Wystarczył jeden telefon z kolonii do matki. Tak wychowujemy zagubione nastolatki

mamadu.pl 3 godzin temu
Nastolatka była niezadowolona z kolonijnych zasad: ograniczony dostęp do telefona, konieczność jedzenia posiłków i przestrzegania reguł. Po dramatycznym telefonie z płaczem matka bez wahania wsiadła w auto i przejechała 500 km, by ją zabrać. Jako mama małych dzieci wiem, iż sama nigdy nie chciałabym zareagować tak impulsywnie.


Nastolatka była niezadowolona z kolonijnych zasad


Kilka dni temu spotkałam się z przyjaciółką i usłyszałam od niej historię, która nie daje mi spokoju. Dotyczy jej siostry i siostrzenicy – 13-letniej dziewczynki, która była na koloniach w górach.

Po opowieści przyjaciółki długo myślałam o tym, co ja zrobiłabym w takiej sytuacji. I z całą pewnością wiem jedno: nie wsiadłabym w samochód i nie przejechała 500 kilometrów, tylko dlatego, iż moje dziecko płacze, iż ma dość i chce wrócić do domu.

Córka siostry mojej przyjaciółki była na koloniach pierwszy raz. Ośrodek, opiekunowie, inne dzieci – wszystko było w porządku. Było jednak pewne "ale", które zaczęło się już drugiego dnia.

Według nastolatki jedzenie było nie takie, nie można cały dzień siedzieć z nosem w telefonie, a opiekunka powiedziała, iż jeżeli nie zje śniadania i obiadu, to nie zabierze jej wycieczkę do term – ze względu na bezpieczeństwo.

I wtedy się zaczęło. Płaczliwe telefony do mamy, dramatyczne relacje, iż "to więzienie", iż "nikt jej nie rozumie", iż "umiera z głodu". Zamiast porozmawiać z opiekunką, upewnić się, iż wszystko jest pod kontrolą i spróbować uspokoić dziecko – matka wsiadła w auto i pojechała po córkę. 500 kilometrów po trzech dniach kolonii. Z całym szacunkiem – dla mnie to absurd.

Bez słowa pojechała po córkę


Mam małe dzieci i wiem, iż jeszcze przede mną wiele wyzwań. Ale jedno już teraz wiem na pewno: nie zawsze płacz moich dzieci jest powodem, żeby startować z akcją ratunkową.

Dziecko ma prawo się buntować, tęsknić, czuć się źle w nowej sytuacji. Ale to właśnie poprzez przejście przez te trudne momenty uczy się samodzielności, radzenia sobie, wytrwałości. Taka sytuacja to też sprawdzian dla rodzica, czy mu na tę samodzielność pozwoli.

Nie zrozumcie mnie źle – nie jestem za zostawianiem dziecka w sytuacjach, które doprowadzą je do traumy. Ale tu nastolatce żadna realna krzywda się nie działa, a matka powinna wg mnie najpierw porozmawiać z organizatorami wyjazdu. Z tej opowieści wnioskuję, iż dziewczynce było po prostu niewygodnie. Były zasady, których trzeba było przestrzegać.

Teraz ta dziewczynka dostała jasny komunikat: jeżeli wystarczająco mocno zapłaczesz, mama cię uratuje. Nie musisz się starać, nie musisz próbować, bo mama przyjedzie. Później może napisze za nią maturę i pójdzie na rozmowę o pracę?

Rolą rodzica jest przygotować do dorosłości


Wychowujemy pokolenie dzieci, które nie radzą sobie z rzeczywistością, bo nie pozwalamy im tej rzeczywistości poznać na własnej skórze. Chcemy oszczędzić dzieciom płaczu, trudnych chwil, niepokoju.

Zapewnić wszystko to, czego nam samym być może brakowało. Ale przecież życie wcale nie jest usłane różami. jeżeli dziecko nie nauczy się, iż nie wszystko idzie po jego myśli, iż trzeba się dopasować, iż czasem trzeba się przemęczyć – to skąd ma się tego nauczyć później?

Dla mnie jako matki dobro dziecka to nie zawsze to, czego dziecko chce w danym momencie. Czasem to właśnie te łzy i trudne emocje są potrzebne, żeby stało się silniejsze. I choć czasem też serce mi pęka, gdy widzę smutek czy przestraszony wzrok moich synów, to wiem, iż moją rolą nie jest zawsze ratowanie ich.

Moim zadaniem jest towarzyszyć, ale też uczyć, iż życie wymaga odwagi i samodzielności. I nam wszystkim jako rodzicom tej świadomości życzę.

Idź do oryginalnego materiału