Wyrzuciłam teściową z domu i nie żałuję.

newsempire24.com 5 dni temu

Cześć. Nazywam się Kinga, mam trzydzieści lat i mieszkam w Poznaniu. Chcę wam opowiedzieć historię, która do dziś wywołuje we mnie ból, ale jednocześnie nie żałuję ani przez chwilę swojej decyzji.

Pół roku temu urodziłam bliźnięta – piękne, wymarzone, długo wyczekiwane maluchy. Córkę nazwaliśmy Zofia, a syna Jakub. Te dzieci były dla nas z mężem prawdziwym cudem. Długo staraliśmy się o rodzicielstwo, leczyliśmy, mieliśmy nadzieję, a gdy na USG usłyszeliśmy: „Będziecie mieli dwoje” – płakałam ze szczęścia.

Niestety, nie wszyscy podzielili naszą radość. Od początku w tym szczęściu tkwiła jak zadra moja teściowa – Halina Kazimierzówna. Wydawałoby się – kobieta z doświadczeniem, matka mojego męża, babcia moich dzieci… Ale to, co robiła, można było nazwać tylko absurdem.

– W naszej rodzinie nigdy nie było bliźniąt – mówiła z podejrzliwością. – A spójrz na dziewczynkę, wcale nie jest podobna do naszego Krzysztofa. Zresztą u nas zawsze rodziły się tylko chłopcy.

Za pierwszym razem przemilczałam. Za drugim – zacisnęłam zęby. Za trzecim odpowiedziałam, iż może los postanowił urozmaicić ich męską linię. Ale potem zaczęło się najgorsze.

Pewnego dnia szykowałyśmy się na spacer. Ja ubierałam Zofię, teściowa – Jakuba. Z wyrazem niesmaku spojrzała na mnie i spokojnie, jakby mówiła o pogodzie, rzuciła:

– Ciągle się temu przyglądam… U Jakuba jest zupełnie inaczej niż u Krzysztofa. Dziwnie to wygląda.

Zamarłam. Przez kilka sekund nie mogłam uwierzyć, iż słyszę to od dorosłej kobiety. W głowie mi się mąciło. Zamiast złości – śmiech, nerwowy i dziki. Chwyciłam pieluchę i, nie wierząc własnym uszom, wycedziłam:

– No tak, u Krzysztofa w dzieciństwie pewnie wszystko wyglądało jak u dziewczynki.

Po tych słowach po raz pierwszy w życiu, spokojnie i stanowczo, poprosiłam ją, żeby spakowała swoje rzeczy. I powiedziałam:
– Dopóki nie pokażesz testu DNA, który potwierdzi, iż to dzieci twojego syna – możesz nie wracać.

Nie obchodziło mnie, gdzie zrobi ten test, za jakie pieniądze i kto w ogóle da jej dostęp do próbek. Było mi to obojętne. To była ostatnia kropla.

Mąż, nawiasem mówiąc, stanął po mojej stronie. Sam był już na granicy – zmęczony ciągłymi uwagami matki, jej jadem, niekończącymi się podejrzeniami. Wiedział, iż dzieci są jego. Czekał na nie z taką samą niecierpliwością jak ja. I też poczuł się obrażony.

Nie mam wyrzutów sumienia. Nie wyrzuciłam starszej kobiety dla zabawy. Broniłam swojej rodziny, swojego macierzyństwa, swoich dzieci. Kobieta, która pozwala sobie insynuować zdradę, zaglądać niemowlętom do pieluch i na głos rozważać, „do kogo są podobne”, nie ma miejsca w moim domu.

Może ktoś powie, iż to okrutne. Że nie wolno tak traktować starszych. Że to babcia. Ale powiedzcie szczerze: czy babcia ma prawo tutaj być, jeżeli od pierwszych dni podważa ojcostwo i rozbija rodzinę od środka?

Ja stawiam na spokój, ciszę i miłość w domu. Niech lepiej moje dzieci dorastają bez takiej „babci”, niż z kimś, kto codziennie przy śniadaniu serwuje wątpliwości zamiast mleka.

Więc tak – wyrzuciłam teściową za drzwi. I nie mam z tego powodu żadnych wyrzutów.

Idź do oryginalnego materiału