Wyprowadzka, by ocalić małżeństwo: jak moja matka omal nie zrujnowała naszego związku
Historia córki, którą własna matka doprowadziła do skraju przez swoje wtrącanie się i ciągłe pretensje
Moja matka doprowadziła mnie do stanu, w którym musiałam podjąć trudną decyzję: albo zerwę kontakt z nią, albo z mężem. Żadna z tych opcji nie była dobra, dlatego jedynym wyjściem okazała się przeprowadzka. Tylko w ten sposób mogliśmy ocalić naszą rodzinę i resztki psychicznego spokoju.
Kiedyś z euforią kupiłam kawalerkę w spokojnej dzielnicy Gdańska — w tym samym bloku, w którym mieszkała mama. Wydawało się, iż los mi sprzyja: pomoc blisko, znajome ściany i osiedle, w którym dorastałam. Wszystko wyglądało idealnie… aż do pewnego momentu.
Później w moim życiu pojawił się Krzysztof. Poznaliśmy się, pokochaliśmy i wzięliśmy ślub. Był z innego miasta, bez własnego mieszkania, więc po ślubie naturalnie zamieszkał ze mną. Od początku wszystko układało się pięknie. By troskliwy, pracowity i uczciwy. Czułam, iż to człowiek, z którym chcę spędzić życie.
Ale mama… mama od pierwszej chwili go znienawidziła.
— Co to, z przeceny go wzięłaś? Ani urody, ani mieszkania. Zupełnie ci odbiło, córko — syczała, ledwie drzwi się za nim zamknęły.
Próbowałam go bronić, tłumaczyłam, iż mieszkanie i wygląd to nie wszystko. Liczy się charakter, dobroć i odpowiedzialność. Ale moje słowa odbijały się od niej jak groch od ściany. Machała ręką i złośliwie szeptała: „Zobaczysz, jak pójdziesz na macierzyński — wtedy pożałujesz”.
Choć do macierzyńskiego było jeszcze daleko, mama urządzała nam w domu prawdziwą gehennę. Przychodziła prawie co wieczór. Mówiła, jak bardzo „miałam pecha”, oskarżała Krzysztofa o nieudolność, krytykowała każdy jego gest. A on, swoją drogą, starał się jak mógł — pomagał jej, woził, spełniał każde życzenie.
To tylko podsycało jej złość.
— Córka pani Wandy ma męża jak marzenie: z mieszkaniem, z samochodem, a teściową uwielbia! A twój? Sucharek bez smaku! Ani kwiatów, ani prezentów — traktuje cię jak sprzątaczkę!
Gdy przypadkiem cerowałam rozdartą bluzkę, robiła scenę:
— Do czego sama się doprowadzasz! Chodzisz w łachmanach, bo twój mąż to biedak i leń!
Każda jej wizyta zamieniała się w przedstawienie. Sąsiedzi już gapili się w klatce schodowej — potrafiła urządzić awanturę na korytarzu, jeżeli nie otwieraliśmy drzwi. Telefon dzwonił non-stop, a my baliśmy się przegapić choć jedno połączenie — nagle coś się stało?
Pewnego dnia, po szczególnie paskudnej scenie, usiedliśmy z Krzysztofem i porozmawialiśmy. Było jasne: dalej tak nie można. Postanowiliśmy wynająć moje mieszkanie, a sami tymczasowo wprowadzić się do jego matki. Teściowa ma trzypokojowe mieszkanie, a do tego często nocuje u swojego partnera. Kontakt z nią był minimalny — prawie jakbyśmy żyli osobno. W ten sposób mogliśmy zacząć odkładać na kredyt i zacząć od nowa, z dala od codziennego terroru.
Postanowiliśmy nie mówić mamie. Wiedzieliśmy, co się stanie. Niestety, długo się nie udało ukryć. Sąsiadki doniosły — iż biegaliśmy z walizkami do samochodu. Matka wpadła w furii.
— To on ci to podpowiedział?! Boi się, iż ci oczy otworzę? — wrzeszczała, błyszcząc oczami. — A ty? Bezwolna szmato! Rodzoną matkę na obcą babę zamieniłaś!
Mąż w milczeniu pakował torby do bagażnika, a ja próbowałam wytłumaczyć — iż to moja decyzja. Moja. Bo jestem zmęczona. Zmęczona życiem w strachu, zmęczona byciem między młotem a kowadłem. Gdyby mama nie wtrącała się w nasze życie, nigdzie byśmy nie wyjeżdżali.
W odpowiedzi rzuciła tylko: „Jeszcze przypełzniesz do mnie z płaczem!” — i trzasnęła drzwiami.
Minęło już pół roku. Mieszkamy u teściowej, i to jest spokój, którego tak nam brakowało. Nikt nie puka do drzwi. Nikt nie poniża mojego męża. Najemcy płacą czynsz, my pracujemy i oszczędzamy. Wszystko idzie zgodnie z planem.
Mama? Ostatnie trzy miesiące ani słowa. Kiedy dzwonię sama, odpowiada sucho, jak obca. Boli. Nie chciałam tak. Ale nie mogłam też pozwolić, by niszczyła moją rodzinę.
Jeśli kiedykolwiek zrozumie — możemy zacząć od nowa. A jeżeli nie… i tak już nigdy nie pozwolę nikomu zniszczyć mojego małżeństwa. Za żadne skarby.