Wypisali mnie ze szpitala, mówiąc dzieciom, iż nie mogę żyć sama: czekała mnie okrutna lekcja.
W cichej wsi na Dolnym Śląsku, gdzie stare drewniane domy trzymają w sobie ciepło rodzinnych wspomnień, moje życie – pełne poświęceń dla dzieci – obróciło się w zdradę. Ja, Krystyna, oddałam wszystko synowi i córce, ale gdy trafiłam na szpitalne łóżko, poznałam gorzką prawdę: ci, dla których żyłam, odwrócili się ode mnie. Ta lekcja złamała mi serce, ale pokazała, kto naprawdę mnie docenia.
Patrząc wstecz, pytam siebie: czy byłam dobrą matką? Czy to moje błędy sprawiły, iż dzieci stały się tak obojętne? Wychowywałam je sama po śmierci męża. Synowi, Piotrowi, były ledwie trzy miesiące, a córce, Agnieszce – pięć lat. Pracowałam ponad siły, brałam każdą dodatkową robotę, żeby je utrzymać. Nigdy nie pozwoliłam sobie się poddać – wiedziałam, iż nikt poza mną nie zatroszczy się o moją rodzinę.
Dałam im wszystko, co mogłam. Agnieszka i Piotr skończyli studia, dostali dobrą pracę. Gdy zdrowie mi pozwalało, zajmowałam się wnukami – Michałem, synem Agnieszki, i Bartkiem, synem Piotra. Kupowałam im prezenty, dawałam pieniądze, odbierałam ze szkoły, a latem zabierałam do siebie, żeby ich rodzice mogli odpocząć. Robiłam to z radością, wierząc, iż moja miłość do mnie wróci.
Ale pewnego dnia wszystko się zmieniło. Źle się poczułam i trafiłam do szpitala. Agnieszka odwiedziła mnie tylko raz, Piotr dzwonił od czasu do czasu. Po dwóch tygodniach wypisali mnie, ostrzegając, żebym unikała stresu i przemęczenia. A już następnego dnia dzieci przywiozły do mnie wnuki. Michał i Bartek, pełni energii, potrzebowali ciągłej uwagi. Ja, jeszcze słaba, próbowałam dać radę, ale po dwóch miesiącach mój stan się pogorszył. Nogi zaczęły drętwieć, ledwo wstawałam z łóżka.
Zadzwoniłam do Piotra, błagając, żeby zawiózł mnie do szpitala. Jak zwykle był zajęty. Agnieszka też nie przyjechała. W desperacji zamówiłam taksówkę. Lekarze byli zaniepokojeni – mój organizm nie wytrzymywał obciążenia. Kazali mi odpocząć, ale rano nie mogłam wstać – nogi odmówiły posłuszeństwa. W panice wykręciłam numer do Agnieszki, ale odpowiedziała chłodno: „Wezwij pogotowie”. Zawieźli mnie z powrotem do szpitala.
Lekarze powiedzieli dzieciom, iż w takim stanie nie mogę mieszkać sama – potrzebuję stałej opieki. Agnieszka i Piotr zaczęli się kłócić, kto ma mnie wziąć do siebie. To było upokarzające, jakbym była ciężarem, którego trzeba się pozbyć. Agnieszka narzekała, iż ma małe mieszkanie, Piotr krzyczał, iż jego żona spodziewa się dziecka i nie chce mieć teściowej pod nogami. Ich słowa bolały jak nóż.
Nie wytrzymałam. „Wynoście się oboje!” – krzyknęłam, dusząc się od łez. Wyszli, zostawiając mnie na szpitalnym łóżku. Leżałam i płakałam, nie rozumiejąc, dlaczego moje dzieci, dla których żyłam, są tak okrutne. Czyżby wychowałam egoistów? Tej nocy nie zmrużyłam oka, dręczona bólem i samotnością.
Rano przyszła sąsiadka, Magda, młoda kobieta, która sama wychowuje córkę. Zawsze się o mnie troszczyła, przynosiła domowe jedzenie, pytała o zdrowie. Nie wytrzymałam i wygadałam jej całe swoje serce. Magda, bez zastanowienia, zaproponowała pomoc. „Skoro twoje dzieci cię zostawiły, ja się tobą zaopiekuję” – powiedziała. Zrobiła mi obiad, zaparzyła herbatę, i poczułam ciepło, którego nie dali mi najbliżsi.
Teraz Magda się mną opiekuje. Daję jej połowę emerytury – kupuje jedzenie i gotuje. Reszta idzie na rachunki i drobiazgi. Zależę od obcej osoby, a to rozdziera mi duszę. Moje dzieci prawie nie dzwonią, zwłaszcza od kiedy dowiedziały się, iż Magda wzięła mnie pod swoje skrzydła. Ich obojętność to cios w plecy.
Nigdy bym nie pomyślała, iż na starość będę nikomu niepotrzebna. Dałam dzieciom całą miłość, wszystkie siły, a one wyrosły na niewdzięczników. Teraz chcę przepisać mieszkanie na Magdę – stała mi się bliższa niż rodzina. Ale głęboko w sercu wciąż mam nadzieję, iż Agnieszka i Piotr się opamiętają, przytulą, przeproszą. Ta nadzieja tli się jak słaby płomyk, ale z każdym dniem gasi ją ból zdrady. Dostałam okrutną lekcję: miłość, którą dawałam, nie zawsze wraca, a dobroć może przyjść od kogoś, kogo ledwo znałam.