do okna.
– Myślałam, iż będziesz dla mnie szczęśliwa. Jesteś moją przyjaciółką – powiedziała ze łzami w głosie.
Zrobiło mi się wstyd. Objęłam ją od tyłu.
– Przepraszam. Oczywiście, iż się cieszę, przyjaciółko. Masz rację, musiało mi się wydać. Po prostu nie chcę się z tobą rozstawać.
– Nie martw się. Masz dopiero siedem lat, na pewno cię adoptują. No dobrze, idę się pakować.
Spałam okropnie. Śnił mi się pan Wojciech jak potwór. Jego oczy płonęły wściekłością, zamiast ust miał kły, z których kapała ślina.
Karola z trudem mnie obudziła. Była już ubrana i spakowana. Wyszłam na ganek i bardzo długo nie mogłam jej wypuścić z objęć, jakbym w ten sposób
Teraz
Od dziesięciu lat mieszkamy tu razem z Rynką i naszą mamą Małgorzatą, i dzisiaj już wiem, iż ta moja moc, ten dar, który kiedyś uważałam za przekleństwo, jest darem nie tylko dla mnie, ale też dla tych, których kocham najbardziej na świecie, i który zawsze nas chroni.

Idź do oryginalnego materiału