To było wieczorem, gdy siedzieliśmy w kuchni. – Damy radę i z trzecim. Znajdę dodatkową pracę. A może chcesz usunąć ciążę? – zapytał wprost mój mąż, Piotr.
Kasia od kilku dni czuła się okropnie zmęczona. Tyle spraw do załatwienia, ale nie miała siły choćby wstać z krzesła. Na sam widok jedzenia robiło jej się niedobrze. Test ciążowy potwierdził jej przypuszczenia.
Dopiero dwa lata temu wróciła z urlopu macierzyńskiego, ledwo odsapnęła od pieluch i niemowlęcych ubranek, a tu znowu… Zrobiło jej się smutno. Jasiek niedługo skończy pięć lat, a Zosia właśnie poszła do drugiej klasy. Dzieci potrzebują jej uwagi, a ona będzie zajęta niemowlakiem. Czy zrozumieją? Nie będą zazdrosne o nowego braciszka lub siostrzyczkę?
„No tak, dziecko to dar Boży. Bóg dał dziecko, da i na dziecko – jak mówią. Ale czasy są niepewne, chociaż… kiedy były lepsze? Kobiety rodziły choćby w czasie wojny. A co powiem w pracy? Że znów idę na macierzyński, a potem będę brać ciągłe zwolnienia?”
„Zresztą, o jakiej pracy mowa z trójką dzieci? Rodzina się powiększy, a będziemy żyć tylko z pensji Piotra…” Kasia męczyła się tymi myślami i nie śpieszyła się, by „uradować” męża. Miała jeszcze trochę czasu.
Niedawno szef pytał, czy ktoś z zespołu nie planuje urlopu macierzyńskiego albo odejścia. Zrozumiałe – w firmie pracują głównie kobiety. Kasia, jak wszyscy, zapewniła, iż ma komplett – syna i córkę – i na pewno nie planuje kolejnego dziecka. I proszę bardzo.
„Czemu ciągle myślę o pracy? Rodzina jest najważniejsza, praca jakoś będzie…” Dni mijały, a Kasia wciąż ważyła za i przeciw, nie mogąc podjąć decyzji.
– Coś się stało? Jesteś blada i cały czas gdzieś myślami. Trzy razy cię pytałem, co kupimy Jankowi i Hani na urodziny, a ty mnie nie słyszysz. Czy coś się dzieje? – Piotr zapytał pewnego wieczoru po kolacji.
Wtedy Kasia mu wszystko wyznała. Piotr przez chwilę milczał, a potem zapytał:
– I co zrobimy?
Nie powiedział „co ty zrobisz?”, tylko „co zrobimy?”. Właśnie tak, razem. I za to Kasia tak go kochała. Nie zostawi jej samej z wątpliwościami. Poczuła lekkie zawstydzenie, iż chciała decydować sama. Nagle zrobiło się lżej, jakby spadł jej z barków ciężar. Podzieliła się z mężem swoimi obawami.
– Damy radę i z trzecim – odpowiedział stanowczo.
– Ale pójdę na macierzyński. Będziemy żyć tylko z twojej pensji. Nie wiadomo, kiedy wrócę do pracy, jeżeli w ogóle… – znów zaczęła wątpić.
– Jakoś to będzie. Znajdę dodatkową pracę. A może jednak chcesz usunąć ciążę? – Piotr znów zapytał wprost.
– Nie wiem – przyznała szczerze. – Ty będziesz harował całe dnie, ja kręcić się w domu z dziećmi. Tak nam życie przeleci…
– I z dwójką, i z trójką życie przeleci tak samo. Dobrze, mamy czas na decyzję?
– Tak, trochę mamy.
– To nie śpieszmy się. Wrócimy do tematu później, chociaż chyba już podjęłaś decyzję. Czy się mylę?
– Jak się wszyscy pomieścimy w tych dwóch pokojach? – Kasia rozejrzała się po ciasnym mieszkanku, które dostali od babci Piotra.
– Porozmawiam z rodzicami. Może zamienimy się mieszkaniami. Oni mają trzy pokoje, a są tylko we dwoje. Tata już kiedyś proponował, gdy czekaliśmy na Zosię.
Kasia spojrzała na niego z niedowierzaniem, ale nic nie powiedziała. Jak się spodziewała, teściowa od razu przyjęła postawę.
– Twoja żona specjalnie zaszła w ciążę, żeby wyłudzić większe mieszkanie. Robi z ciebie sługuska, a ty się na wszystko zgadzasz.
– Mamo, to mój pomysł. Kasia nie ma z tym nic wspólnego – bronił żony Piotr.
– Więc to ty, synu, chcesz odebrać nam spokojną starość? Nie spodziewałam się. Przywykliśmy tu żyć. A w naszym wieku przeprowadzka to nie jest dobry pomysł. Ale wy myślicie tylko o sobie – teściowa przewróciła oczami i złapała się za serce.
– Mamo, przestań. Zapytałem tylko. Nie, to nie. Coś wymyślimy.
– Oni wymyślą… A może Kasia usunie ciążę? Macie dwoje dzieci. Wystarczy. W tych czasach to i tak dużo.
– Rozumiem, mamo.
Gdy Piotr wrócił od rodziców, Kasia od razu zrozumiała po jego minie, iż nic nie wskórał. Unikali tematu. Kasia raz godziła się z myślą o kolejnym dziecku, a raz bała się powrotu pieluch, nieprzespanych nocy, bycia rozdartą między dziećmi a tysiącem obowiązków…
Zbliżał się termin, a ona wciąż nie mogła się zdecydować. Pewnej nocy śniła jej się dziewczynka, może pięcioletnia. Biegała po mieszkaniu, śpiewając, z koszyczkiem jak u Czerwonego Kapturka. „Co tam masz?” – zapytała Kasia. Dziewczynka zajrzała do koszyka i spojrzała na nią zaskoczonymi oczami pełnymi bólu. Kasia zajrzała – koszyk był pusty…
Na początku ucieszyła się, iż urodzi córeczkę. Ale co oznaczał pusty koszyk? Sen nie dawał jej spokoju.
– Więc podjęłaś decyzję? – spytał pewnego wieczoru Piotr.
– Tak… Nie – i opowiedziała mu sen.
– To tylko sen. Będzie dziewczynka, twoja pomocnica.
„Jaki on jednak wspaniały – pomyślała Kasia. – Urodzę. Z Piotrem niczego się nie boję. Powinnam się cieszyć, iż nie namawia mnie na aborcję, a ja tyle myślę…” Przytuliła się do męża.
Na decyzję wpłynęło jeszcze jedno. Poszli na urodziny do przyjaciół. Dom jak marzenie, a gospodyni – piękność jak z okładki. Jedna szkoda – nie mają dzieci. Gdy Jasiek i Zosia biegali i hałasowali, Hania zabroniła Kasi ich uciszać.
– Niech się bawią. To szczęście, gdy w domu słychać śmiech dzieci. Gdybym mogła, miałabym tyle, ile Bóg dał – powiedziała smutno.
– Ale przecież współczesna medycyna może pomóc – zauważyła Kasia.
– Myślisz, iż nie próbowaliśmy? – Hania westchnęła. – Gotowa jestem wziąć dziecko z domu dziecka. Ale mąż jeszcze ma nadzieję…
Po tym Kasia zdecydowała – zostawi dziecko. I od razuMinęły lata, Zosia i Jasiek dorastali, a Kasia często wspominała tamten sen, zdając sobie sprawę, iż pusty koszyk oznaczał nie tylko utratę dziecka, ale też niewykorzystaną szansę na pełnię szczęścia, którego teraz już nigdy nie odzyska.