“— Z dwójką damy radę, a i trzecie się zmieści. Wezmę dodatkową robotę. A może jednak chcesz pozbyć się dziecka? — spytał wprost mąż.
Ewa od kilku dni czuła się wyczerpana. Miałaby milion spraw do załatwienia, ale jedyne, na co miała ochotę, to usiąść i nie ruszać się, a najlepiej położyć i leżeć. Na widok jedzenia robiło jej się niedobrze. Test ciążowy potwierdził jej przypuszczenia.
Dopiero dwa lata temu wróciła z urlopu macierzyńskiego — ledwo odetchnęła od pieluch i śpioszków, a tu znowu… Była przygnębiona. Kuba ma już prawie pięć lat, a Zosia właśnie poszła do drugiej klasy. Dzieci potrzebują jej uwagi, a ona będzie zajęta noworodkiem. Czy zrozumieją? Nie będą zazdrosne o młodszego brata lub siostrę?
„No cóż, dziecko to dar od Boga. Dał Bóg dziecku matkę, da i matce rozum. Co tam jeszcze mówią w takich sytuacjach? Ale czasy teraz takie niepewne… Choć kiedy one były pewne? Kobiety rodziły choćby podczas wojny. Co powiedzieć w pracy? Że znów urlop macierzyński, a potem ciągłe L4?
A adekwatnie jaka praca z trójką dzieci? Rodzina się powiększy, a żyć będziemy tylko z wypłaty Darka…” Ewa męczyła się wątpliwościami i nie spieszyła, by „uradować” męża. Miała jeszcze trochę czasu w decyzję.
Niedawno szef pytał, czy ktoś z zespołu nie planuje urlopu macierzyńskiego albo odejścia. Zrozumiałe — w firmie pracowały głównie kobiety. Ewa, podobnie jak reszta, zapewniła, iż ma już komplet — chłopak i dziewczynka — i na pewno nie wybiera się na kolejny urlop. No i proszę, los płata figle.
„Ależ ja się tylko pracą martwię? Rodzina i dzieci są najważniejsze, pracy przecież…” Czas mijał, a Ewa wciąż dręczyła się niepewnością, ważąc wszystkie za i przeciw, bez konkretnego wniosku.
— Nie jesteś chora? Jesteś blada i cały czas o czymś myślisz. Trzy razy już pytałem, co kupimy Kubie i Zosi na urodziny, a ty jakbyś nie słyszała. Coś się stało? — spytał pewnego wieczora mąż.
Wtedy Ewa wyznała mu wszystko. Darek chwilę milczał, po czym zapytał:
— No to co robimy?
Nie powiedział „co ty zrobisz?”, tylko „co my zrobimy?”. Właśnie za to Ewa tak go kochała. Nie zostawi jej samej z tymi myślami. Zrobiło jej się trochę wstyd, iż chciała wszystko rozwiązać sama. Uczucie ulgi było tak ogromne, jakby ktoś zdjął jej z ramion ciężar. Podzieliła się z mężem obawami.
— Z dwójką damy radę, a trzecie się zmieści — odparł zdecydowanie Darek.
— Ale znów pójdę na macierzyński. Będziemy żyć tylko z twojej pensji. Nie wiadomo, kiedy wrócę do pracy, jeżeli w ogóle… Chociaż, są jeszcze dodatki socjalne… — zaczęła wątpić Ewa.
— Jakoś przeżyjemy. Wezmę dodatkową robotę. A może chcesz usunąć ciążę? — zapytał wprost.
— Nie wiem — przyznała się szczerze Ewa. — Ty będziesz harować od rana do nocy, a ja będę się męczyć z dziećmi w domu. I tak minie nam życie… Nie wiem — powtórzyła.
— Z dwójką czy z trójką życie minie tak samo szybko. Dobrze, mamy jeszcze czas do namysłu?
— Trochę mamy.
— To nie spieszmy się. Wrócimy do tematu później, choć jestem pewien, iż ty już podjęłaś decyzję. Czy się mylę?
— Jak my się wszyscy pomieścimy w tych dwóch pokojach? — Ewa rozejrzała się po ciasnym M2, które odziedziczyli po babci Darka.
— Pogadam z rodzicami. Zaproponuję zamianę — oni mają trzypokojowe, a są tylko we dwoje. Pewnie się zgodzą. Tata sam to proponował, gdy Zosia miała przyjść na świat.
Ewa spojrzała na męża z niedowierzaniem, ale nie powiedziała nic. Jak się spodziewała, teściowa od razu przyjęła postawę ofiary.
— Twoja żona specjalnie zaszła w ciążę, żeby wyciągnąć od nas większe mieszkanie. Kręci tobą jak chce, a ty tylko jej ulegasz!
— Mamo, to mój pomysł. Ewa nie ma z tym nic wspólnego — bronił żony Darek.
— Więc to ty, synu, chcesz zostawić nas na starość bez wygód? Nie spodziewałam się tego. My tu swoje życie mamy. W naszym wieku przeprowadzka to nie jest dobry pomysł. Ale wy myślicie tylko o sobie! — Teściowa przewróciła oczami i złapała się za serce.
— Mamo, nie rób scen. Zapytałem tylko. Jak nie, to nie. Jakoś sobie poradzimy.
— Poradzą sobie… A może Ewa zrobi aborcję? Macie już dwoje dzieci. W dzisiejszych czasach to więcej niż wystarczająco. Wszystkim byłoby lżej.
— Rozumiem, mamo.
Gdy Darek wrócił od rodziców z przygnębioną miną, Ewa wszystko zrozumiała i nie pytała o szczegóły. Unikali tematu. Raz godziła się z myślą o kolejnym dziecku, by za chwilę przerażona wyobrażać sobie powrót do pieluch, nieprzespanych nocy i ciągłego rozdarcia między dziećmi a milionem obowiązków…
Czas na decyzję się kończył, a ona wciąż nie była pewna. Pewnej nocy przyśniła jej się dziewczynka, może pięcioletnia. Biegała po mieszkaniu, śpiewając coś wesoło, trzymając w ręku mały koszyczek, jak u Czerwonego Kapturka. „Co tam masz?” — spytała Ewa. Dziewczynka zajrzała do środka i podniosła na nią szerokie, smutne oczy. Gdy Ewa zajrzała do koszyka, okazało się, iż jest pusty…
Na początku ucieszyła się, iż urodzi córeczkę. Ale po co ten pusty koszyk? Sen nie dawał jej spokoju, wracał w myślach jak natrętna melodia.
— No i co, podjęłaś decyzję? — spytał pewnego wieczora mąż.
— Tak… Nie. — I Ewa opowiedziała mu o śnie.
— To tylko sen. Znaczy, będzie dziewczynka, twoja pomocnica.
„Jaki on jednak wspaniały — pomyślała Ewa. — Urodzę. Z Darkiem niczego się nie boję. Powinnam się cieszyć, iż nie namawia mnie na aborcję, a ja wciąż się waham.” — Przytuliła się do męża.
Na decyzję wpłynęło jeszcze jedno wydarzenie. Poszli na urodziny do przyjaciół. Dom jak z bajki, a gospodyni — piękna jak z okładki „Pani”. Jedna szkoda — nie mieli dzieci. Gdy Kuba i Zosia biegali i hałasowali, Kasia zabroniła Ewie ich u— Niech się bawią — powiedziała Kasia ze smutnym uśmiechem — jakie to szczęście słyszeć w domu dziecięcy śmiech, gdyby tylko… — i wtedy Ewa po raz pierwszy naprawdę zrozumiała, iż już nigdy nie będzie wątpić w to, co najważniejsze.