Wystawili brudne pieluchy na korytarz. Zrobiłam jedną rzecz – i opadły im szczęki

mamotoja.pl 1 dzień temu

To nie był blok z PRL-u

„Nie mieszkam w żadnym molochu z lat 80. Mam 39 lat i z 14-letnim synem wynajmuję mieszkanie na zamkniętym osiedlu oddanym trzy lata temu. Monitoring, wideodomofony, grupka na Facebooku i aplikacja do zgłaszania usterek – pełna nowoczesność” – pisze Maja.

Tym bardziej zaskoczyła ją wiadomość, która pojawiła się na sąsiedzkiej grupie. Ktoś wrzucił zdjęcie brudnych pieluch zapakowanych w worek i podpis: „Serio? Tak teraz wygląda nasze osiedle?”. W komentarzach zawrzało. Jedni wieszali psy na „brudasach z parteru”, inni chcieli dzwonić po administrację. Padały teksty o „braku kultury” i „syfie jak na dzikim zachodzie”.

A Maję zatkało.

Afera o śmieci. „Mam dziecko. Mam oczy. I serce”

„Nie zrozumcie mnie źle – wiem, iż wystawianie śmieci na korytarz to nie jest najlepszy pomysł. Ale zamiast się oburzyć, pomyślałam o tych ludziach po drugiej stronie drzwi. O tej matce albo ojcu, którzy od tygodni są niewyspani, których dzieci płaczą w nocy, a oni próbują przeżyć dzień bez załamania nerwowego” – pisze Maja.

Przyznaje, iż jej syn ma 14 lat i pieluchy to dla niej dawno zamknięty rozdział. „Ale dobrze pamiętam, jak to było. Jak człowiek chodził w piżamie do południa i nie pamiętał, kiedy ostatni raz pił kawę. Widzę te matki z oczami jak pięciozłotówki, ojców z nosidełkiem, którzy nie wiedzą, gdzie zaparkowali auto. Widzę ich w windzie, w sklepie, na spacerze z psem – zmęczonych, czasem zrezygnowanych. I jak człowiek, pomyślałam: może zapomnieli? Może naprawdę nie dali rady”.

Więc zrobiła coś banalnego. Wzięła worek z korytarza i zaniosła go do śmietnika.

„To trwało trzydzieści sekund. Ale wystarczyło, żeby nie rozkręcać kolejnej wojenki na osiedlu” – dodaje.

Dzień później – czekała na nią kartka

Następnego dnia na tablicy w klatce pojawiła się manualnie napisana kartka:
„Sąsiedzi! Dziękujemy za wyniesienie śmieci. I przepraszamy – naprawdę zapomnieliśmy. Obiecujemy poprawę”.

Maja nie wytrzymała i napisała w komentarzu, jak to wyglądało naprawdę. Że zamiast robić aferę, po prostu wyniosła ten worek. Bez szukania winnych, bez robienia zdjęć.

„Może nie było braw ani lajków, ale czułam, iż dobrze zrobiłam” – napisała. „Bo ja też kiedyś byłam tą matką na skraju. I wiem, jak wiele znaczy odrobina życzliwości”.

A Ty? Postąpiłbyś tak samo? Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl.

Zobacz też: Do matki z pociągu: przypadkiem podsłuchałam, co mówiłaś córce. I bardzo współczuję wam obu

Idź do oryginalnego materiału